Norweski Instytut Meteorologiczny ostrzega o przedłużających się trudnych warunkach na drogach zachodniej i północnej Norwegii.
Fot. Fremtind
Ekstremalne porywy wiatru sięgające 180 kilometrów na godzinę, mróz i śnieg. Tak prezentowała się ostatnia doba w północnych i zachodnich regionach Norwegii. W kraj fiordów uderzył orkan Frank. Trudne warunki atmosferyczne w wielu miejscach utrudniły mieszkańcom dostęp do prądu, a nawet do dróg dojazdowych. Największe zagrożenie minęło 22 stycznia w południe.
Norwescy meteorolodzy opublikowali o 12:38 komunikat, w którym zmienili alert pogodowy z czerwonego na pomarańczowy. Oznacza to, że panujące na zewnątrz warunki nie są już skrajnie niebezpiecznie. 21 stycznia orkan Frank uderzył w Nord-Helgeland, Salten, Ofoten i Troms. Podmuchy wiatru sięgające 180 kilometrów na godzinę niszczyły budynki oraz przewracały samochody ciężarowe. Wiele budynków użyteczności publicznej, takich jak sklepy, szkoły i stacje benzynowe, zostało zamkniętych m.in. przez wzgląd na zerwane dachy i przerwy w dostawie prądu. Część lokalnych i regionalnych dróg została zamknięta w wyniku wypadków i powalonych drzew.
Wiele dróg zostało zamkniętych z powodu zalegających na jezdni drzew, zasp śnieżnych i ograniczonej widoczności.
Fot. NTB
Sytuacja wraca do normy
Jak poinformował Norweski Instytut Meteorologiczny, orkan Frank złagodniał 22 stycznia około 12:00. Wciąż może wiązać się z niebezpiecznymi sytuacjami w zagrożonych rejonach. Porywy wiatru mogą osiągnąć 100 kilometrów na godzinę.
Poniżej: Komunikat Norweskiego Instytutu Meteorologicznego o zmianie alertu pogodowego z czerwonego na pomarańczowy.
Jak informują służby oraz synoptycy, atak orkanu nie przebiegał tak dramatycznie, jak się tego spodziewano. Policjanci oraz drogowcy nie otrzymali powiadomień o skrajnie niebezpiecznych incydentach. Największym problemem okazały się przerwy w dostawach prądu. W całej Norwegii, z powodu awarii linii wysokiego napięcia, bez elektryczności pozostaje kilka tysięcy gospodarstw domowych.