Biopaliwa oznaczają wyższe koszty przewozu i kłopoty ze znalezieniem dostawców. Takich problemów linie lotnicze spodziewają się m.in. na północy kraju.
Aleksandra Granisz
30 proc. biopaliw w samolotach do 2030 r. – tak brzmi najnowszy pomysł norweskiego rządu na walkę z emisją dwutlenku węgla. Przyjazna środowisku propozycja polityków wzbudza jednak sporo kontrowersji. Za nowe, znacznie bardziej kosztowne rozwiązanie przewoźnicy muszą zapłacić z własnej kieszeni – a to najpewniej wpłynie na znacznie wyższe ceny biletów.
Dziś samoloty emitują aż 2,4 proc. całości dwutlenku węgla w Norwegii. Zarówno politycy, jak i sami przewoźnicy przyznają, że to zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego propozycja rządu zakłada zmiany w polityce paliwowej – zmiany, które mogą raz na zawsze zakończyć „erę tanich lotów” do Norwegii.
Na początek 1 procent
Propozycja norweskiego rządu to efekt długotrwałych rozmów aktywistów, polityków, a także samych przewoźników. Pomysł, jaki ostatecznie padł pod koniec września, wzbudza jednak wiele kontrowersji zarówno u linii lotniczych, jak i pasażerów. Według rządu planem na walkę z emisją CO2 ma być przerzucenie się na biopaliwa. Na początku ten rodzaj paliw stanowiłby tylko 1 proc. całości wykorzystywanej przez linie lotnicze latające nad Norwegią. Wymagana ilość wzrastałaby z kolejnymi latami. Do 2030 r. biopaliwa miałyby stanowić aż 30 proc. wykorzystywanych przez linie lotnicze paliw.
Wyższe koszty, droższe bilety
O ile początkowe wymagania nie powinny sprawić problemu przewoźnikom, wymóg o 30 proc. do 2030 r. oznacza dla wielu linii spore kłopoty finansowe. Firmy podkreślają, że rząd, który jest pomysłodawcą nowych przepisów, w żaden sposób nie zamierza dofinansowywać przewoźników. Biopaliwa będą zatem oznaczać znacznie wyższe koszty podróży, które najprawdopodobniej odbiją się na cennikach biletów.
Przewoźnicy nie kryją przerażenia zarówno kosztami, jak i rozwiązaniami logistycznymi. Przedstawiciele Widerøe zauważają, że biopaliwa będą stanowić duży problem dla przewoźników obsługujących loty na północ Norwegii. O ile tankowanie samolotu w Bergen czy Oslo nie będzie stanowić problemu, uzyskanie dostawy biopaliwa w oddalonych zakątkach kraju może być już kłopotem.
Przeciwnicy pomysłu zauważają też, że nawet jeśli rząd wspomoże zwiększoną produkcję biopaliw, ceny takiego produktu będą tu znacznie wyższe.
Aktywiści na tak, ale pod jednym warunkiem
Głos w sprawie rządowego planu na walkę z CO2 zabierają także aktywiści walczący o ochronę środowiska. Norweska fundacja na rzecz środowiska Regnskogfondet zauważa, że sytuacja w norweskim lotnictwie otworzy oczy innym krajom – zwiększy się zarówno zapotrzebowanie na biopaliwa, jak i liczba miejsc, które będą mogły je produkować.
Stojący na czele fundacji Nils Hermann Ranum podkreśla jednak, że kwestia produkcji biopaliwa musi być nadzorowana i określona dokładnymi przepisami. Niewykluczone, że wielu przewoźników chciałoby wykorzystywać do tego celu olej palmowy – a to jedno z bardziej szkodliwych rozwiązań, które wiązałoby się z wylesieniem i zwiększeniem efektu cieplarnianego.
Obawy Ranuma uspokaja jednak norweska Partia Pracy (Ap). Politycy Ap zaznaczają, że stuprocentowo wspierają plan rządu, a przepisy będą jasno określać wymogi związane z biopaliwami i kwestią niedozwolonego użycia oleju palmowego.
03-10-2018 09:05
12
0
Zgłoś
02-10-2018 18:22
13
0
Zgłoś
02-10-2018 16:57
17
0
Zgłoś