Fot. E. Hofoss |
Utnij hydrze głowę, a wyrosną trzy nowe
Pierwsze namioty pojawiają się już kilkaset metrów w głąb lasu od Archiwum Państwowego w Sognsvann. Wzdłuż ścieżki turystycznej na sznurkach suszy się pranie (a raczej suszyłoby się, gdyby akurat nie padał deszcz), niezawodnie wskazując drogę do obozu. Łącznie wśród sosen stoi 15 namiotów.
Przestrzeń pomiędzy dwoma z nich służy za toaletę. W powietrzu fruwa papier toaletowy. Używany. Tuż obok stoi prowizoryczna kuchnia. Dwaj młodzi mężczyźni pracowicie ścinają drzewo. Poza tym w obozie jest niemal pusto.
To tylko jedno z czterech obozowisk, jakie pojawiły się w ostatnich tygodniach wokół Sognsvann.
Po drugiej stronie jeziora znajdują się pozostałości po wielkim obozie, który został zamknięty zaledwie pół roku temu. List eksmisyjny w językach norweskim i angielskim wciąż wisi przypięty na kilkunastu drzewach:
"Począwszy od dnia 16.11.2012, od godziny 14. wszelkie przebywanie/zamieszkiwanie na tym terenie będzie nielegalne. Wszyscy, którzy posiadają tu swoje rzeczy/ruchomości, muszą je niezwłocznie zabrać".
Mimo to, zaledwie kawałek dalej powstaje nowy obóz. Koło dróżki, malowniczo nazywanej ścieżką księżycowego blasku, stoją już cztery namioty.
Dyrektor komunikacyjny Administracji gmachów publicznych, Hege Njaa Rygh mówi, że jej urząd jest świadomy tego faktu i że wysłał już pismo do urzędu egzekucyjnego w Oslo (Namsfogden) o potwierdzenie, że decyzja z listopada 2012 wciąż pozostaje w mocy.
Oni-nie-ro-zu-mie-ją
Trzy pozostałe obozy położone są na wschód od Sognsvann, na gruntach należących do gminy Oslo. Gmina ma zamiar przetłumaczyć odezwę do mieszkańców, nakazującą im opuszczenie terenu, ale - jak pokazały ubiegłoroczne doświadczenia - faktyczna likwidacja obozu potrafi trwać kilka miesięcy.
- Na ogół kiedy spotykamy koczujących w podmiejskich lasach studentów lub innych bezdomnych, na naszą prośbę odchodzą z danego miejsca. Natomiast doświadczenia z Romami są inne: nie wyprowadzają się albo nie rozumieją tego, co się do nich mówi. Dlatego też chcemy przetłumaczyć zawiadomienie na ich język, tak, by nie było nieporozumień - mówi Frank Thomassen z Miejskiego wydziału środowiska (Bymiljøetaten) w Oslo.
Jeśli mieszkańcy obozów nie zastosują się do prośby o przeniesienie obozu, sprawa zostanie zgłoszona do urzędu egzekucyjnego z prośbą o przymusową likwidację obozowiska.
- Moglibyśmy usunąć namioty natychmiast, zgodnie z ustawą o dostępie do zasobów przyrody (friluftsloven), ale decydując się na taki sposób postępowania łatwo można zostać skrytykowanym i napiętnowanym jako rasista - wyjaśnia Thomassen.
Powrót na stare śmieci?
Kiedy jesienią zeszłego roku mieszkańcy obozów nad Sognsvann zostali z nich wyrzuceni, pouczono ich, że wszystko co tam zostawią, po 19. listopada zostanie zabrane i zniszczone. Ale na polanie, gdzie obozowali Romowie wciąż można znaleźć spore ilości sprzętów kuchennych, worki z odzieżą, akumulatory samochodowe, materace, prymusy, puste butelki, pieluchy, konserwy i inne śmieci.
- Po tym, kiedy obóz został opuszczony, nasze ekipy sprzątające zostały zaskoczone przez śnieg. Dlatego prace porządkowe nie zostały ukończone. Nowe ekipy zostaną wysłane w tę okolicę w najbliższych dniach - zapewnia Hege Njaa Rygh z Administracji gmachów publicznych.
Patrząc na ich tempo działania można zaryzykować twierdzenie, że jeśli Cyganie się pospieszą, pewnie jeszcze zdążą wrócić, jeśli nie na, to chociaż po stare śmieci...
Źródło: Osloby
To może Cię zainteresować
25-05-2013 09:14
0
0
Zgłoś
25-05-2013 08:50
1
0
Zgłoś
24-05-2013 23:20
0
-3
Zgłoś
24-05-2013 22:47
0
-1
Zgłoś
24-05-2013 16:32
0
-2
Zgłoś
24-05-2013 15:50
2
0
Zgłoś