Szkoły tuczą dzieci

Od pierwszego września w Polsce mają zacząć obowiązywać przepisy, które zakażą sprzedaży niezdrowych produktów w szkolnych sklepikach. Przedsiębiorcy i sklepikarze już się burzą. My zaglądamy norweskim dzieciom do tornistra.
Dziecko wylane z kąpielą
Dane z Instytutu Żywności i Żywienia wskazują, że aż 30 proc. polskich dzieci w ostatnich klasach szkoły podstawowej ma nadwagę, z czego 90 proc. nie z winy genów ale złych nawyków. Konsekwencje nadwagi są udowodnione: cukrzyca i choroby serca. Dlatego od października w polskich szkołach żywieniowa rewolucja: zaczną obowiązywać przepisy zakazujące sprzedaży śmieciowego jedzenia w przyszkolnych sklepikach i na stołówkach.
Na talerzu mają teraz pojawić się ryby i warzywa, a ze szkolnych sklepików znikną czipsy i słodycze. Krytycy twierdzą, że ta nieprzemyślana krucjata ministerstwa zdrowia nikomu nie wyjdzie na zdrowie. Wartościowe jedzenie jest po prostu za drogie na kieszenie polskich rodziców. Więcej, sami rodzice pakują dzieciom do tornistrów Coca Colę i ciastka.
Źródło: Folkehelseinstitutet. Procent norweskich dzieci z nadwagą i odtyłością (jaśniejszy kolor)
Rzepa, marchew i łyżka tranu
Norwegia też mierzy się z tematem żywieniowego analfabetyzmu, jak o nawykach nowej generacji mówią dietetycy.
Dawno temu (około 1890 roku) w norweskich szkołach podawano tzw. śniadanie z Oslo: mleko, kromka chleba z serem, jabłko, pomarańcza, marchewka, rzepa i łyżka tranu. W 1960 roku darmowe posiłki wycofano i drugie śniadanie ucznia stało się sprawą prywatną rodziców. Obecnie Norwegia jest osamotniona w gronie państw, z którymi się porównuje - Szwecji, Finlandii, Wielkiej Brytanii i USA - które serwują darmowe posiłki w szkołach.
Aż 98 proc. norweskich uczniów niższych klas podstawowych przynosi ze sobą do szkoły własne śniadanie, którego jakość bywa różna. W mniejszości są te dzieci, którym rodzice pakują pieczywo pełnoziarniste, jajka i owoce. Wprawdzie norweskie podstawówki zazwyczaj mają stołówkę, ale młodzież chętnie zaopatruje się poza szkołą - w pączki i mleko czekoladowe.
Złe jedzenie - nowe palenie
W 2014 roku brytyjska służba zdrowia ostrzegła, że konsekwencje chorób związanych ze złą dietą to największe w historii zagrożenie dla brytyjskiego zdrowia. - Złe jedzenie to nowe palenie, samochodowy wypadek oglądany w zwolnionym tempie, który skończy się nieuniknioną chorobą i wysokimi kosztami - ogłoszono.
Szef kuchni Bent Stiansen i Andreas Viestad z centrum kultury żywienia dla dzieci także biją na alarm w dzienniku Aftenposten.
- Wiedza o zdrowym żywieniu jest w zaniku - alarmują - Staliśmy się mistrzami w ucztach i wyrafinowanej kuchni, ale nie wiemy co jeść na co dzień.

Trzeba ich zdaniem działać już teraz i wypracować nową kulturę żywienia. Miałaby ona polegać na ponownym rozsmakowaniu Norwegów w rodzimych owocach morza, warzywach i owocach.
Przykład jak to robić daje Dania, która z powodzeniem promuje nową kuchnię nordycką. Zamiast restaurowania się, Duńczycy stawiają na badania naukowe, kampanie w szkołach i produkcję zdrowej żywności. Rozwiązanie służy zdrowiu publicznemu i prywatnym portfelom, obniża wydatki z budżetówki i spłyca różnice społeczne. Samo zdrowie.
Polubić brokuła
Rozwiązane jest tanie i proste: trzeba zacząć od edukacji w szkołach, a nie od zakazów. Okazuje się, że dzieci, które mają okazję obcować ze zdrowym jedzeniem są w stanie polubić nawet rzepę, tran i brokuły.
- Spotkaliśmy setki dzieci, które "nie lubią ryb", ale pakują w siebie łososia, którego same uwędziły - piszą Stiansen i Viestad - Widzieliśmy dzieci, które "nie znoszą marchewki", ale pałaszują całą misę marchewkowej zupy.
Dzieci po prostu muszą nauczyć się nowych smaków, tak jak uczą się alfabetu i tabliczki mnożenia.
zdjęcie: fotolia.pl - royalty free
To może Cię zainteresować
04-07-2015 06:28
0
0
Zgłoś
03-07-2015 16:29
0
0
Zgłoś