Czytelnia
Otwarte okno polsko-norweskiego teatru
8

O planach na przyszłość, etapach przygotowania lalkarskiego spektaklu, a także początkach życia w Norwegii rozmawiamy z pomysłodawczynią inicjatywy Open Window Theatre, Dominiką Minkacz-Sira.
MN: Co takiego jest w opowieści „Snill”, że zdecydowaliście się wystawić właśnie ją?
Dominika Minkacz-Sira: Pomysł wyszedł od reżysera Przemysława Jaszczaka, który na stałe mieszka w Polsce. „Snill” autorstwa Gro Dahle to ważna i mądra książka. Opowiada o losach małej Lusi, która jest tak grzeczna... że pewnego dnia aż znika. To opowieść o szukaniu swojej tożsamości, wychowaniu, rodzicielskich oczekiwaniach wobec dziecka. Okazało się, że ja i Przemek Jaszczak kończyliśmy tę samą uczelnię. Spotkaliśmy się i dowiedziałam się, że Przemek ma materiał do zagrania przez jednego aktora. Pomyślałam wtedy: „To coś dla mnie”. Niestety w Polsce nie chciano wystawić tej sztuki. Uznano ją za „zbyt kontrowersyjną” i być może za mało wychowawczą. Przemek jest zakochany w skandynawskiej literaturze dziecięcej, więc kiedy dowiedział się, że byłaby możliwość zrealizowania „Snill” w Norwegii był wniebowzięty!
MN: Prace nad przygotowaniem sztuki trwały dwa lata. Jakie były etapy przygotowań do premiery?
DMS: Najwięcej czasu zajęły nam formalności – pisanie podań, zdobywanie funduszy. Można powiedzieć, że po części zrobiliśmy ten spektakl charytatywnie, ponieważ otrzymaliśmy tylko minimalne wsparcie. Ostatecznie udało się nam dostać środki od Bergen Kommune, FFUK oraz Spenn.
Ważnym etapem w przygotowaniu całego przedstawienia było obmyślenie scenografii. Nasz scenograf, Mateusz Mirowski, przygotował rysunki lalek, masek i kostiumów. Odpowiedzialny był również za animację, bardzo istotną część spektaklu. Scenografię wyprodukowano według planów Mateusza. Produkcja odbywała się w Wałbrzyskim Teatrze Lalki i Aktora, któremu jesteśmy bardzo wdzięczni za okazaną pomoc. Następnie wszystkie rekwizyty zostały przywiezione do Norwegii. Premierę zaplanowaliśmy na 4 września, ale już od 10 sierpnia intensywnie pracowaliśmy na próbach, które odbywały się w dwóch językach.

MN: Jakimi środkami wyrazu posługują się Państwo przy odgrywaniu przedstawienia?
DMS: W spektaklu bardzo istotna jest rola muzyki. Do dźwiękowego zilustrowania naszej historii użyliśmy twórczości pewnego muzyka, pochodzącego z RPA. Jako ciekawostkę mogę dodać, że planujemy zorganizować również spektakl w jego ojczyźnie. Przez czterdzieści pięć minut trwania spektaklu przez scenę przewijają się różne maski, lalki. Ważnym elementem była również animacja stworzona przez Mateusza. Na czas spektaklu wcieliłam się w siedem ról: głównej bohaterki Lusi, jej rodziców, babci, przyjaciółki, nauczyciela, a także narratora. Było to duże wyzwanie. Lusia grana jest trzema lalkami, w główną rolę wcielam się również jako aktorka występująca na scenie. Dodatkowym ważnym elementem przedstawienia jest wewnętrzny głos bohaterki, z którym Lusia prowadzi dialog. Wszystkie te elementy podkreślają wartość, którą niesie ze sobą opracowany przez nas tekst.

MN: Jak przedstawienie odbierały dzieci, a jak starsi widzowie?
DMS: Historia zawarta w „Snill” jest bardzo złożona. W treści bajki ukryte są tematy dotyczące postrzegania świata przez dorosłych i dzieci, wzajemne oczekiwania, wpływ wychowania na charakter. Starsza widownia dostrzegła te elementy. Młodsze dzieci zwracały większą uwagę na wrażenia wizualne. Spektakl jest intensywny, dynamiczny. Co jakiś czas pojawiają się lalki, maski, animacje. Dużo się dzieje. Po występie widzowie chętnie podchodzili do nas i dziękowali nie tylko za dobry spektakl, ale także za to, że Polacy w Norwegii zrobili coś fajnego poza granicami swojego kraju. Na premierze spektaklu był również przedstawiciel ambasady, któremu także podobał się nasz występ.
MN: Czy emigracja do Norwegii zmieniła coś w Pani sposobie patrzenia na sztukę, na życie?
DMS: Życie w Norwegii jest spokojniejsze, bardziej stabilne. Człowiek ma możliwość zatrzymania się, pomyślenia nad niektórymi sprawami. Doświadczam tutaj mniejszej ilości chaosu, mogę skupić się na innych rzeczach. Od swoich znajomych w Polsce bardzo często słyszę o nieustannym stresie, pogoni za pracą, pieniędzmi. To potrafi zahamować myślenie o tworzeniu. Nie tęsknię za tym. Muszę jednak powiedzieć, że w Polsce dzieje się o wiele więcej jeżeli chodzi o wydarzenia kulturalne. Mamy też więcej ludzi z doświadczeniem i z ciekawymi, artystycznymi pomysłami.

