Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Czytelnia

Norweskie safari małym fiatem

agnieszka.kujawa@mojanorwegia.pl

30 września 2015 09:53

Udostępnij
na Facebooku
1
Norweskie safari małym fiatem



Wielu z nas ma szalone marzenia, ale nie każdy decyduje się na ich realizację. Pan Wojciech chciał dotrzeć polskim fiatem 126 na Nordkapp... i postawił na swoim! Po osiągnięciu celu, zgodził się nam opowiedzieć o trudach i najwspanialszych momentach wyprawy.


MojaNorwegia: Jaka była Pana pierwsza myśl po dotarciu do celu?


Wojciech Wanciszewicz: Byłem prawie na miejscu, kiedy zobaczyłem, że krajobraz jest cały zamglony. Na początku poczułem się lekko zawiedziony. Im bardziej zbliżałem się do celu, tym mniej było widać, a planowałem przecież kilkugodzinny pobyt na Nordkappie. Chciałem zwiedzić okolicę i przyznam się, że liczyłem też na fajne zdjęcia. Jednak wszystko zmieniło się, kiedy zobaczyłem tablicę z napisem „Nordkapp”. Pomyślałem: „Udało się!” . Zacząłem skakać i krzyczeć z radości. Poczułem się naprawdę wyjątkowo. Dałem radę i to napawało mnie dumą. Zapomniałem o rozczarowaniu związanym z mgłą. Widok słynnego pomnika na przylądku mi wystarczył. Podczas podróży przez całą Norwegię, widziałem tak piękne miejsca, że nawet o czymś takim nie śniłem.

Pan Wojciech cieszący się ze spełnionego marzenia.
fot. facebook.com/LittleFiatAdventure


MN: Jakie trudności napotkał Pan na drodze? Czy podczas wyprawy zdarzyły się jakieś rzeczy, których Pan nie przewidział?


WW: Na szczęście na wszystkie niedogodności, których doświadczyłem na trasie byłem przygotowany. Przed wyprawą na Nordkapp, odbyłem długą „jazdę próbną”. Początkowo przejechałem przez polskie drogi ponad 2000 kilometrów. Natomiast cała wyprawa wystartowała z Budapesztu. Zdecydowałem się na taki punkt startowy, ponieważ chciałem jeszcze przed wjazdem do Norwegii przygotować się na ewentualne awarie, które by mnie czekały. W razie gdybym sobie nie poradził, zawsze miałem dość blisko do Polski i mogłem w miarę szybko wrócić do kraju.


MN: Czy często zdarzały się naprawy samochodu?


WW: Auto, którym przemierzałem trasę, przeznaczone było dla pewnego kolekcjonera. Stan pojazdu nie budził żadnych zastrzeżeń, jednak samochód nie był przystosowany do tak długiej i ciężkiej podróży. Naprawy po drodze były nieuniknione. Największy problem miałem z silnikiem. Po czterech naprawach, które uziemiły mnie jeszcze na trzy tygodnie w Polsce, chciałem się poddać. Podłamałem się i powoli traciłem nadzieję, że będę mógł kontynuować swoją podróż. Wtedy z pomocą przyszli moi kochani rodzice, którzy cały czas mnie motywowali i trzymali za mnie kciuki. Wraz z moim kolegą, Szymonem Dobiszewskim, przeprowadziliśmy ostateczną naprawę i udało mi się ruszyć w dalszą drogę. W czasie, w którym byłem jeszcze uziemiony w Polsce, bardzo wspierały mnie osoby śledzące losy wyprawy. Moją największą fanką okazała się mała Hania, córka koleżanki, która codziennie podpytywała mamę: „Czy są już na stronie nowe zdjęcia maluszka?” Wszystkim bardzo dziękuję za dobre słowa w trudnym dla wyprawy okresie.


MN: W czasie wyprawy udało się Panu również oglądać zlot zabytkowych samochodów. Jakie były reakcje innych osób na polskiego fiata?


WW: Tankowałem akurat auto, kiedy podeszła do mnie pewna zaciekawiona Norweżka. Zaczęliśmy rozmawiać. Wypytywała mnie o Maluszka, który na wszystkich spotkanych przeze mnie osobach robił ogromne wrażenie. Akurat w tym samym czasie, w pobliżu stacji odbywał się zlot grupy miłośników motoryzacji Nafta Tømmerelva. Podjechałem bliżej zabytkowych aut. Samochód wzbudził spore zainteresowanie wśród zebranych właścicieli pojazdów. Musiałem odpowiedzieć na mnóstwo pytań dotyczących Maluszka! Już trzy lata temu, będąc w Skandynawii, zauważyłem, że Fiat 126p robi furorę! Ten klasyczny polski samochód zawsze wzbudza ciekawość i pozytywne emocje wśród ludzi.

Fiat126 załapał się nawet na zlot starych samochodów.
fot. facebook.com/LittleFiatAdventure


MN: Które miejsca zrobiły na Panu największe wrażenie podczas przemierzania trasy?


