Czytelnia
Hamarczycy, odcinek 1: "Tata, co znaczy Mjøsa?"
3
![Hamarczycy, odcinek 1:](https://images.mncdn.pl/images/slider/normal_7a064_9c1b7_a1268_54f7f_60924_839d8_fotolia_86997544_subscription_monthly_m.jpg?resizeimage=h:277,w:738,t:c?resizeimage=w:500,r:1.77,t:c)
Życie nie pozostawia wyboru. Czy rodzinie Grantów uda się rozwinąć żagle tam, gdzie tygodniami nie wieje wiatr? Gdzie ludzie są przyjaźni, a praca dobrze płatna? W kraju, gdzie bezpieczeństwo czyha na każdym kroku, a złodziei trzeba szukać ze świecą? Oto "HAMARCZYCY" - współczesna saga rodziny Grantów. Czytaj już teraz na portalu Moja Norwegia. Premierowe odcinki w każdą niedzielę.
HAMARCZYCY- obsada:
![rysunek rysunek](https://images.mncdn.pl/images2/f0d85_emi-grant.jpg)
Emilia, lat 35. Nazywam się Emi. Emi Grant. Właśnie spakowałam dwójkę dzieci, dziadka i wyjeżdżam do Kraju Fiordów. Trochę się boję, tam podobno jest normalnie. Brrrr... Dobrze, że tam na miejscu czeka na mnie mąż Tommy.
![rysunek rysunek](https://images.mncdn.pl/images2/tommy-grant.jpg)
Tomasz, lat 38. Cześć, tu Tommy. Tommy Grant. Muszę utrzymać rodzinę, a to nie żarty. Zarobki tu wysokie, a ludzie pomocni. A niech to! Żadnego usprawiedliwienia. Nie będzie na kogo zwalić winy. Nie mam wyjścia. Trzeba będzie sobie poradzić
Krzysio Grant - lat 9, ekspert od komputerów, oczytany i ciekawy wszystkiego.
Ania Grant - lat 7, mała wygadana spryciara, dusza artystki.
Dziadek Władek - lat 75, złota rączka.
Wreszcie nadszedł ten upragniony dzień, kiedy po roku pracy w Norwegii mogłem sprowadzić rodzinę. Żona, dwójka dzieci i dziadek - znów byliśmy w komplecie. Przed snem dzieci rzuciły się na mapę Norwegii.
- Tata, a gdzie my jesteśmy?
- Tu - rzuciłem mapę na stół i zastukałem palcem we właściwym miejscu. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Oooo, ale fajnie, niebieski to mój ulubiony kolor - zachwyciła się Ania.
- Przecież niebieski to jezioro - wtrącił przytomnie Krzyś, i na wszelki wypadek rozejrzał się wkoło, czy nas nie zalewa.
- To jest Mjøsa - wyjaśniłem - największe jezioro w Norwegii, a my mieszkamy tu, na brzegu.
- Aha... A co znaczy Mjøsa?
- Nie wiem, chyba nic nie znaczy.
- Eee, szkoda - rozczarowała się Ania, błądząc wzrokiem po mapie - A Tromsø?
- Hmmm... Też chyba nic. Nazwa własna.
- No to słabo, w Polsce jest lepiej - skomentował Krzyś. Łódź to łódź, Łapy to łapy, przynajmniej wiadomo. Albo Pisz.
- To daj długopis - Ania wyciągnęła rękę.
- Pisz, takie miasto...
- Aaaa. Tata, a co znaczy Bodø?
- Sorry, nie wiem - zaczęło mnie to irytować.
- A Narvik?
- Dzieci, dajcie tacie spokój - próbowała ratować mnie żona - Tata jest zmęczony po podróży.
- Bo on mieszka w tej Norwegii prawie rok, a nic nie wie - dobiła mnie Ania, a Krzysio kiwnął głową na potwierdzenie.
Honor ojca rodziny został wystawiony na ciężką próbę. Musiałem coś zrobić.
- Wcale nie jestem zmęczony - ożywiłem się z błyskiem w oku - I wiem więcej, niż wam się wydaje. Co tam jeszcze macie? - zapytałem z szelmowskim uśmiechem.
- Na przykład... Co znaczy... Fauske?
- Człuchów.
- Człuchów? O, fajnie. A Molde?
- Śrem.
- Super. Mo i Rana?
- Krzeczkowo-Szepielaki.
- Tata, skąd ty to wszystko wiesz?
- Mieszka się tu rok, to się wie...
- A Fredrikstad?
- Eeeee... Kazimierz... Znaczy się Piotrków. Trybunalski.
- Na pewno?
- 100 procent - odpowiedziałem z dumą i bez cienia wątpliwości.
- A Oslo to Warszawa?
- Można tak powiedzieć.
- A jak u nas jest legenda o Warsie i Sawie, to u nich byli Os i Lo?
- Marsz do łóżka i to bez gadania! - użyłem starej metody "nie masz argumentów - wystrasz przeciwnika".
Dzieci pomruczały niezadowolone, ale zanurkowały w pościeli. Było mi jednak trochę głupio.
-Właściwie to przypomniałem sobie, że Oslo nazywało się kiedyś Christiania i można by zaryzykować, że był tam jakiś Chris i Ania.
- Czyli Ania i Krzysio! - wykrzyknęli z dumą Ania i Krzysio i usatysfakcjonowane wiedzą taty, ucichły.
Wydawało mi się, że tę batalię mam wygraną, gdy nagle Krzyś wystawił nos spod kołdry i zapytał szeptem:
-Tata, a był w Oslo szewc Dratewka?
Tego było już za wiele.
-Koniec gadania!
Ale zanim poszedłem spać, dla pewności otworzyłem słownik. Z dziećmi nic nie wiadomo. Niby 7 i 9 lat, ale przebiegłe jak lisy, jutro mogą drążyć temat, a autorytet to priorytet. Dratewka, dratewka... Nie ma. Hmmm... Na wszelki wypadek sprawdziłem "drut" i "Ewka", brzmi prawie jak dratewka. Drut był nawet kolczasty. Piggtråd. Dodałem Ewkę z przodu i jeżeli jutro któryś z tych gałganów ośmieli się wrócić do tematu, odpowiem:
-No ba, Dratewka? Pewnie że był, nazywał się Evenpiggtrådson, ale czy był szewcem - nie ma pewności.
Rys./Ilustracja: Katarzyna Sadowska
To może Cię zainteresować
20-10-2015 11:55
3
0
Zgłoś
19-10-2015 20:24
0
-4
Zgłoś
18-10-2015 13:54
3
0
Zgłoś