
Po noclegu na kempingu w przydrożnym gospodarstwie (takich prywatnych domków do wynajęcia można znaleźć sporo, są z reguły tańsze i lepiej wyposażone niż kempingi), obudziliśmy się w deszczu.
Ostatnia
noc z kołem podbiegunowym była pogodna, ale nad ranem zachmurzyło
się i rozpadało. Pierwszy raz pakowaliśmy się w deszczu, ale o
dziwo, nawet dzieci nie narzekały! Ruszyliśmy w kierunku
południowym, oczywiście. Po kilku godzinach, ku rozpaczy wszystkich
członków rodziny, wjechaliśmy w góry Saltfjellet,
gdzie, chcąc czy nie, musieliśmy przekroczyć po raz drugi w
trakcie naszej wyprawy koło podbiegunowe… Koniec pięknego
"midnattssol", od dziś słońce będzie się chować z
horyzontem, chociaż na krótko chwilę, ale jednak…

Było to dla nas tak niepowtarzalne przeżycie, że z nostalgią patrzyliśmy na oddalające się Saltfejellet, które na dodatek uraczyło nas naglą poprawą pogody i wzrostem temperatury do 23 stopni! Saltfjellet są wspaniałym miejscem na piesze wędrówki po górach, których spora część jest rezerwatem przyrody. Tutejsza natura nie jest skażona w żaden sposób cywilizacją, i dlatego od odwiedzających miejsce turystów oczekuje się, ze potrafią uszanować ten fakt.
Dalszy
kierunek podroży to Brønnøysund. Zamiast wybrać
wygodna E6, zjechaliśmy po kilkudziesięciu kilometrach z powrotem
na mniej uczęszczane drogi, by jeszcze "łyknąć" widoków
fiordów i gór. Dojechaliśmy do Nesna, potem do
Sandessjøen, gdzie po raz pierwszy okazało się, że
dosłownie wszystkie kempingi w okolicy były zajęte!

Ostatni prom odpłynął, wiec pozostał nam motel, który okazał się najdroższym noclegiem, jaki do tej pory mieliśmy, a jednocześnie wcale nie takim komfortowym, jak można by tego oczekiwać. Ponieważ jednak zbliżała się północ, nie mieliśmy innego wyboru. Dzieci chciały pic, spać, jeść uff, wszystko na raz, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach…
Cenę noclegu pomogły nam przełknąć…dwa łosie, dostojnie spacerujące dosłownie 10 metrów od motelu, gdzie zaparkowaliśmy samochód. Niosąc bagaże do pokoju, podniosłam głowę i nagle napotkałam spojrzenie równie zdumione co moje, a należące do dumnego łosia, który po przyjrzeniu się całej rodzinie, spokojnie odmaszerował między pobliskie drzewa…


To może Cię zainteresować