Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

  • Oslo, Oslo, Norwegia
  • Bergen, Vestland, Norwegia
  • Jessheim, Akershus, Norwegia
  • Stavanger, Rogaland, Norwegia
  • Kristiansand, Agder, Norwegia
  • Ålesund, Møre og Romsdal, Norwegia
  • Trondheim, Trøndelag, Norwegia
  • Brønnøysund, Nordland, Norwegia
  • Mo i Rana, Nordland, Norwegia
  • Bodø, Nordland, Norwegia
  • Sandnes, Rogaland, Norwegia
  • Fredrikstad, Østfold, Norwegia
  • Drammen, Buskerud, Norwegia

1 NOK

Podyskutujmy o żywności ekologicznej!

 
 
Każdy z nas codziennie podejmuje decyzje w zakresie polityki żywnościowej. Kiedy? Oczywiście robiąc zakupy. Wygląda na to, że w Norwegii kwestie te mogą mieć również znaczenie przy okazji wyborów parlamentarnych. Zagadnienia związane z rolnictwem ekologicznym nie są już jedynie domeną hippisów i wegetarian. Trafiły też do wypowiedzi polityków.


Poniżej przedstawiamy komentarz Joacima Lunda z Aftenposten (uprzedzamy, że politycznie stronniczy) na temat rolnictwa i żywności ekologicznej oraz zachęcamy Państwa do dyskusji.

Zrównoważony rozwój rolnictwa, czy zrównoważony rozwój gospodarczy?

"W roku 2013 żywność ekologiczna nie jest czymś, czym przejmują się jedynie niedomyci hippisi. Unia Europejska definiuje rolnictwo ekologiczne jako taki system produkcji żywności, który pozwala na zachowanie zdrowej gleby, funkcjonujących ekosystemów oraz zdrowia ludzi. Czy chcemy takiego systemu? Jasne, że tak. To nie budzi kontrowersji.

Obecny rząd postawił sobie za cel to, by do 2015 roku 15% produkowanej i konsumowanej w Norwegii żywności było produkowane ekologicznie. Wiele osób uważa, że to dość skromny cel. Natomiast partia Høyre w ogóle się nim nie przejmuje i najchętniej by z niego zrezygnowała.

Problem polega na tym, że ekologiczna produkcja żywności kosztuje. Kosztuje rezygnacja z oprysków, zapewnienie zwierzętom swobody poruszania się, stosownej opieki i porządnej paszy. Do tego rolnictwo ekologiczne może, przy takiej samej powierzchni uprawnej, przynieść niższe plony, niż rolnictwo konwencjonalne. Z tego powodu norwescy rolnicy, którzy prowadzą produkcję ekologiczną otrzymują rekompensaty finansowe.

Jeśli do władzy dojdzie partia Høyre, będzie chciała z tym skończyć. Według niej takie postępowanie nie jest zrównoważone (norw. bærekraftig). Tylko co należy rozumieć pod tym pojęciem? UE stosuje go przecież w swojej definicji ekologicznej produkcji żywności!

Różnica polega na tym, że UE mówi o zrównoważonych ekosystemach, podczas gdy Høyre mówi o zrównoważonej gospodarce: Jeśli coś nie jest opłacalne, nie chcemy tego. Tylko, czy to jest "koszerne"?

W społeczeństwie jest wiele rzeczy, które nie są opłacalne. Ludzie starsi, na przykład. Ale nie zapędzamy ich za stodołę i nie strzelamy im w głowę z tego powodu, że zaczynają potrzebować opieki.

Zapewne taniej byłoby też zrezygnować z wszelkiego leczenia osób, u których zdiagnozowano śmiertelne choroby. A co z ochroną środowiska? Nie jest przecież ekonomicznie opłacalne wprowadzanie na pewnych obszarach morskich stref wolnych od działalności związanej z wydobyciem ropy naftowej. Mamy to gdzieś, czy jednak nie?

Polityka to zmiany w pożądanym przez nas kierunku. Decydujemy się na wydawanie pieniędzy na to, co uważamy za istotne. I tak samo robi Høyre. We wszystkich dziedzinach życia społecznego. Tyle tylko, że partia ta nie zrozumiała jeszcze, jak ważna jest ekologiczna produkcja żywności i dlatego daje norweskiemu rolnictwu ekologicznemu kopniaka w d... To, jest, da tego kopniaka, jeśli się jej na to pozwoli."

Rolnictwo ekologiczne jako quasi-religijny dogmat? Krytyka

Tyle Joacim Lund. Norwescy internauci wydają się jednak być wobec niego mocno krytyczni. Przeważają komentarze oskarżające go o prymitywną propagandę polityczną, nieznajomość faktów, pseudoreligijne zacietrzewienie, czy beztroskę, która mogłaby doprowadzić do globalnej klęski głodu.

Oto garść opinii czytelników:

- Joacim Lund ma rację co do jednego: głupotą jest mówić, że coś jest "opłacalne z punktu widzenia ekonomii społecznej". Opłacalne mogą być co najwyżej firmy, które podejmują decyzje biznesowe w oparciu o to, czy ludzie są skłonni płacić za usługi, które te firmy świadczą. Natomiast społeczeństwo nie jest firmą - jest zbiorem jednostek o rozmaitych preferencjach.

