
Jedziemy do Brønnøysund. Z tego miasta pochodzi ojciec mojego męża. Chcemy odwiedzić cmentarz, dom, w którym kiedyś mieszkali jego dziadkowie i rodzinę na wsi pod miastem. Ja mam także swój osobisty powód: MUSZĘ zobaczyć Brønnøysundregistrene (norweski urząd rejestracji firm), z którym to mam kontakt prawie codziennie, w pracy.

Brønnøysund
to 7-tysięczne miasto, najbardziej znane z dwóch rzeczy:
wspomnianego rejestru i... dziury w górze, o nazwie
Torghatten. Dziura, która ma 160 m długości, 20 m szerokości
i 35 m wysokości, powstała w okresie lodowcowym. Lód i woda
wypłukały część góry w środku, pozostawiając skały
dookoła.

Wycieczka
do Torghatten jest dla każdego, bo chociaż cały czas pod górkę,
to od parkingu idzie się maksymalnie pół godziny. Za to
widok z góry (a raczej z dziury) roztacza się wspaniały: na
miasto, fiord i wysepki po nim rozrzucone.

Po takim całym dniu spędzonym na spacerach, z ochota zasiedliśmy do pizzy, wypiekanej w kamiennym piecu w ogrodzie kuzyna mojego męża. Dzieci szalały z radości na widok kilkunastu malusich cieląt, które mogły nawet pokarmić mlekiem z butelki (czemu tak? nie mam pojęcia, podobno tak się robi z krowami, które są hodowane na mleko, ale ze mnie żaden tam znawca tematu...).

Poza tym zabawa z norweskim kotem leśnym, psem, który grał w piłkę (to nie żart! mamy na wideo:) i ostatnia noc w podróży. Jutro do domu.

To może Cię zainteresować