Zaginionym kilkulatkom nic się nie stało. Trafiły bezpiecznie do domów.
wikimedia.org/ fot. Dickelbers/ CC BY-SA 4.0
W ostatnich dniach w Skien stało się głośno za sprawą dzieci wymykających się z domów. Podczas gdy jednak zwykle takie ucieczki mogą się kojarzyć ze zbuntowanymi nastolatkami, mieszkańcy Skien zdecydowanie zaniżyli średnią wieku.
13 czerwca po mieście samotnie podróżowała dwulatka, natomiast tydzień wcześniej funkcjonariusze szukali rok starszego od niej chłopca. Ubrane tylko w pieluchy dzieci uciekły niepilnowane przez rodziców, ostatecznie trafiły z powrotem do domów bez szwanku.
Bez rodziców i na gapę
Niecodzienną pasażerkę wiózł w środę kierowca autobusu ze Skien. Według zeznań matki dwulatka wymknęła się z domu, kiedy ta przewijała młodsze dziecko, i poszła na przystanek nieopodal posesji, a gdy podjechał autobus, dziewczynka do niego weszła.
Chociaż matka małej uciekinierki zgłosiła zaginięcie dziecka, to jednak nie dzięki funkcjonariuszom dwulatka wróciła do domu – pochwała należała się kierowcy. Widząc pasażerkę w samej pieluszce i bez opieki, próbował skontaktować się z policją, lecz ponieważ nie udało mu się dodzwonić, sam zawiózł dziewczynkę na komisariat Grenland.
Zdradliwa weranda
Jak się okazało, nie był to odosobniony przypadek. 5 czerwca funkcjonariusze ze Skien otrzymali zgłoszenie o zaginięciu trzyletniego chłopca. Na policję zadzwonił wystraszony ojciec, który po otwarciu drzwi na taras, żeby przewietrzyć mieszkanie, spuścił chłopca z oczu.
Trzylatka znaleźli przypadkowi przechodnie zaniepokojeni widokiem dziecka – podobnie zresztą jak jego młodsza koleżanka ubranego w samą pieluchę – błąkającego się pod sklepem Kiwi. Chłopiec zawędrował w okolice stadionu Skagerak Arena, kilkaset metrów od swojego domu.
16-06-2018 22:26
2
0
Zgłoś
15-06-2018 17:22
12
0
Zgłoś