
O 3.15 w nocy, z oknem pociągu wstawało słońce. Chwilowe przebudzenie nie stanowiło jednak przeszkody w spokojnej i komfortowej nocy w przedziale kołyszącego do snu pociągu.
O 10.50 zajechaliśmy do Roveniemi, miasteczka, które jest bramą wjazdową do Laponii. Kilka kilometrów za Roveniemi przekraczamy koło podbiegunowe północne, w miejscowości zwanej Joulupukki, gdzie znajduje się także siedziba Świętego Mikołaja…. Tak przyjemniej twierdzą Finowie, gdyż Norwegowie od lat uważają, ze pochodzi on z Drøbak, małego miasteczka, położonego na zachód od Oslo. Spór trwa od dawna i jak na razie nie został rozstrzygnięty.
Z
Rovaniemi obieramy kierunek na północny zachód, z
powrotem do Norwegii, Karasjok, dokąd mamy 445 kilometrow.
Droga….
ciężko się zdobyć na ekscytujący opis… Dziesiątki, setki
kilometrów lasów i jezior. Fascynujący, ale po kilku
godzinach meczący nawet dla najbardziej wytrawnego kierowcy
krajobraz: szary asfalt drogi, zielony las i błękit nieba oraz
jezior. Ruch minimalny, fakt, ale zamiast samochodów trzeba
uważać na renifery, które przechodzą spokojnie z jednej
strony drogi na druga, nie bacząc na nikogo. Od czasu do czasu
mijamy jakiś drewniany dom w lesie i kilka małych kawiarenek, w
których oprócz kawy można kupić nożyki, ubrania i
inne pamiątki z Laponii.

Tutaj już nikt nie mówi po szwedzku, a w angielskim najlepiej czuja się ludzie młodzi.
Późnym popołudniem przejeżdżamy przez granice. Około 19.00 zajeżdżamy do malutkiej miejscowości Karasjok, "stolicy" Lapończyków.
Na
jednym z dwóch kempingów udaje nam się wynająć
ostatni wolny domek. Dziś Noc Świętojańska. W lavo rozpalono
ogromne ognisko, słońce będzie nad horyzontem przez cala noc,
zmęczenie minęło i nastawiamy się na długą i bezsenną noc.
Pierwszą, dla większości z naszej rodziny, noc polarną.


To może Cię zainteresować