Czytelnia
Superkobiety w armii
Dobiega końca szkolenie pierwszego kobiecego oddziału sił specjalnych. Po co norweskiej armii komandoski?
Gotowe do skoku
W samolocie Hercules, kilka tysięcy stóp nad płaskowyżem Hardangervidda, dziesięć kobiet z ekwipunkiem ważącym 30 kg, przygotowuje się do skoku. Rampa z tyłu samolotu otwiera się. Kobiety liczą głośno "tysiąc, dwa tysiące, trzy tysiące. I nagle szybują jak perły na sznurku w bezkresnej przestrzeni. Pod nimi bezmiar pokryty śniegiem, skąpany w słońcu. Doświadczenie jest fantastyczne. Misja, którą przeszły, jedna z najtrudniejszych. Tak o pierwszych norweskich komandoskach pisze "Aftenposten" .
Rok temu norweska armia uruchomiła pierwsze szkolenie oddziałów specjalnych tylko dla kobiet, najcięższy dotychczas kurs komandoski dla pań. 1400 Norweżek otrzymało ofertę. Z kilkudziesięciu, które rozpoczęło szkolenie, tylko dziesięć je ukończyło.
Żadna z kobiet się jednak nie zmarnowała. Te, które odpadły w trakcie, kontynuowały służbę w innych jednostkach wojskowych.
Komandosem być
Najpierw przez dziesięć lat Norweżki mogły zgłaszać się na szkolenia spadochroniarskie. Dla wielu z nich był to pierwszy krok ku karierze komandosa. Trening nie odbiegał od tego, czego wymaga się od żołnierzy w norweskiej armii. Ćwiczyły wytrzymałość, siłę fizyczną i psychiczną, gotowość do walki. Biegały na coraz dłuższe dystanse, w coraz szybszym tempie, z coraz większym obciążeniem. Kobiety ważące 50-55 kilo, dźwigały 40-45-kilogramowe plecaki.
Annike, główna szefowa oddziału komandosek, jest pod wrażeniem. Jej zdaniem kobiety mają taką samą motywację i pasję do wystawiana się na coraz cięższe próby, jak mężczyźni. W sytuacjach stresowych mają inne poczucie humoru niż koledzy, bardziej pełne autoironii. Gorzej z kolei znoszą niedobór snu i jedzenia.
Armii trzeba kobiet
To nie uprzejmość ze strony mężczyzn-komandosów doprowadziła do powstania oddzielnego kobiecego oddziału. Doświadczenie między innymi z Afganistanu pokazuje, że Norweskie Siły Zbrojne potrzebują kobiet, którym można w stu procentach zaufać w terenie, w walce i podczas długich marszy.
Większość misji wymaga teraz kontaktu z ludnością cywilną. W wielu krajach, w których toczą się wojny, lokalne kobiety nie mogą rozmawiać z obcymi mężczyznami. Tu właśnie do akcji wkraczają komandoski.
Minister obrony Norwegii, Ine Eriksen Søreide, regularnie śledzi postępy projektu, ogląda ćwiczenia. Co mówi na to, że z kilkudziesięciu dziewczyn pozostała tylko dziesiątka? - Świadczy to tylko o tym, że to dokładnie wyselekcjonowany oddział. Praca, którą dziewczyny w to włożyły, da motywację innym, zarówno kobietom jak i mężczyznom.
Elita norweskiej armii?
Szef norweskich sił specjalnych, Frode Kristoffersen, chce kontynuować prowadzenie oddziału. Na pytanie, czy kobiety mogą wejść do elity norweskiej amii odpowiada: - Tak, jestem na to otwarty. Jednak ci, którym udało się otrzymać tę pozycję, pracowali na to po cztery-pięć lat. Także byłbym tu ostrożny.
Także Annike zastrzega, że nie od razu Rzym zbudowano: - Tu nie chodzi o zrobienie odpowiedniej ilości przysiadów i pompek. Siła wymagana, by zostać zawodowym komandosem, nie przychodzi w ciągu roku.
A w Polsce? U nas, póki co, kobieta nie może zostać komandosem. Uważacie, że warto to zmienić?
zdjęcie: fotolia - royalty free
Reklama
To może Cię zainteresować