Aktualności
Wojna cenowa norweskich sieciówek
1

fotolia.pl - royalty free
Nadchodzą święta, największe sieci sklepów spożywczych w Norwegii walczą o każdego klienta i drastycznie ścinają ceny.
Trzy największe giganty spożywcze – Rema 1000, Kiwi i Coop Extra idą łeb w łeb z obniżkami cen żywności. Do tego stopnia, że w zeszły czwartek można było kupić paczkę kwaszonej kapusty tylko za jedną koronę. Podobnie było z innymi produktami świątecznymi, na które z upływem czasu do świąt popyt robi się coraz większy.
Jak donosi portal siste.no, jeszcze tydzień temu 200 gram marcepanowych świnek w jednej z popularnych sieci sklepów spożywczych kosztowało około 50 koron. Obecnie cena została zbita do... 15 koron. To ponad 70 procentowa obniżka. Nie inaczej jest z innymi produktami świątecznymi. W zeszłym tygodniu można było kupić 1,5 litra julebrus, typowego bożonarodzeniowego napoju, za rekordowo niską cenę 4,90 koron.
Zarówno członkowie zarządu sieci sklepów Kiwi, jak i Rema 1000 ostrożnie podchodzą do komentowania sytuacji.
– Uważamy, że to dobrze, że klientów stać na dobre jedzenie świąteczne niezależnie od ich sytuacji finansowej – mówi dla dziennika Dagbladet, Kristine Arvin, rzecznik prasowy Kiwi.
Jak donosi portal siste.no, jeszcze tydzień temu 200 gram marcepanowych świnek w jednej z popularnych sieci sklepów spożywczych kosztowało około 50 koron. Obecnie cena została zbita do... 15 koron. To ponad 70 procentowa obniżka. Nie inaczej jest z innymi produktami świątecznymi. W zeszłym tygodniu można było kupić 1,5 litra julebrus, typowego bożonarodzeniowego napoju, za rekordowo niską cenę 4,90 koron.
Zarówno członkowie zarządu sieci sklepów Kiwi, jak i Rema 1000 ostrożnie podchodzą do komentowania sytuacji.
– Uważamy, że to dobrze, że klientów stać na dobre jedzenie świąteczne niezależnie od ich sytuacji finansowej – mówi dla dziennika Dagbladet, Kristine Arvin, rzecznik prasowy Kiwi.
Czy na tej wojnie ktoś skorzysta?
Klientów na pewno ucieszy informacja o tak dużych obniżkach. Urządzenie wigilii wiąże się z dużymi wydatkami, również na jedzenie. Istnieje jednak druga strona medalu. Jeden ze sklepów Kiwi, w dzielnicy Rodeløkka w Oslo, z powodu ogromnego napływu klientów z powodu niskich cen wprowadził... przydziały zakupowe. Na niektóre produkty wprowadzono limity. W ślad za tym gigantem spożywczym mogą pójść inne sklepy.
– Wcale nie zrobiłam specjalnie dużych zakupów. Trzy paczki marcepanu, kilka torebek cukru waniliowego i proszku do pieczenia, pięć galaretek. Powiedziano mi jednak, że nie mogę kupić wszystkich wybranych towarów i że muszę wybrać dwa z każdego gatunku. Towary nie były na wyprzedaży, miały jednak mocno obniżoną cenę. Ostatecznie nie kupiłam niczego i poszłam do innego sklepu – mówi Tahira Yasmin, jedna z klientek supermarketu.
Anders Ringerud Nyhuus, przeddstawiciel Kiwi Rodeløkka, tłumaczy wprowadzenie ograniczeń tym, że bardzo niskie ceny wykorzystują norweskie restauracje, które chcą tanio zaopatrzyć się w dużą ilość produktów spożywczych.
– Byliśmy zmuszeni wprowadzić limit na to, jak wiele produktów mogą kupić klienci w naszym sklepie. Nie chcieliśmy stać się hurtownią dla restauracji i innych przedsiębiorców, którzy mieli zamiar tanio uzupełnić swoje zapasy – mówi Nyhuus.
Ograniczenia sprzedażowe stosują też niektóre sklepy sieci Rema 1000.
– Poszczególne sklepy Rema 1000 należą do różnych osób prywatnych i to właściciele decydują o wprowadzeniu ograniczeń sprzedaży na dane produkty. Wykupowanie podstawowych artykułów spożywczych wymusza na sprzedawcach wprowadzenie ograniczeń. Sklep nie może sobie pozwolić na wyprzedanie wszystkiego i doprowadzenie do niedoboru produktów – pisze w oświadczeniu mailowym dla jednego z norweskich dzienników Mette Fossum Beyer, dyrektor ds. komunikacji w Rema 1000.
– Wcale nie zrobiłam specjalnie dużych zakupów. Trzy paczki marcepanu, kilka torebek cukru waniliowego i proszku do pieczenia, pięć galaretek. Powiedziano mi jednak, że nie mogę kupić wszystkich wybranych towarów i że muszę wybrać dwa z każdego gatunku. Towary nie były na wyprzedaży, miały jednak mocno obniżoną cenę. Ostatecznie nie kupiłam niczego i poszłam do innego sklepu – mówi Tahira Yasmin, jedna z klientek supermarketu.
