Biznes i gospodarka

Kryzys na norweskim rynku nieruchomości: za dużo mieszkańców, za mało mieszkań

Hanna Jelec

17 sierpnia 2016 13:57

Udostępnij
na Facebooku
2
Kryzys na norweskim rynku nieruchomości: za dużo mieszkańców, za mało mieszkań

Po dziesiątkach petycji studenckich i nagłaśniania kryzysu w mediach, politycy zdecydowali się uspokoić nieco sytuację na rynku nieruchomości. fotolia.com - royalty free

Branża mieszkaniowa w Norwegii przechodzi kryzys – brakuje mieszkań dla tysięcy ludzi. Powody do niezadowolenia mają studenci, dla których zabrakło stancji, a także najemcy z większych miast – muszą wybierać między zaniedbanymi mieszkaniami a ciasnymi klitkami. Rząd wprowadza zmiany. Mieszkania są coraz mniejsze i … droższe. Kawalerkę w Oslo o powierzchni jedynie 10 m2, sprzedano za… 1,3 mln koron.
E–maile, kolejki do administracji, petycje, a w skrajnych przypadkach nawet namioty przed kampusem – w ostatnim czasie żyją tak tysiące norweskich studentów, dla których zabrakło stancji na rynku nieruchomości. Powody do niezadowolenia mają także najemcy z większych miast – muszą wybierać między zaniedbanymi stancjami a ciasnymi klitkami, które kosztują bajońskie sumy. I choć rząd zgodził się na reformy mające przyspieszyć procedury, następny ruch należy do gmin. Te jednak muszą mieć na uwadze dobro wszystkich mieszkańców – także rodzin z dziećmi, które do mody na „funkcjonalne” mini-mieszkania podchodzą z dystansem.

Studenci bez stancji

W norweskich mediach szczególnie głośno jest o sytuacji studentów. Dlaczego? Wielu z przybywających do ośrodków uniwersyteckich młodych ludzi nie ma zagwarantowanego miejsca do życia. Akademiki są przepełnione, a do wynajmujących ustawiają się długie kolejki. – Niedawno pokazywałem mieszkanie na wynajem. Codziennie oglądało je 17 osób. Każdy był chętny, więc musiałem zorganizować „casting” – opowiada jeden z mieszkańców Oslo.

Zarówno w Szwecji, jak i Norwegii ci bardziej zdesperowani studenci w pewnym momencie zdecydowali się rozbić namioty przed budynkami uniwersytetów. Sytuacja nie jest niczym nowym – podobnie było już w 2014 i 2015 r. Jednak to właśnie obecny rok jest dla Norwegii rekordowy pod względem liczby studentów. Nigdy dotąd tak wielu młodych ludzi nie wyrażało chęci podjęcia studiów. Obecna sytuacja na rynku nieruchomości jest więc dla nich sporym utrudnieniem. Jak donosi NRK, setki studentów nie rozpoczną nauki w tym roku akademickim właśnie z powodu braku wolnych miejsc w akademikach i na stancjach. – Spróbuję za rok, teraz trochę popracuję – tłumaczy ze zrezygnowaniem jedna z niedoszłych studentek Uniwersytetu w Oslo.

Tylko w tym tygodniu lista oczekujących na lokum w stolicy Norwegii wydłużyła się do 11 tys. studentów. W Akershus liczba chętnych, by zamieszkać w akademiku, wynosi około 6 tys. osób. Sytuacja ma się dobrze jedynie w Østfold i Finnmark, gdzie miejsca przyznaje się jeszcze na bieżąco.

Brakuje mieszkań

Jedną z przyczyn trudnej sytuacji na norweskim rynku mieszkaniowym jest duży napływ imigrantów. Według danych norweskiego Centralnego Biura Statystycznego (SSB) w 2015 r. do kraju przybyło ponad 30 tys. azylantów, a w pierwszej połowie 2016 r. norweskie granice przekroczyło około 11 tys. przybyszów. Mimo widocznej tendencji spadkowej, taki napływ ludności ma wpływ na rynek nieruchomości. Brakuje mieszkań na wynajem, a ceny lokali na nowo wybudowanych osiedlach opiewają na horrendalne kwoty.

Deweloperzy świetnie zdają sobie sprawę z obecnej sytuacji, szczególnie w większych miastach. Tam ceny mieszkań są prawie 20 razy wyższe niż ich faktyczna wartość rynkowa. Przykładem może być wybudowane niedawno osiedle Harbitz Trog w Oslo, które – jako komfortowe i położone w dobrej lokalizacji – miało swoich nabywców już na kilka lat przed powstaniem. Tylko w pierwszym dniu przetargu deweloperom udało się sprzedać aż 161 mieszkań. Chętnych było mnóstwo, w ciągu jednego dnia otrzymaliśmy ponad 2000 ofert – zdradzają.

