
Oczekiwania nas nie zawiodły: Alta (w odległości ok 340 km) była tego dnia słonecznym miastem, w którym mieliśmy zaplanowane dwie atrakcje.
Na początek odwiedziliśmy lokalne muzeum, które widnieje na liście UNESCO od 1985 roku. W ciągu ok 2 godzin obejrzeliśmy fantastyczne ryciny, tzw. rysunki naskalne, z których najstarsze maja 6000, najmłodsze zaś 2500 lat. Rysunki przedstawiają postacie ludzi, zwierząt, łodzi i mnóstwo przeróżnych symboli. Wyobraźnia zaczęła pracować, kiedy oglądaliśmy te prymitywne "komiksy".
Myśliwi, rybacy, w
skórach zwierząt, pływających w prymitywnych łodziach,
otoczonych zwierzętami - olbrzymami; hm, albo zwierzęta
rzeczywiście były takie duże, albo ludzie tak je przedstawiali ze
względu na lęk? Szacunek? Ryciny odkryto nad samym fiordem, więc przy ładnej pogodzie do wrażeń historycznych za darmo
dołączone są wrażenia estetyczno - przyrodnicze, gdyż
krajobrazowi nie można zupełnie nic zarzucić.
Punktem
kulminacyjnym dnia w Alcie nie była jednak wizyta w muzeum… O
szóstej po południu wyjechaliśmy kilka kilometrów za
miasto, aby spędzić trzy godziny wśród… 46 psów
rasy alaskan husky, w tym 8 szczęniąt.
Radości
i fascynacji dzieci nie da się opisać. Wszystkie bez wyjątku psy
były spragnione uwagi, towarzystwa, głaskania i kilku ciepłych
słów. 24 z nich zostały wybrane do dwóch zaprzęgów,
aby zabrać nas na przejażdżkę po okolicznych lasach, z
niesamowitą prędkoscią, od początku do końca, pomimo gorąca (16
stopni dla husky to jak dla nas 30!) i z trudem łapanego oddechu na
ostatnim kilometrze.
Ognisko z kawą i herbatnikami dopelniło poczucia, że spędzony dzień był kolejnym udanym dniem wakacji. Kilkadziesiąt kilometrów za Alta znaleźliśmy nocleg na kempingu z widokiem na fiord i góry.

To może Cię zainteresować