
„Naszym zdaniem...”
Nikogo nie ocenia się nam tak łatwo, jak innych ludzi, więc przede wszystkim, wracając z emigracji, należy koniecznie ubezpieczyć się w siłę ducha, która pozwoli wysłuchać opinii na własny temat. Każdy, z życzliwością lub też nie, może nam powiedzieć czy nasz wyjazd, a później powrót, był błędem czy nie, czy coś zmarnowaliśmy, czy zyskaliśmy. Pamiętajmy jednak, że my, niestety, na miejscu naszych przyjaciół zachowalibyśmy się prawdopodobnie tak samo.
„Ile przywieźliście kasy?”
„Tak mało?” Każdy kto nigdy nie był zagranicą , jest wciąż pod wpływem mitu, że nigdzie się tak łatwo nie zarabia pieniędzy. Trzyletni pobyt na „saksach”, jak żartobliwie nazywa się emigrację, zobowiązuje nas do zakupu mieszkania, samochodu i wakacji dla całej rodziny w Egipcie. Trudno wytłumaczyć, że owszem, żyje się łatwiej, ale nic nie przychodzi bez wysiłku i że szybciej możemy coś odłożyć niż w Polsce, ale milionerami nie będziemy.
Utracona samodzielność
Tyle razy marzyłam o tym, żeby mama podała mi śniadanie do łóżka, ugotowała pierogi i starła kurze. Szybko jednak zdałam sobie sprawę z tego, że wspólne mieszkanie to także szereg ustępstw i ponownego szukania kompromisów. Przez ostatnie lata byłam „Panią swego domu” i wiem jak trudno byłoby zrezygnować samodzielnego mieszkania i własnych przyzwyczajeń.
Szukam pracy
Po pierwsze: Wymagamy pięciu lat doświadczenia, studiów wyższych na dwóch kierunkach, znajomości czterech języków i preferujemy absolwentów.
Po drugie: Oferujemy prowizyjny system wynagrodzeń, 1% od dochodu firmy.
Po trzecie: „Szuka Pani pracy przez URZĄD PRACY? Ja bym radziła jednak szukać na własną rękę, bo my tu nic nie mamy”
„Pani stanie w kolejce”
Powiatowy Urząd Pracy, Urząd Skarbowy, Urząd Wojewódzki... Każdy z nas przyzwyczaił się do faktu, że w Wielkiej Brytanii większość rzeczy możemy załatwić drogą telefoniczną lub po prostu umówić się na spotkanie w konkretnym miejscu, na konkretną godzinę, z konkretną osobą, która będzie miała uśmiech na twarzy.
Wracając do kraju musimy bezbłędnie opanować formułkę „Przepraszam, kto z Państwa jest ostatni w kolejce? Dziękuję, to ja będę za Panią” lub też nauczyć się, jak nawet z zamkniętymi oczami, odszukać maszynę, która ustali kolejność za nas i nie zrażać się kiedy zobaczymy na karteczce numer
„Formularz wypełni”
Kiedyś zgubiłam dowód. Pierwsza myśl to ta, żeby jak najszybciej go zablokować, aby nie obudzić się z kredytem na koncie. Policja, Urząd Wojewódzki, Bank, Urząd Skarbowy, pracodawca - to instytucje i ludzie, których musiałam odwiedzić, a w każdej formularz do wypełnienia... Imię, nazwisko, imię ojca, nazwisko panieńskie matki...A ja tylko chciałam zgłosić zaginięcie i później zmienić numer dokumentu.
„To nie ta kolejka”
„Pójdzie Pani na drugie piętro do okienka 12, ja tu obsługuję tylko tych co mają na przykład zielone oczy...”- prześmiewcze, ale bliskie prawdy.
Premier i kot, pewien polityk i solarium oraz kim był dziadek pana T.
Wielu z nas wyjechało z Polski pchniętych myślą, że w kraju, w którym ważniejszy jest wzór na sukience żony premiera, niż to jak zapewnić poczucie bezpieczeństwa w społeczeństwie, nic się nie zmieni. Ile razy nie mieliśmy ochoty słuchać wiadomości na temat tego z kim sypiają członkowie sejmu, kim był wujek cioteczny babki zastępcy ministra do spraw nieistotnych? Ile razy zastanawialiśmy się nad tym, jakie to ma dla nas znaczenie, czy pomoże nam w zdobyciu wymarzonej pracy, wykształcenia i poczucia, że kiedyś nie będziemy musieli martwić się o jutro? Jak z uśmiechem na twarzy słuchać wiadomości w kraju, który, jako jedyny ma zapasową kopię prezydenta, gdzie w imię walki politycznej można zszargać wszelkie ideały, a tematy ważne dla społeczeństwa są nie istotne dla polityków?
Źródło: Londynek.net Magdalena Zuber

To może Cię zainteresować