Czytelnia
Krabowe safari - warto spróbować!
1

Na północy Norwegii można się udać na poszukiwania zorzy polarnej, wypatrywanie wielorybów, ale jeszcze inną opcją na ciekawe spędzenie czasu jest... złapanie kraba.
Norwegowie zamieszkujący Finnmark postanowili przekuć swoje lokalne atuty w turystyczny sukces. Na krabowe safari można się udać zarówno w sezonie zimowym, jak i letnim. Uczestnicy safari udający się na krabowe safari, dostają i ubierają na miejscu specjalne ciepłe i suche kostiumy, w których mogą skakać do wody i obserwować z bliska moment wyciągania kraba przez doświadczonych nurków. Skafander sprawia również, że bez względu na umiejętności pływackie, dana osoba unosi się na wodzie. Krabowe safari jest mocno rozwinięte w okolicach Kirkenes. Stamtąd wyrusza większość wycieczek związanych z połowami tych skorupiaków. Prawdziwym krabowym królestwem jest Jarfjorden, oddalone od Kirkenes zaledwie o 25 km. Wszyscy miłośnicy owoców morza będą zachwyceni, ponieważ po połowach przyjdzie czas na przyrządzenie i degustację złowionych krabów.
Co ciekawe, norwescy rybacy traktują te zwierzaki jak szkodniki. Pierwotnym, naturalnym środowiskiem krabona królewskiego jest Morze Ochockie. Na pomysł wprowadzenia tych stworzeń również do Morza Barentsa wpadli w latach 30. ubiegłego wieku władze ówczesnego Związku Radzieckiego. Powodem była chęć znalezienia taniego źródła żywności dla ludności, która mieszkała w północno-zachodniej części kraju. Dlatego też nieoficjalnie nadano krabowi królewskiemu przydomek: „krab Stalina”. Plan zrealizowano jednak dopiero 30 lat później. W okresie 1961-1969 trafiło do tamtejszych wód trafiło około 13 000 krabów, które z czasem przeniosły się również w okolice rosyjsko-norweskiej granicy. Do lat 80. nie stanowiło to większego problemu. Jednak z czasem zauważono, że kraby zjadały rdzenne gatunki ryb i skorupiaków, co znacznie utrudniało pracę norweskim rybakom. Po kilku kolejnych latach, zauważono, że z wypraw na kraby można zrobić atrakcję turystyczną tego regionu.

fot. wikimedia.org
źródło: arctic-adventure.no, visitnorway.com, norwegofil.pl, podroze.pl
źródło zdjęcia frontowego: maxpixel.freegreatpicture.com - CC0 Public Domain
Co ciekawe, norwescy rybacy traktują te zwierzaki jak szkodniki. Pierwotnym, naturalnym środowiskiem krabona królewskiego jest Morze Ochockie. Na pomysł wprowadzenia tych stworzeń również do Morza Barentsa wpadli w latach 30. ubiegłego wieku władze ówczesnego Związku Radzieckiego. Powodem była chęć znalezienia taniego źródła żywności dla ludności, która mieszkała w północno-zachodniej części kraju. Dlatego też nieoficjalnie nadano krabowi królewskiemu przydomek: „krab Stalina”. Plan zrealizowano jednak dopiero 30 lat później. W okresie 1961-1969 trafiło do tamtejszych wód trafiło około 13 000 krabów, które z czasem przeniosły się również w okolice rosyjsko-norweskiej granicy. Do lat 80. nie stanowiło to większego problemu. Jednak z czasem zauważono, że kraby zjadały rdzenne gatunki ryb i skorupiaków, co znacznie utrudniało pracę norweskim rybakom. Po kilku kolejnych latach, zauważono, że z wypraw na kraby można zrobić atrakcję turystyczną tego regionu.

fot. wikimedia.org
Ponadto co roku w Norwegii odbywa się w Vadsø Festiwal Krabów Królewskich (Kongekrabbefestivalen), gdzie prezentowane są różne ciekawe dania przygotowane z tych skorupiaków. Sam bohater, krab królewski to prawdziwy gigant oceanu – jego waga dochodzi do 13 kg, a rozpiętość odnóży często przekracza 180 cm. Chcielibyście wziąć udział w takim safari? A może próbowaliście kiedyś zjeść kraba?
źródło: arctic-adventure.no, visitnorway.com, norwegofil.pl, podroze.pl
źródło zdjęcia frontowego: maxpixel.freegreatpicture.com - CC0 Public Domain
To może Cię zainteresować
1
25-01-2015 15:11
1
0
Zgłoś