Rząd chce pomóc

Rząd zdaje sobie sprawę z sytuacji. Po dziesiątkach petycji studenckich i nagłaśniania kryzysu w mediach, politycy zdecydowali się uspokoić nieco sytuację na rynku nieruchomości. Z tego względu już rok remu przygotowali nową strategię. Przyspieszono procedury związane z nabywaniem nieruchomości, co ucieszy nie tylko deweloperów, ale także borykających się z kryzysem mieszkaniowym najemców. Jak tłumaczy Minister ds. Gmin i Modernizacji Jan Tore Sanner teraz czas na władze lokalne. Te jednak nie są w pełni zgodne z propozycjami rządu. Gminy wytykają rządowi wcześniejsze reformy, które spowodowały znaczny wzrost cen w nieruchomościach. Chodzi m.in. o ogólne wytyczne rządu dotyczące standardów mieszkaniowych w Norwegii – np. krytykowane przez wielu wymogi dotyczące łazienek i toalet, w których muszą zmieścić się udogodnienia dla osób niepełnosprawnych. Jednak, jak podkreśla Sanner, tym razem nowe procedury mają polegać głównie na zmniejszeniu biurokracji w bankach, a także czasu oczekiwania na wszelkie pozwolenia. Rząd podkreśla też, że reformy mają uspokoić zarówno najemców, jak i deweloperów. Politycy chcą zapewnić bezpieczeństwo firmom już obecnym na rynku przy jednoczesnym pozyskaniu nowych deweloperów. – To pozwoli zwiększyć liczbę mieszkań i ustabilizować sytuację – tłumaczy minister.

Mniejsze metraże, większe koszty

Trudna sytuacja na rynku nieruchomości dotyczy w szczególności osób z większych miast, którym oferuje się głównie małe, ciasne dziuple z horrendalną ceną za metr kwadratowy. Oslo, miasto, które z roku na rok przyciąga coraz więcej mieszkańców, jest jednym z najdroższych w Norwegii. Efektem są coraz mniejsze mieszkania opiewające na coraz wyższe sumy. Najlepszym przykładem jest niedawna transakcja – w Oslo sprzedano „mikromieszkanie” o powierzchni jedynie 10 m2. I choć apartament urządzono według najnowszych trendów, na polskim rynku nieruchomości jego metraż uznano by za niedopuszczalny. W Norwegii lokum sprzedano za... 1,3 mln koron.

„Wymiary mieszkań robią się niezdrowe”

Tendencje do budowania coraz mniejszych, „funkcjonalnych” mieszkań szczególnie martwią rodziny z dziećmi. Jak podkreślają rodzice, moda na małe mieszkania może być wybawieniem dla studentów, ale niekoniecznie dla najemców z dziećmi. A ci niejednokrotnie zwracają się do przedstawicieli gmin w związku z kryzysem mieszkaniowym i niekomfortowymi warunkami do życia. Narzekają na łączone pomieszczenia i zbyt małe metraże w dużych miastach. A deweloperzy, widząc w tym szansę na zwiększenie liczby lokali, przechodzą w coraz większe skrajności. – Kompletnie nie mamy przestrzeni dla siebie, wymiary mieszkań robią się coraz bardziej niezdrowe – narzekają rodziny z Oslo.

Źródła: Aftenposten, NRK, DN
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Hania mojanorwegia

18-08-2016 07:58

Artykuł traktuje głównie o rynku nieruchomości w Oslo, choć według SSB kryzys nieruchomości dotknął także inne większe miasta, np. Bergen czy Kristiansand. W Stavanger w efekcie kryzysu związanego z wydobyciem ropy i gazu wzrosła stopa bezrobocia, a to znacznie przyczyniło się do faktycznego spadku w cenach mieszkań. Rynek wtórny rzeczywiście nie jest w najlepszej kondycji, w przeciwieństwie do rynku nieruchomości w Oslo. Jednak nowe budownictwo wciąż ma się dobrze – przykładowo, projekt budowlany Eiganes Holberg sprzedał już 90 na 97 lokali. Sytuacja studentów wygląda lepiej niż w Oslo, jednak nie wszyscy dostali miejsca w akademiku – jak na razie na liście oczekujących jest ich ponad 160. Dziękujemy za cenną uwagę i pozdrawiamy!

Tomasz Lenartowicz

17-08-2016 18:16

W jakim stopniu powyższe sensacje dotyczą rynku nieruchomosci/mieszkań na Vestland? A w szczególności w Stavanger??

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok