Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Czytelnia

Dzień, w którym Norwegia straciła niewinność

michał@mojanorwegia

30 sierpnia 2015 07:00

Udostępnij
na Facebooku
Dzień, w którym Norwegia straciła niewinność


To była pierwsza w historii kraju egzekucja, popełniona z tak zimną krwią. Jej sprawcy nie odnaleziono od 80 lat.

Mamy rok 1934. Centrum Oslo, zimna styczniowa noc. Policyjny patrol zauważa stojący na uboczu samochód. Ktoś siedzi w środku pojazdu. Z pasażerem wyraźne coś jest nie tak - nie rusza się od dłuższego czasu (a mróz tej nocy był siarczysty). Jeden z funkcjonariuszy decyduje się podejść do samochodu. Kiedy otwiera drzwiczki, na ulicę wypada ciało zawinięte w zakrwawiony koc. 

Czytaj kolejną historię o niewyjaśnionych zbrodniach Norwegii.


To był absolutny szok


Osobą w kocu był Edvard Rustad, norweski biznesmen. Otrzymał on cztery strzały w tył głowy. 

Norweska opinia publiczna była wstrząśnięta. Pierwszy raz w historii tego kraju ktoś tak jawnie zadrwił z organów ścigania. Fakt, że zabójca nawet nie krył się z popełnieniem zbrodni, zszokował Norwegów.

Rozpoczęło się śledztwo, którego Norwegia jeszcze nie widziała. 

Pierwsze poszlaki wskazywały na zabójstwo na tle rabunkowym. Rustad był rozpoznawaną postacią w Oslo: zajmował się sprzedażą pozostałości z domów strawionych przez pożary. Wszyscy wiedzieli, że lubił chwalić się swoim Dodge'm; codziennie jeździł nim po ulicach, z portfelem wypchanym pieniędzmi. Nie było by trudno zapamiętać jego trasę i dokonać rabunku. Za tą tezą przemawiał fakt, że przy ciele nie znaleziono portfela.

Wzięty "na przejażdżkę"


Jednak dalsze śledztwo zweryfikowało ten pogląd. Na tylnym siedzeniu samochodu znaleziono łuski po nabojach. Wskazywało to, że biznesmen został zabity w iście gangsterskim, amerykańskim stylu.

Przypomnijmy, że w tym samym czasie w Stanach grasowała mafia. Ulubioną metodą gangsterów z Chicago na pozbycie się niewygodnych osób było wzięcie ich "na przejażdżkę". Gangster wsiadał do samochodu ofiary i kazał mu jechać przed siebie. Kiedy okolica była opustoszała, rozkazywał zatrzymać samochód i strzelał.

Ten trop wskazywał, że Rustad zginął albo z ręki obcokrajowca, albo z ręki osoby bardzo zafascynowanej amerykańską mafią. Teorię "zabójcy z Ameryki" wspierały też inne ślady: znalezione naboje były rodzaju Western 25 Auto. To amunicja produkowana w Stanach i nie sprzedawana w Norwegii od 1929 roku.


morderstwo
Policjanci z Oslo badają samochód, w którym znaleziono Rustada.
fot. NRK


Jednak te ślady nie pomogły policji odnaleźć zabójcy; jego tożsamość dalej pozostawała tajemnicą. 

Pewne poszlaki wskazywały na związek Rustada z gangiem Andvik - bandą podpalaczy, która zajmowała się podkładaniem ognia pod budynki, a następnie wyłudzaniem za nie ubezpieczenia. Rustad miał prowadzić z nimi interesy, w sposób podobny do rzymskiego Krassussa: oni podpalali domy, a on zabierał ich pozostałości i sprzedawał z zyskiem. Jednak ich współpraca nigdy nie została udowodniona.

Ślady prowadzące donikąd


Pojawiła się hipoteza, że Rustad wcale nie został wzięty "na przejażdżkę". Informacje uzyskane od pracowników biznesmena wskazywały, że zginął on w innym miejscu.

Jeden z nich zeznał, że wcześniej w noc swojej śmierci Rustad otrzymał telefon. Po zakończeniu rozmowy zabrał płaszcz, pracownikowi powiedział, że jedzie na przejażdżkę i wsiadł do samochodu. Dokąd pojechał? Nie wiadomo. Jednak ślady na podeszwach biznesmena wskazywały, że przed śmiercią odwiedził jakieś pogorzelisko; buty brudne były od popiołu.

Pojawiły się też zeznania świadków, którzy widzieli Dodge'a Rustada prowadzonego przez kogoś innego niż on sam. Za kierownicą miał siedzieć wysoki, blady mężczyzna o złowrogim spojrzeniu, który prowadził samochód w stronę centrum Oslo. Ciężko jednak stwierdzić wiarygodność tych zeznań.

Nazistowski zabójca?


Im więcej rozgłosu zyskiwało śledztwo, tym więcej pojawiało się osób, które twierdziły, że wiedzą, kim był zabójca. Niektórzy dziennikarze, widząc nieudolność policji, przeprowadzali śledztwo na własną rękę. Najczęściej takie śledztwo było nieudane, ale pojawił się jeden trop, który rozpalił wyobraźnię Norwegów na zawsze.

Znany norweski dziennikarz, Axel Kielland, powiedział, że spotkał się z zabójcą w barze. Mężczyzna przyznał się do zabicia Rustada i poprosił go, aby poczekał jeden dzień przed pójściem na policję. Jednak nie pomogło to w ujęciu sprawcy. Dziennikarz mówił później, że spotkał zabójcę jeszcze raz: podczas nazistowskiej okupacji Norwegii. Nosił on wtedy mundur Waffen-SS.

Po 80 latach dalej nieznana pozostaje tożsamość zabójcy.




Więcej informacji na temat tego zabójstwa możecie przeczytać w książce Terje Emberlanda i Bernta Rugtvedta: "Edderkoppen".



zdjęcie frontowe: fotolia.com - royality free
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok