Chciałem jedynie zauważyć, że to nie zawsze wina "systemu" czy nierównego traktowania kobiet na stanowisku pracy, często różnica w zarobkach wynika z samego stosunku kobiet do pracy. Dla przykładu w firmie, w której pracuję, niektórzy mężczyźni zarabiają 70% więcej niż kobiety na tym samym stanowisku, nie wynika to z żadnej dyskryminacji, wszyscy zaczynają od tej samej stawki, ale faceci chętniej robią nadgodziny, częściej biorą zmianówkę, pracują w weekendy, są wydajniejsi, więc dostają większy bonus, dużo chętniej też zwiększają swoje kwalifikacje robiąc kursy i zdobywając nowe uprawnienia. To wszystko wpływa na wysokość pensji, za to w statystykach nikt nie uwględnia ww. czynników tylko porównuje roczne zarobki brutto, a potem krzyk, że "dyskryminujo!". I jeszcze jedna uwaga, gdyby kobiety faktycznie wykonywały tą samą pracę co mężczyźni za 70% stawki, to osobiście zatrudniłbym w swojej firmie same kobiety bo przecież byłaby to ogromna oszczędność.