MN: Czy istnieje jakaś pozycja z literatury norweskiej, którą Open Window Theatre chciałby wystawić najbardziej?
DMS: Nadal planujemy utrzymywać się w skandynawskiej stylistyce. Chcielibyśmy wystawić również opowieści z gatunku szwedzkiej i duńskiej literatury dziecięcej. Razem z naszym norweskim przedsięwzięciem, byłby to swojego rodzaju „tryptyk skandynawski”. Jednak nie chcemy ograniczać się wyłącznie do opowieści z Europy Północnej. Mam pomysł na zrealizowanie spektaklu opartego na francuskiej bajce dla dzieci „365 pingwinów”. To bardzo śmieszna historia opowiadająca o losach rodziny, która codziennie otrzymuje pocztą od nieznanego nadawcy... jednego, żywego pingwina. My na scenie będziemy używać lalek wykonanych z różnych materiałów. Spektakl rozgrywa się bez słów, więc nadaje się do zaprezentowania międzynarodowej publiczności.
MN: Jakie były początki Open Window Theatre? Jakie znaczenie ma ta nazwa dla rodzaju sztuki, którym zajmuje się grupa?
DMS: Po przyjeździe do Norwegii odcięłam się trochę od aktorstwa. Nie wiedziałam do końca jak wygląda praca w tym zawodzie w Norwegii. W Polsce osoby z podobnym do mojego wykształceniem, mają dość ciężko. Po wyjeździe, znalazłam pracę w Domu Kultury, gdzie pracowałam z dziecięcą grupą teatralną. Teatr formy w Norwegii trochę kuleje, nie ma wielu osób przygotowanych do odgrywania tego typu sztuki. Nazwa Open Window Theatre również ma znaczenie. Otwarte okno to dla mnie metafora teatru otwartego na współpracę międzynarodową, powiew wiatru, świeżość, którą można wnieść do sztuki.

MN: Studiowałaś we Wrocławiu, ale później przeniosłaś się do Norwegii. Jak wyglądały twoje początki w nowym kraju, środowisku?
DMS: Wyjechałam do Norwegii ze względu na... miłość. Pracowałam za granicą w czasie wakacji i wtedy poznałam mojego przyszłego męża – Norwega. Potem podjęłam decyzję o opuszczeniu Polski i przeniesieniu się na stałe do nowego kraju. Początki życia w Norwegii oczywiście były trudne, ale nauczyłam się czerpać z tych doświadczeń siłę do przezwyciężania przeciwności. Dzięki emigracji dużo się nauczyłam. Martwi mnie tylko, że mnóstwo zdolnych ludzi, moich rodaków, marnuje swoje możliwości i talenty z powodu nieznajomości języka oraz że tak mało Polaków bierze udział w wydarzeniach kulturalnych na terenie Norwegii.
MN: Jak układa się współpraca przy tworzeniu polsko-norweskich produkcji teatralnych? Czy obie strony uczą się czegoś od siebie?
DMS: Bardzo dobrze! Przemek i Mateusz są profesjonalistami w tym co robią. Nigdy nie mam obaw związanych ze scenariuszem albo scenografią. Dzięki nim mogłam też zrealizować swoje marzenie – znów wystąpić na scenie. Mateusz zorganizował również seminarium scenograficzne dla Norwegów. Obie strony były bardzo zadowolone ze spotkania.
MN: Jakie są plany Open Window Theatre na kolejne miesiące? Gdzie będzie można oglądać Państwa przedstawienia?
DMS: Mamy zaplanowanych kilka występów na jesień. 7.10 i 8.10 wystawimy spektakl w Chorzowskim Centrum Kultury. Natomiast w listopadzie odwiedzimy Mini Midi Maxi Festival w Bergen. W tym samym mieście wystawimy również „Snill” w Concerteateret dwa tygodnie później.
MN: Dziękuję za rozmowę.
zdjęcia: Open Window Theatre
zdjęcia: Open Window Theatre
Reklama
Reklama
To może Cię zainteresować
13
30-09-2015 13:48
3
0
Zgłoś
30-09-2015 09:07
22
0
Zgłoś
30-09-2015 08:52
16
0
Zgłoś
28-09-2015 18:57
20
0
Zgłoś
28-09-2015 18:08
3
0
Zgłoś
28-09-2015 15:32
23
0
Zgłoś
28-09-2015 15:13
12
0
Zgłoś