Młodzież bez problemów radzi sobie z obejściem nowoczesnych programów i aplikacji.
pxhere.com - CC0 Public Domain
Norwescy nastolatkowie mają niespotykane pomysły na to, jak obejść obowiązujące zasady. Potrafią oszukać na egzaminach program antyplagiatowy, a nawet… podrobić aplikację z biletami miejskimi.
Plagiat na egzaminach
Podczas tegorocznych egzaminów jeden z uczniów norweskiego liceum w Sandefjord skopiował swoje prace z innego źródła. Znalazł on jednak sposób, żeby oszukać program do wykrywania plagiatów i z początku nikt nie domyślał się oszustwa. Nastolatek zastosował zupełnie nową metodę, która nie była wcześniej znana nauczycielom szkoły. Wszystkie odstępy między słowami zastąpił on wykrzyknikami, a następnie zmienił ich kolor na biały – w ten sposób tekst wyglądał zupełnie normalnie.
Liczba słów zdradziła oszustwo
Z tej metody oszustwa uczeń skorzystał na dwóch egzaminach. Dopiero egzaminatorzy, którzy sprawdzali treść prac, zauważyli, że coś się nie zgadza. Program, w którym otwierali prace, wyliczył, że łączna liczba słów w każdym tekście wynosi… 1. Gdy zmienili kolor czcionki na czarny, wyszły na jaw wszystkie ukryte przez nastolatka znaki.
Program antyplagiatowy to za mało
Rune Byre, odpowiedzialny za egzaminy końcowe w liceum Sandefjord, twierdzi, że nie zna programu, który byłby w stanie wykryć tę nieuczciwą metodę. Również Norweski Urząd ds. Edukacji potwierdza, że obecne na rynku programy nie są w stanie zauważyć tak ukrytego plagiatu. Może to oznaczać, że już wcześniej miały miejsce takie przypadki, które nie zostały wykryte.
- Ci, którzy chcą oszukiwać, zawsze znajdą jakiś sposób – mówi Mari Bjugstad Wiken z Norweskiego Urzędu ds. Edukacji. Urzędnicy są jednak świadomi problemu i ciągle pracują nad ulepszaniem programów antyplagiatowych. Wiken podkreśla, że to egzaminatorzy i nauczyciele sprawdzający pracę odgrywają najważniejszą rolę w wykrywaniu oszustw.
Aplikacja prawie idealna
Kolejne sprawne oszustwo wykryli w maju kontrolerzy biletów na trasie między Romerike i Gjelleråsen. Trzej nastolatkowie, którzy korzystali z aplikacji mobilnej, mieli bilety łudząco podobne do prawdziwych z aplikacji firmy Ruter. Sami kontrolerzy nie byli pewni, czy mają do czynienia z podróbką, czy z jakimiś nowymi rozwiązaniami przewoźnika, o których nie zostali powiadomieni.
Sposób na tańsze przejazdy
19-latek, który stworzył podrobioną aplikację, był zawiedziony tym, że nie może się już dzielić biletem, jak to robił z jego papierową wersją. Znalazł on więc sposób, żeby rozwiązać problem. W swojej wersji aplikacji „pożyczał” obrazki zabezpieczające i kody QR z prawdziwych biletów. Aplikacja posiadała GPS i monitorowała, czy użytkownicy są w trasie. Jeśli osoba stała w miejscu, bilet przestawał być ważny i był przekazywany dalej. W ten sposób wszystkie osoby mogły jeździć na jednym bilecie, ale nie w tym samym czasie.
Chłopak nie czuje się winny
Nastolatek twierdzi, że ideą powstania aplikacji było dzielenie się biletem z siostrą, tak jak robił to wcześniej. Nie czuje się winny, ponieważ chodziło o dzielenie się prawdziwymi biletami – innego zdania jest firma Ruter. Choć spotkali się oni wcześniej z próbami ominięcia ich zabezpieczeń, to nigdy nie mieli do czynienia z tak sprawnym oszustwem.
Sprawa została zgłoszona na policję i możliwe, że trafi do sądu. Oprócz 19-latka, zgłoszonych zostało także trzech skontrolowanych chłopaków, którzy posługiwali się podrobionymi biletami.