Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu
„Wielka woda przyszła znienacka”. Powódź w Vestfold i Buskerud.

 
 
Gwałtowne opady, związane z huraganem „Frida”, spowodowały olbrzymie straty w Vestfoldzie i Buskerudzie. Co gorsza, mieszkańcy byli na to zupełnie nieprzygotowani, gdyż meteorolodzy zapowiadali opady bardziej na południu, w Agder. Jedną z najbardziej poszkodowanych miejscowości jest Mjøndalen w gminie Nedre Eiker.

 

Wójt gminy Nedre Eiker, Bent Inge Bye (Ap), był przekonany, że mieszkańcy gminy mogli dzisiejszej nocy spać spokojnie, ale okazało się, że i on, i meteorolodzy bardzo się pomylili.

Huragan „Frida”, którego ataku spodziewano się w Agder, przeszedł nad województwami Vestfold i Buskerud.

Zarówno mieszkańcy, jak i funkcjonariusze służb kryzysowych zostali dosłownie wyciągnięci z łóżek, gdy hektolitry wody wylały się na nich z nieba w nocy z poniedziałku na wtorek.

Setki ludzi ewakuowano

- Zakres strat jest znaczny. Uszkodzone zostały domy, samochody i garaże, zwłaszcza w gminach Øvre Eiker, Nedre Eiker i Kongsberg – mówi szef operacyjny policji Olav Myrvold i dodaje, że służby były wprawdzie przygotowane na opady, ale nie takiego kalibru.

Wiele osób musiało zostać w trybie awaryjnym ewakuowanych ze swych domów, ale policja nie jest w stanie podać dokładnej liczby:

- Mówimy tu o setkach osób. Wielu ludzi schroniło się też zapewne u przyjaciół i sąsiadów – mówi Myrvold.

Bez ostrzeżenia

- To było ekstremalne i przyszło zupełnie bez ostrzeżenia – relacjonuje wójt Inge Bye, stojąc wraz z policjantami i ratownikami w centrum dotkniętego przez żywioł Mjøndalen. - Słyszałem prognozę, że taka pogoda ma być w Agder, ale nie u nas.

Dzisiejszej nocy duże części centrum miejscowości znalazły się pod wodą, między innymi komenda policji, hala sportowa, szereg sklepów i domów. W Krogstadelva, na drugim brzegu rzeki Drammenselva, nie ostał się chyba żaden dom, który zostałby oszczędzony przez masy wody.

W całej gminie Nedre Eiker trzeba było ewakuować 16 rodzin, czyli łącznie około 50 osób. W tej chwili znajdują się one w hotelu w Drammen lub u przyjaciół bądź znajomych.

- Wody było tak dużo, że straż pożarna musiała użyć łodzi, by dotrzeć do niektórych domów – opowiada Bye.

Część gminy została pozbawiona prądu z powodu zalania stacji transformatorowych, przez co m.in. ratusz musiał przez wiele godzin polegać jedynie na awaryjnym agregacie prądotwórczym.

Śmierć przepowiadaczom pogody”?

Bye nie kryje rozczarowania z powodu nieprecyzyjnych, czy wręcz błędnych prognoz Norweskiego departamentu dróg wodnych i energetyki (Norges vassdrags- og energidirektorat - NVE) i Instytutu meteorologii:

- Zazwyczaj ostrzeżenia powodziowe przychodzą z wystarczającym wyprzedzeniem, by móc się przygotować, ale tym razem dostaliśmy je na maila dopiero o 20.15. Do tego informacja mówiła, że stan wód w mniejszych rzekach osiągnie maksymalnie poziom powodzi pięcioletniej. Tymczasem dostaliśmy powódź pięćdziesięcioletnią. W okolicach Mjøndalen spadło w ciągu ostatniej doby 130 mm wody na metr kwadratowy! Prognozy były zupełnie bezużyteczne.

Instytut meteorologii przyznaje, że prognoza dla Vestfoldu i Buskerud na dzisiejszą noc była całkowicie nietrafiona:

- Wiedzieliśmy, że mogą być gwałtowne opady, ale że w Buskerudzie i Vestfoldzie może być aż tak źle stało się jasne dopiero w poniedziałek po południu, a właściwie wieczorem – mówi dyżurny meteorolog kraju, Kristian Gislefoss. - Jeśli 130 mm deszczu, zmierzone przez prywatną stację pomiarową, się zgadza, to są to „ekstremalnie duże” opady.

Z kolei przedstawiciel NVE, czyli instytucji, która odpowiada za opracowywanie prognoz i ostrzeżeń powodziowych, stwierdził, że zaktualizowane dane o ilości opadów pojawią się dopiero we wtorek rano, czyli długo po przejściu nawałnicy...

Ej, bystra woda...

Mieszkańcy Mjøndalen opowiadają, że woda wezbrała niezwykle szybko.

- Przez chwilę lało się z nieba tak, że widać było tylko ścianę wody i nagle zobaczyliśmy, że cała ulica i okoliczne ogródki są już pod wodą. Woda zaczęła błyskawicznie wlewać się do piwnic. Minęło może pół godziny i domy były zalane do wysokości około półtora metra – relacjonuje Erik Pedersen, mieszkaniec Mjøndalen.

W sąsiedztwie jego domu nie ma ani jednego budynku, który nie zostałby dotknięty powodzią. W wielu miejscach woda sięgnęła na wysokość ponad metra. W tej chwili obrona cywilna i straż pożarna jeżdżą z pompami od domu do domu i wypompowują wodę.

Nie ma ofiar w ludziach

Wójt Nedre Eiker chwali sprawność i zaangażowanie osób, które musiały w trybie awaryjnym zająć się pomocą ofiarom powodzi.

- Chciałbym bardzo gorąco podziękować wszystkim zaangażowanym w akcję ewakuacyjną i likwidację skutków powodzi, począwszy od straży pożarnej, a skończywszy na pracownikach opieki domowej. Wszyscy byli dziś w nocy na posterunku i dali z siebie wszystko.

Pomimo dużych strat materialnych można mówić o szczęściu, gdyż powódź nie pochłonęła żadnych ofiar w ludziach. Nikt też nie został poważnie ranny.

- Mieliśmy kilka zgłoszeń o wypadkach drogowych, kiedy to ludzie zjechali z pokrytej wodą drogi, ale we wszystkich przypadkach skończyło się na niegroźnych otarciach i siniakach – mówi szef operacyjny policji, Olav Myrvold.

Zamknięte drogi i linie kolejowe

Z powodu powodzi lub osunięcia się gruntu zamkniętych zostało wiele dróg, zarówno w Vestfoldzie, jak i w Buskerudzie. Aktualizowaną na bieżąco listę dróg, które wciąż pozostają nieprzejezdne można znaleźć na stronie Krajowego zarządu dróg (Statens vegvesen).

Występują również ograniczenia w ruchu pociągów. Tory na odcinkach Hokksund - Kongsberg oraz Hokksund - Vikersund są zamknięte z powodu powodzi i lawin ziemno-błotnych.



Źródło: Aftenposten

 



Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok