Może to jeszcze rozwińmy, bo problem jest jeszcze większy, zaczyna być to samo co w Polsce, czyli to przed czym uciekaliśmy. Będę tu pisał o swojej sytuacji, ale założę się że wypowiem się w imieniu wielu.
Aktualnie wynajmuje 3 pokojowe mieszkanie (czyli po norwesku 2 sypialniane), za 11 tys ze wszystkim w cenie (porównując do aktualnych ofert wiem że trafiło mi się bardzo dobrze) I podnajmuje drugi pokój za połowę ceny, ale nie zawsze udaje mi się znaleźć kogoś na czas i zdarza się że płacę całą kwotę. Rocznie mam około 340 tys, ale z tym rokiem kończy mi się podatek 25% i będę miał 34%, czyli zarobki na rękę spadają z około 22 tys na około 19. Czyli rocznie z około 255 tys na jakieś 225, co by pokrywało kilka miesięcy czynszu. Także rocznie place minimum 66 tys samego czynszu. Jestem dość sporych rozmiarów facetem i musze czasem więcej zjeść, także miesięcznie schodzi mi jakieś 5 tys miesięcznie na samo jedzenie bo próbuje także jeść dość zdrowo. Czyli rocznie kolejne 60 tys na samo jedzenie. Także od wypłaty na czysto odliczając tylko mieszkanie i jedzenie zostaje 100 tys na dosłownie całą resztę. Abonament, transport (oczywiście miejski bo na samochód mnie nie stać), detergenty, utrzymanie domu, jakiekolwiek naprawy, I jakąkolwiek rozrywkę w życiu, co także wynosi kilkadziesiąt tysięcy rocznie, juz nie wspominając nawet o nie planowanych wydatkach. Więc do odłożenia dla osób żyjących samotnie zostaje naprawdę garstka pieniędzy miesięcznie. Mam także już dość dzielenia z kimś mieszkania i nawet kosztem zaciśnięcia pasa na jakiś czas chciałbym wynająć własne nawet dość małe mieszkanie, ale gdy widzę oferty klitek bo inaczej ich nie można nazwać, po max 25m za 9-11 tys miesięcznie plus nieraz dodatkowo prąd, tracę na to jakąkolwiek nadzieję. Aktualnie jedyna różnica między Polską a Norwegią dla mnie jest taka, że tu jestem jakoś w stanie sam przeżyć z pojedynczej wypłaty, pracując powiedzmy za minimalną, bo wynajem procentowo do wypłaty wychodzi lepiej niż w Polsce.
To tak po krotce. To jak ktokolwiek z osób w podobnej sytuacji do mojej miałby uzbierać choćby na wkład własny? Najtańsze mieszkania które mają po 24m, w których nikt nie chcialby mieszkać, zaczynają się od jakichś 2.5-3 mln. Z czego z miejsca trzeba płacić ratę kredytu, czynsz który jest nieraz drożdży od wynajmu, oraz nigdy nie znikający dlug wspólny, który też czasem wynosi kilka tysięcy miesięcznie. Więc wychodzi na to, że nie byłoby kasy nawet żeby mieć za co żyć. Aktualnie wynajem opłaca się bardziej niż kupienie władnego mieszkania, tym bardziej że co raz cięższe jest uzbieranie nawet na wkład własny. Tak samo jak w Polsce nasze wypłaty stają się co raz mniej warte, wszystko bez przerwy staje się co raz droższe, ale wszyscy co zarabiają średnią tego problemu nie widzą, bo ich ten temat w większości nie dotyczy. Klapki na oczach. Poza tym co związkowcy mogą zmienić na runku nieruchomości. Zmniejszą ceny mieszkań? Nie. Zmniejszą ceny wynajmu? Nie. Koszta czynszu? Nie. Nic nie zmienią. Nawet jeśli wywalczą jakieś prawo do pierwokupu osobom które nie posiadają własnych czterech kątów, to i tak nie zmieni to faktu, że tym osobom i tak albo nie uda się zarobic na takie mieszkanie, albo przez koszta go później utrzymać. Jedyne szanse dają mieszkania, które płacą do gminy opłatę roczną, oraz nie posiadają długu wspólnego. Najczęściej są to mieszkania które są częścią domu rodzinnego, ale takie z każdą chwilą stają się co raz droższe, oraz jest ich co raz mniej, a za chwilę będą taką rzadkością, że ich cena w ogóle wyskoczy w kosmos. Pozdrawiam wszystkich zaciskających co raz bardziej pasa.