Hamarczycy, odcinek 1: "Tata, co znaczy Mjøsa?"
Życie nie pozostawia wyboru. Czy rodzinie Grantów uda się rozwinąć żagle tam, gdzie tygodniami nie wieje wiatr? Gdzie ludzie są przyjaźni, a praca dobrze płatna? W kraju, gdzie bezpieczeństwo czyha na każdym kroku, a złodziei trzeba szukać ze świecą? Oto "HAMARCZYCY" - współczesna saga rodziny Grantów. Czytaj już teraz na portalu Moja Norwegia. Premierowe odcinki w każdą niedzielę.
HAMARCZYCY- obsada:
Ania Grant - lat 7, mała wygadana spryciara, dusza artystki.
Dziadek Władek - lat 75, złota rączka.
- Tata, a gdzie my jesteśmy?
- Tu - rzuciłem mapę na stół i zastukałem palcem we właściwym miejscu. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Oooo, ale fajnie, niebieski to mój ulubiony kolor - zachwyciła się Ania.
- Przecież niebieski to jezioro - wtrącił przytomnie Krzyś, i na wszelki wypadek rozejrzał się wkoło, czy nas nie zalewa.
- To jest Mjøsa - wyjaśniłem - największe jezioro w Norwegii, a my mieszkamy tu, na brzegu.
- Aha... A co znaczy Mjøsa?
- Nie wiem, chyba nic nie znaczy.
- Eee, szkoda - rozczarowała się Ania, błądząc wzrokiem po mapie - A Tromsø?
- Hmmm... Też chyba nic. Nazwa własna.
- No to słabo, w Polsce jest lepiej - skomentował Krzyś. Łódź to łódź, Łapy to łapy, przynajmniej wiadomo. Albo Pisz.
- To daj długopis - Ania wyciągnęła rękę.
- Pisz, takie miasto...
- Aaaa. Tata, a co znaczy Bodø?
- Sorry, nie wiem - zaczęło mnie to irytować.
- A Narvik?
- Dzieci, dajcie tacie spokój - próbowała ratować mnie żona - Tata jest zmęczony po podróży.
- Bo on mieszka w tej Norwegii prawie rok, a nic nie wie - dobiła mnie Ania, a Krzysio kiwnął głową na potwierdzenie.
Honor ojca rodziny został wystawiony na ciężką próbę. Musiałem coś zrobić.
- Wcale nie jestem zmęczony - ożywiłem się z błyskiem w oku - I wiem więcej, niż wam się wydaje. Co tam jeszcze macie? - zapytałem z szelmowskim uśmiechem.
- Na przykład... Co znaczy... Fauske?
- Człuchów.
- Człuchów? O, fajnie. A Molde?
- Śrem.
- Super. Mo i Rana?
- Krzeczkowo-Szepielaki.
- Tata, skąd ty to wszystko wiesz?
- Mieszka się tu rok, to się wie...
- A Fredrikstad?
- Eeeee... Kazimierz... Znaczy się Piotrków. Trybunalski.
- Na pewno?
- 100 procent - odpowiedziałem z dumą i bez cienia wątpliwości.
- A Oslo to Warszawa?
- Można tak powiedzieć.
- A jak u nas jest legenda o Warsie i Sawie, to u nich byli Os i Lo?
- Marsz do łóżka i to bez gadania! - użyłem starej metody "nie masz argumentów - wystrasz przeciwnika".
-Właściwie to przypomniałem sobie, że Oslo nazywało się kiedyś Christiania i można by zaryzykować, że był tam jakiś Chris i Ania.
- Czyli Ania i Krzysio! - wykrzyknęli z dumą Ania i Krzysio i usatysfakcjonowane wiedzą taty, ucichły.
-Tata, a był w Oslo szewc Dratewka?
-Koniec gadania!
-No ba, Dratewka? Pewnie że był, nazywał się Evenpiggtrådson, ale czy był szewcem - nie ma pewności.
To może Cię zainteresować
20-10-2015 11:55
3
0
Zgłoś
19-10-2015 20:24
0
-3
Zgłoś
18-10-2015 13:54
4
0
Zgłoś