
Ulotka z ofertą alkoholu z przemytu |
- Jak odbywa się organizowany przez ciebie przemyt?
– Zabieramy nasz towar z Niemiec, jedziemy z nim do Szwecji i dalej do Norwegii. Spędzam mnóstwo czasu w Svinesund i zasadniczo mam bardzo dobrą kontrolę nad tym, co się tam dzieje. To bardzo ważne w moim fachu - wyjaśnia 36-latek.
– Ile na tym zarabiasz?
– To zależy całkowicie od tego, jak wiele ja sam pracuję, jakie mamy wydatki i w końcu od tego, czy nie zostanę złapany i nie będę musiał zapłacić grzywny. Ale, nie wchodząc w szczegóły, mogę powiedzieć, że zarabiam niezłe pieniądze.
– Czy nie kusi się, by zwiększyć dostawy dzięki wykorzystaniu większych samochodów?
– Nie, zupełnie nie. Postanowiłem, że nie mogę być za bardzo chciwy.
– Nie denerwujesz się, kiedy przemycasz coś przez granicę?
– Nie! Należałoby raczej powiedzieć, że odczuwam takie samo napięcie, jakie bym czuł biorąc udział w jakiejś grze. Bez mocnych nerwów nie ma czego szukać w tej branży. I jedna rzecz jest całkiem pewna: nie lekceważę ani policji kryminalnej, zajmującej się przestępczością transgraniczną, ani celników. Bardzo dobrze wykonują swoją pracę.
– A co na to wszystko twoje sumienie?
– Państwo "orżnęło" mnie - poprzez automaty do gry - na takie pieniądze, że uważam za całkiem uczciwe odzyskanie choć części z tej kwoty. Poza tym nie sprzedaję ani kropelki alkoholu alkoholikom, tak więc moje sumienie czuje się dobrze.
![]() |
"Ty dzwonisz, my dowozimy :)" - za dużo niższe ceny, niż w oficjalnych sklepach... |
– Czy stawiasz sobie jakieś ramy czasowe dla swojego przemytniczego zajęcia?
– He, he! Tak, będę działał w branży jeszcze przez półtora roku. Mam zamiar się ożenić i dzień kiedy stanę na ślubnym kobiercu będzie końcem przemytu i dniem przejścia do "czystej" branży. Moja przyszła żona postawiła takie ultimatum. Mam plany, by otworzyć wtedy punkt małej gastronomii. Będzie mi trochę smutno, bo bardzo lubię napięcie, jakie wiąże się z przemytem.
Według słów samego mężczyzny, przyczyny, dla których wylądował w branży przemytu alkoholu, sięgają w czasy jego dzieciństwa. Kiedy miał 11 lat ukradł pieniądze, by móc grać na automatach. Potem było już tylko gorzej i gorzej: kompletne szaleństwo grania, uzależnienie.
- Bez dwóch zdań, potrafiłem przegrać nawet 150 000 koron jednego dnia. Było to dla mnie prostsze, niż zapłacenie rachunku opiewającego na 500 koron - wyjaśnia 36-latek.
Uzależnienie od gier sprawiło, że najpierw założył nielegalną szulernię w Moss, na której zarabiał do 150 000 do 300 000 koron miesięcznie.
- Ale nie byłem w stanie zaoszczędzić ani korony, wszystko zużywałem na gry i przegrywałem. W końcu stanąłem przed wyborem jednej z dwóch alternatyw: Albo popełnić samobójstwo, albo zaciągnąć się do "Legii Cudzoziemskiej". Ponieważ tu dziś siedzę, widać, że wybrałem to drugie. Uporałem się z długami i uporządkowałem swoje finanse.
Źródło: Mossavis
To może Cię zainteresować
09-06-2013 13:06
0
0
Zgłoś
09-06-2013 12:52
0
-1
Zgłoś
09-06-2013 12:29
0
-1
Zgłoś
09-06-2013 12:09
0
0
Zgłoś
09-06-2013 10:32
1
0
Zgłoś
09-06-2013 10:14
0
0
Zgłoś
08-06-2013 22:18
0
-1
Zgłoś
08-06-2013 22:10
0
0
Zgłoś