Piątek upłynął spokojnie, w większości na jeździe samochodem i krótkich postojach. Jadąc w stronę Lofoten, zboczyliśmy z drogi, aby odwiedzić małą wysepkę leżącą w Kvænangenfjord, Skjærvøy.
Nie jest to specjalnie atrakcyjne miejsce dla turystów. Nasza wizyta na wyspie miała czysto osobiste powody: kilkadziesiąt lat temu mój mąż spędzał tam jedne ze swoich letnich wakacji, mieszkając w odwiedzinach u swojej ciotki ze strony ojca. Tante (ciocia po norwesku) Dukka prowadziła tam przez kilkanaście lat jedyną w całej okolicy aptekę. Po przejściu na emeryturę sprzedała ją, aby przeprowadzić się niedaleko Oslo. Dziś mieszka zaledwie kilka kilometrów od nas i jest naszym częstym gościem.
Skjervøy ma swój mały port, do którego ciągle przybijają kutry rybackie, ze świeżo złowionymi rybami i krewetkami.
Udało nam się trafić akurat na popołudniowy powrót kutrów; z jednego z nich zakupiliśmy świeżutkie, gotowane na kutrze krewetki. Z sokiem z cytryny i majonezem smakują fantastycznie i w żaden sposób nie równają się z tymi zakupionymi w sklepie w Oslo.
Po przejechaniu jeszcze kilku godzin znaleźliśmy nocleg w Skiboton.

To może Cię zainteresować