Tak więc żywność ekologiczna jest w zasadzie jako taka w porządku. Ale kiedy ja, który żadną miarą nie łapię, o co z nią u licha chodzi (ani nie smakuje lepiej, ani nie jest zdrowsza - tylko kosztuje więcej), mam być ZMUSZANY żeby współfinansować ją tym osobom, które absolutnie nie mogą bez niej przeżyć, będę protestował.

Na pytanie innej internautki, czy nie wierzy w to, że dla ludzi, zwierząt, żywności, gleby i Ziemi jako takiej lepiej jest, gdy używa się mniej szkodliwych substancji, czytelnik odpowiada ironicznie:

- Taa. Patrząc na długość życia w krajach zachodnich na przestrzeni ostatnich 50-100 lat,wydaje się, że całkiem nieźle radzimy sobie z tymi "truciznami", o których piszesz.

Poza tym na świecie jest, jak się szacuje, około 800 milionów ludzi, którzy głodują. Z tej o wiele ważniejszej perspektywy o wiele bardziej istotne wydaje się obniżanie cen żywności, a nie akademickie dyskusje zblazowanych, sytych ludzi z Zachodu na temat tego, ile mikrogramów "trucizny" może znaleźć się w jedzeniu.

Wtórują mu inni czytelnicy:

- Nie wydaje mi się, by autor komentarza [tj. Loacim Lund - przyp. red.] przemyślał kwestię ilości produkowanej żywności. Efektywna ilość produkowanej biomasy większości roślin spada bardzo gwałtownie, jeśli zarzuci się stosowanie nawozów sztucznych. Na przykład produkcja kukurydzy spada z około 8 do zaledwie 2 ton z hektara. "Zielona rewolucja" była całkowicie zależna od dużej ilości nawozów sztucznych. Rezultatem wprowadzenia na świecie rolnictwa ekologicznego na dużą skalę byłby olbrzymi głód, jak to miało miejsce ponad 70 lat temu. A przez te 70 lat liczba ludności świata wzrosła z około 2,5 do 7 miliardów.

- Rolnictwo ekologiczne daje mniejsze plony przy tej samej powierzchni upraw. Gdyby cała ludność świata (nie tylko zamożna Norwegia) miała jeść żywność ekologiczną, trzeba by było powiększyć powierzchnie upraw. To z kolei oznaczałoby niszczenie środowiska w postaci wyrębu lasów lub też globalną klęskę głodu (której my, Norwegowie, może byśmy uniknęli dzięki pieniądzom). A kiedy do tego nie udowodniono żadnych korzyści zdrowotnych z jedzenia produktów ekologicznych, odpowiedź narzuca się sama.

Najostrzej krytykuje ideologów rolnictwa ekologicznego pewna internautka, która pisze:

- "Unia Europejska definiuje rolnictwo ekologiczne jako taki system produkcji żywności, który pozwala na zachowanie zdrowej gleby, funkcjonujących ekosystemów oraz zdrowia ludzi."

Gdyby definicja rolnictwa ekologicznego byłaby właśnie taka, byłabym za rolnictwem ekologicznym. Ale podaną powyżej definicję spełnia całe norweskie rolnictwo, nawet to, które stosuje nawozy sztuczne i opryski.

Prawda jest taka, że rolnictwo ekologiczne to system "religijny", który zakazuje np. nawozów sztucznych - nie dlatego, że nawozy te szkodzą glebie, tylko dlatego, że są "nienaturalne", a więc kłócą się z dogmatami "religii ekologicznej".

Przesądy należy zwalczać, a zatem państwowy wymóg, by uprawy i hodowla były nieefektywne i drogie tylko dlatego, żeby spełnić ekologiczne dogmaty, nie powinien w ogóle być częścią norweskiej polityki.


Oczywiście wśród komentujących są nie tylko krytycy zaprezentowanych tez. Oto jeden z głosów obrońców rolnictwa ekologicznego:

- Rolnictwo ekologiczne na dużą skalę z pewnością nie doprowadzi do zwiększenia się głodu na świecie. Według FAO [Światowej Organizacji Żywności - przyp. red.], w przypadku globalnego przejścia na uprawy ekologiczne plony utrzymałyby się mniej więcej na takim samym poziomie, jak dziś. Pojawiłby się pewien spadek w krajach uprzemysłowionych, z rozpowszechnionym modelem rolnictwa przemysłowego, mniej więcej taki sam poziom plonów byłby w regionach "zielonej rewolucji", a wzrost nastąpiłby w tych rejonach, gdzie najbardziej go potrzeba (por. http://www.fao.org/organicag/oa-faq/oa-faq7/en/.) Poza tym produkcja nawozów sztucznych wymaga dużych ilości energii. Kiedy spojrzy się na relację wkładu energii do rezultatu energetycznego, może się okazać, że rolnictwo ekologiczne często będzie efektywniejsze, niż konwencjonalne.

Nie twierdzę, że uprawy ekologiczne zawsze i wszędzie muszą być najlepszą opcją, ale uważam, że twierdzenie, iż globalne plony drastycznie spadną przy przejściu do rolnictwa ekologicznego, jest nieuprawnione. Poza tym: jeśli celem jest wyprodukowanie jak największej ilości żywności, powinniśmy raczej patrzyć na to, jakie rodzaje żywności produkujemy (mięso vs zboża itp.), a nie na sam sposób produkcji.

A co Wy sądzicie na ten temat?



Na podstawie: Osloby





Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok