
Dzień pod znakiem wieloryba!
Po krótkiej nocy i kilku godzinach spędzonych na wspaniałej, piaszczystej plaży (ja w polarze; męska część rodziny miała na tyle odwagi, aby się wykąpać w lodowatym morzu), ruszyliśmy do portu w Andesnes, na whalesafari, czyli wielorybie safari.
Wycieczka zaczęła się od godzinnej wizyty w lokalnym muzeum, które posiada między innymi oryginalny szkielet kaszalota. Następnie zostaliśmy zakwaterowani na statku, aby wypłynąć na wody, które są rewirem wielorybów.
W zimnych morzach norweskich zamieszkują tylko samce. Samice i młode żyją w ciepłych wodach między innymi koło Azorów. Wieloryby nie maja okresów godowych; samce, kiedy już osiągną dojrzałość płciową (co zajmuje im ok. 30 lat!), wybierają się na "wycieczkę" w odwiedziny do pań w ciepłych wodach. Tam urzędują jakiś czas, aby pozostawić po sobie potomstwo, po czym wracają z powrotem do domu, czyli do zimnych norweskich mórz.
Mieliśmy
szczęście: dwa razy zobaczyliśmy olbrzymiego kaszalota o imieniu
Glen, wydmuchującego powietrze z "prysznicem" oraz
nurkującego tak, że ogon królował jak ogromy wachlarz nad
powierzchnią morza.
Przeżycie niesamowite, ale lodowato zimne. Pomimo słońca, ciepłych ubrań i koców, pod sam koniec pięciogodzinnej wycieczki, byliśmy zmarznięci i bardzo zmęczeni. Maluchy zasnęły w drodze powrotnej w ciepłej kabinie pod pokładem, i ledwo doczłapały do samochodu na parkingu… Nie trzeba dodawać, że tym razem wszyscy zasnęli w miarę wcześnie i bez żadnych protestów.

To może Cię zainteresować