Polska tonie w parszywej żywności, produkowanej z odpadów, faszerowanej trującą chemią, z fałszowanymi terminami ważności. Półki w sklepach uginają się od wędlin, mięsa i pasztetów, które tylko wyglądają jak prawdziwe. Bo naprawdę są robione ze śmieci. Jaką ma na to radę minister rolnictwa? Człowiek, który ma bronić nas przed zalewem paskudztwa? – Nie kupujcie tanich wędlin – mówi bezczelnie Marka Sawicki (54 l.), który sam zgarnia co miesiąc ok. 14,5 tysiąca złotych.
Kto jak kto, ale minister rolnictwa powinien wiedzieć, że Polacy nie kupują taniego jedzenia dlatego, że mają taki kaprys. Zarabiający 14,5 tys. złotych miesięcznie rządowy urzędnik pewnie nie zauważy różnicy w portfelu, gdy na kanapkę kupi szynkę parmeńską zamiast np. sopocką. Ale Polak, który zarabia 1,6 tys. złotych albo dostaje tysiąc złotych emerytury, nie ma zbyt dużego wyboru i kupuje tanią żywność. Ale ten Polak ma prawo wierzyć, że to, co kupuje w legalnym sklepie, to normalna wędlina, może z mniej smacznej część wołu czy świniaka, ale nie zmielone śmieci. Bo Polak ma prawo wierzyć, że odpowiednie państwowe służby dopuszczają do handlu tylko takie produkty, które spełniają normy. Bo Polak ma prawo wierzyć, że żyje w normalnym kraju. Ale polski minister rolnictwa pytany przez dziennikarz
y o fatalną jakość najtańszych wędlin zamiast natychmiast zlecić kontrole, wydać wojnę producentom śmieci, radzi Polakom... przerzucić się na droższe wędliny. – Klienci powinni kupować świadomie i rezygnować z najtańszych wędlin, które są najgorszej jakości – mówi Marek Sawicki na antenie Polskiego Radia.
media.wp.pl/kat,1022947,wid,14520284,wiadomosc.html