
Szkoda było opuszczać kemping w Stave. Piękne miejsce i naprawdę godne gorących rekomendacji… (dla zainteresowanych: prowadzący miejsce Amerykanin jest stanu wolnego i podobno szuka swojej drugiej połowy :)
Ruszyliśmy
dalej na południe. Najpierw dojechaliśmy do Svartland, aby, dzięki
starym znajomościom z pracy mojego męża, obejrzeć łódź
norweskiej straży przybrzeżnej: imponujący statek wyposażony w technologię rodem z
XXII - wieku.

Następny
cel: Melbu. Mała miejscowość, z której popłynęliśmy
promem do Fiskebøl, aby potem przejechać jeszcze kilka
kilometrów do Svolvær - znanej miejscowości na Lofotach.

Dzień skończyliśmy lodowato: odwiedziny na wystawie "The Magic Ice" zmroziły nas całkowicie. W starym hangarze urządzono wystawę z historii i dziejów Norwegii z grą świateł, muzyką i nawet miłym barem. Tyle ze wszystko… w łodzi i w temperaturze minus 5 stopni! Na szczęście przy wejściu rozdawano ciepłe peleryny i rękawiczki. Nikt z nas nie żałował, ze skorzystał z tej możliwości, gdyż wewnątrz już po kilku minutach marzły nam nosy i paluszki. Wynajęty domek na Lofoten Kemping był istną oazą ciepła w porównaniu z tą zimną krainą Królowej Śniegu, tak więc kolejna - dziewiąta już noc w podroży - została przywitana z ulgą, że mamy śpiwory, wygodne łóżka i grzejniki w razie potrzeby.

To może Cię zainteresować