No fajne to, ale zależy chyba też od miejsca, w którym się mieszka. Słyszałam na przykład, że na zachodnim wybrzeżu i na północy ludzi są bardzo mili, otwarci, ciepli i gościnni, a tam gdzie mieszkałam wcześniej, czyli w Kongsberg, najbardziej zamknięci, chłodni. W sumie nadal mieszkam w okolicach i tak to mniej więcej wygląda. Spotykam takich, którzy są chętni do rozmowy, uśmiechają się, ale rzadko. Większość jest chłodna, zdystansowana, a co za tym idzie niezbyt chętna do szczerych, głębszych rozmów. Sąsiadów mam bardzo kiepskich. W ogóle się nie uśmiechają, ani do nas, ani do siebie nawzajem. Wśród matek dzieciaków ze szkoły oraz tych, które spotkałam w otwartym przedszkolu oraz w Helsestasjon może 2-3 były otwarte, milsze, zaciekawione rozmową, reszta niezbyt. Nie sądzę, że były takie tylko dla mnie, bo przecież widziałam, że do siebie nawzajem też chłodne. Generalnie nie narzekam, bo mam z kim rozmawiać, ale brakuje mi trochę tych emocji w Norwegach, żeby się czymś otwarcie cieszyli, z entuzjazmem o czymś opowiadali, nawet smucili, ale żeby było widać, że coś w nich jest, bo czasem mam wrażenie, że wszystko im zwisa...