Anders Ringerud Nyhuus, przeddstawiciel Kiwi Rodeløkka, tłumaczy wprowadzenie ograniczeń tym, że bardzo niskie ceny wykorzystują norweskie restauracje, które chcą tanio zaopatrzyć się w dużą ilość produktów spożywczych.
– Byliśmy zmuszeni wprowadzić limit na to, jak wiele produktów mogą kupić klienci w naszym sklepie. Nie chcieliśmy stać się hurtownią dla restauracji i innych przedsiębiorców, którzy mieli zamiar tanio uzupełnić swoje zapasy – mówi Nyhuus.
Ograniczenia sprzedażowe stosują też niektóre sklepy sieci Rema 1000.
– Poszczególne sklepy Rema 1000 należą do różnych osób prywatnych i to właściciele decydują o wprowadzeniu ograniczeń sprzedaży na dane produkty. Wykupowanie podstawowych artykułów spożywczych wymusza na sprzedawcach wprowadzenie ograniczeń. Sklep nie może sobie pozwolić na wyprzedanie wszystkiego i doprowadzenie do niedoboru produktów – pisze w oświadczeniu mailowym dla jednego z norweskich dzienników Mette Fossum Beyer, dyrektor ds. komunikacji w Rema 1000.

Jeden ze sklepów Rema 1000 w Norwegii.
Źródło: wikimedia.org
Minister chwali obniżki
– Bardzo dobrze, że na rynku mamy do czynienia z konkurencyjnymi cenami produktów spożywczych. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a ludzie którzy na co dzień nie mają zbyt dużych funduszy w tym szczególnym czasie mogą sobie pozwolić na większe zakupy – mówi Sylvi Listhaug, norweska minister rolnictwa.
Nie wszyscy jednak patrzą na sytuację taki optymistycznie jak pani minister. Organizacje zrzeszające rolników i producentów żywności takie jak Bondelaget i Matmerk uważają, że ustanawianie tak niskich cen jest nieetyczne względem osób, które zaopatrują sklepy w produkty spożywcze. Nie podoba im się fakt, że dobrej jakości produkty są sprzedawane za śmieszne pieniądze.
– Uważam, że to brak szacunku żeby sprzedawać julepølse za trzy korony. To brak szacunku dla pracy rolników i wszystkich, którzy przyczynili się do wyprodukowania produktu. Rozumiem, że trzeba być konkurencyjnym, ale takie ceny wpajają tylko klientowi błędne przekonanie, że koszty wyprodukowania danej rzeczy również są tak niskie – mówi Are Knudsen, redaktor branżowego tygodnika dla producentów żywności Daglivarehandelen.
– Teraz jest tak tanio, że ludzie traktują produkty spożywcze jak jedzenie dla psa. To marnowanie zasobów, ludzie gromadzą i jedzą jeszcze więcej mięsa niż muszą – mówi Knut Ødegaard, szef organizacji Stølsvidda dla dziennika Dagbaldet.
Sklepy nie ukrywają, że chodzi im głównie o zapewnienie sobie dużego zastrzyku gotówki w sezonie świątecznym.
– Mogę zrozumieć, że ktoś ma nam za złe, że sprzedajemy żywność tak tanio. Musimy jednak być konkurencyjni. Duża sprzedaż świątecznych produktów to dla nas czysty ekonomiczny zysk – mówi Bjørn Takle Friis, rzecznik sieci sklepów Coop.
Nie wszyscy jednak patrzą na sytuację taki optymistycznie jak pani minister. Organizacje zrzeszające rolników i producentów żywności takie jak Bondelaget i Matmerk uważają, że ustanawianie tak niskich cen jest nieetyczne względem osób, które zaopatrują sklepy w produkty spożywcze. Nie podoba im się fakt, że dobrej jakości produkty są sprzedawane za śmieszne pieniądze.
– Uważam, że to brak szacunku żeby sprzedawać julepølse za trzy korony. To brak szacunku dla pracy rolników i wszystkich, którzy przyczynili się do wyprodukowania produktu. Rozumiem, że trzeba być konkurencyjnym, ale takie ceny wpajają tylko klientowi błędne przekonanie, że koszty wyprodukowania danej rzeczy również są tak niskie – mówi Are Knudsen, redaktor branżowego tygodnika dla producentów żywności Daglivarehandelen.
– Teraz jest tak tanio, że ludzie traktują produkty spożywcze jak jedzenie dla psa. To marnowanie zasobów, ludzie gromadzą i jedzą jeszcze więcej mięsa niż muszą – mówi Knut Ødegaard, szef organizacji Stølsvidda dla dziennika Dagbaldet.
Sklepy nie ukrywają, że chodzi im głównie o zapewnienie sobie dużego zastrzyku gotówki w sezonie świątecznym.
– Mogę zrozumieć, że ktoś ma nam za złe, że sprzedajemy żywność tak tanio. Musimy jednak być konkurencyjni. Duża sprzedaż świątecznych produktów to dla nas czysty ekonomiczny zysk – mówi Bjørn Takle Friis, rzecznik sieci sklepów Coop.
Reklama
To może Cię zainteresować
10-12-2015 01:36
3
0
Zgłoś