WW: Niewątpliwie największe wrażenie zrobiły na mnie Preikestolen oraz góra Kjerag. Niesamowity widok! Do kompletu zabrakło mi zdobycia słynnego języka trolla, czyli skały Trolltunga. Jednak ze względu na brzydką pogodę, musiałem sobie odpuścić. Mam cały czas nadzieję, że jeszcze tu wrócę. Szczerze przyznaję, że każdy kilometr Norwegii jest piękny. Podróż dostarczyła mi niesamowitych wrażeń, których nie zastąpią opowieści i wirtualne grafiki - to trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy.


MN: Czy podczas wyprawy często spotykał się Pan z Polonią Norweską?


WW: Bardzo często spotykałem Polaków. Podczas postojów zawsze ktoś mnie zagadywał. Polscy kierowcy machali do mnie przyjaźnie na trasie. Miałem też mnóstwo zaproszeń od Polonii, która oferowała różnoraką pomoc w czasie wyprawy. Zawsze były to miłe spotkania. Na przykład w miejscowości Håfoss, Małgosia i Paweł, których chciałbym tutaj pozdrowić, zaproponowali mi zorganizowanie postoju u siebie w domu. Zjedliśmy razem pyszny obiad, nieco się odświeżyłem i podładowałem baterie. Po dwóch godzinach, byłem pełen nowej energii i gotowy do dalszej drogi na Północ! W ostatnim etapie mojej wyprawy wspierał mnie kuzyn, Łukasz Bartosiewicz, który mieszka w Tromsø. Do pokonania mieliśmy wtedy 540 km. Później odezwali się do mnie Polacy mieszkający w Alta – Stanisław i Łukasz, którzy zaproponowali nam nocleg. Ugościli nas jak swoją rodzinę. Wypoczęliśmy i byliśmy gotowi zdobyć Nordkapp! Serdecznie dziękuję całej Polonii za okazaną pomoc i dobroć.

Na Polonię zawsze można liczyć!
fot. facebook.com/LittleFiatAdventure


MN: Jaką przygodę zapamięta Pan najbardziej z tej wyprawy?


WW: Całe życie wydawało mi się, że na mojej koszulce widnieje napis „Superman” i że niczego się nie boję. Do czasu, kiedy na Preikestolen spojrzałem w kilometrową przepaść. Poczułem ciarki na plecach. Potrzebowałem około czterdziestu minut, żeby oswoić się z przestrzenią i w końcu stanąć przy krawędzi. Każdemu życzę, aby miał okazję chociaż raz w życiu znaleźć się w tym miejscu. Tak samo silnym dla mnie przeżyciem była wizyta na Kjerag. Stanąć na wielkim kamieniu, mieszczącym się między skałami, to też rzecz, która wydarzyła mi się pierwszy raz w życiu. Dodatkowo na pewno zapamiętam kąpiel w fjordach i ślizganie się po śniegu, z którego filmik umieściłem na swojej stronie.

MN: Czy ma Pan jeszcze jakieś marzenia związane z podróżowaniem?

WW: Dużo jeździłem po świecie, ale zawsze moim niespełnionym marzeniem było przejechać i zwiedzić Norwegię. Teraz się to udało i na razie nie mam innych podróżniczych planów.

Maluch na trasie.
fot. facebook.com/LittleFiatAdventure


MN: Czy ten wyjazd zmienił coś w Pana życiu?


WW:
Miałem prawie dwa miesiące na przemyślenia i spokojną analizę tego, co w życiu jest tak naprawdę ważne. Marzyłem o pracy w Norwegii, szybkim zarobieniu pieniędzy, które przeznaczyłbym na spłatę kredytu w Polsce. Myślałem też o zgromadzeniu kapitału potrzebnego na założenie własnego biznesu. Jeszcze nie podjąłem tej pracy, a już nauczyłem się, że za granicą, w obcym kraju, z dala od rodziny i przyjaciół bardzo ciężko jest żyć. Podziwiam wszystkich ludzi, którzy byli zmuszeni zostawić swoje rodziny i wyjechać za chlebem. Dopiero będąc tutaj, zrozumiałem jak trudna musiała być taka decyzja.

Pan Wojciech był zachwycony widokami.
fot. facebook.com/LittleFiatAdventure


MN: Co mógłby Pan doradzić osobom, które mają szalone marzenia, ale ciągle coś ich hamuje aby je spełnić?


WW: Warto realizować swoje marzenia. Moja wyprawa jest na to żywym dowodem. Początkowo często spotykałem się z negatywnym odbiorem mojego planu. Nie każdy ma takie szalone pomysły i wierzy, że da się je kiedyś zrealizować. Jednak jestem człowiekiem pełnym optymizmu i nie zważając na opinie innych, zająłem się promocją swojej wyprawy. Znalazłem osoby chętne mnie wesprzeć, sprawą zainteresowały się również media, co pomogło mi w dotarciu do większej liczby osób. Zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię będzie zniechęcał, ale nie należy się tym przejmować. Trzeba myśleć pozytywnie i iść cały czas do przodu!


MN: Dziękuję za rozmowę.



Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok