Solo napisał:
A ile tych maluchów wraca do swoich rodziców? To jakoś zawsze umyka tej uwadze, czy to po prostu bilet w jedną stronę?
Zazwyczaj niestety jest to bilet w jedną stronę. Norweskie sądy przyklepują decyzję urzędników, bo boją się oskrarżeń o 'nielojalność' wobec sysytemu, który przecież chroni dzieci itp. A nawet jak BV przegra w sądzie, to argumentują, że dzieci się zżyły z rodziną zastępczą i nie można ich oddać rodzicom biologicznym. Vide przypadek Polki, której zabrano synów po 4 tygodniach pobytu w Norge, bo sąsiad zadzwonił do BV. Jeden chłopiec był autystyczny i zachowywał się ianczej, co oczywiście zaniepokoiło sąsiada. Mimo,ze ta pani wygrała z BV w sądzie, dzieci od 2009 roku nie widziała. Norwegom tez robią takie rzeczy, wejdź na
www.knut.com, www.forum.r-b-v.net, www.hra-n.no albo
www.nkmr.org, są tam takie historie, że włosy dęba stają.
To chyba zależy od komuny, bo w niektórych komunach dzieci się prawe nie odbiera, co nie znaczy,że są tam lepsi rodzice, raczej lepsi urzędnicy, którzy najpierw myślą a potem robią. W innych komunach niestety bywa, że urzędnik najpierw robi, potem myśli. I jest bezkarny, bo w świetle norweskiego prawa decyzją jednego urzędnika można odebrać dziecko, nie jest potrzebny nakaz sądowy. A powód może być taki, że urzędnik sądzi, że warunki życia dziecka są nie dość dobre. A to przecież znaczy wszystko i nic.