
Lawina
Lawina błotna zaczęła się na bagnistym terenie na wysokości około 500 metrów. Bagno nie było w stanie przyjąć większej ilości wody z powodu wcześniejszych obfitych opadów, więc osunęło się. Po drodze w dół zbocza masy ziemi i błota zabrały ze sobą wszystkie drzewa, luźne głazy i tym podobne.
Na skrajach osuwiska wciąż leżą wielkie bloki skalne, stwarzające zagrożenie lawinowe. Droga biegnąca wzdłuż fiordu (fragment drogi wojewdzkiej 671) znikła z powierzchni ziemi i - jak informuje Krajowy Zarząd Dróg (Statens Vegvesen) - będzie musiała zostać zbudowana całkowicie od nowa.
Koniec świata
Według Krajowego Zarządu Dróg będzie to wymagało interwencji całej ekipy pracowników, którzy muszą dokonać oględzin oraz zabezpieczyć zbocze pomiędzy tunelem Svinvik, a Todalsøra. Dopiero wtedy można będzie rozpocząć porządkowanie terenu osuwiska.
Tak brzmiała konkluzja Zarządu Dróg po obejrzeniu miejsca zdarzenia z helikoptera. Problem w tym, że nie wiadomo, kiedy ekipa zabezpieczająca będzie mogła pojawić się na miejscu. Wygląda na to, że może minąć wiele tygodni, nim Todalen odzyska połączenie drogowe z resztą świata.
Ludzie, którzy utknęli w Todalen opowiadają, że sytuacja jest trudna. Nie ma prądu ani telefonu. I, rzecz jasna, z miejscowości nie idzie się wydostać.
Wielu mieszkańców prosi o przysłanie łodzi, tak by mogli przywieźć potrzebną żywność dla ludzi i zwierząt.
Wczoraj wieczorem NetCom uruchomił agregat przy swojej centrali telefonii komórkowej, tak, że część osób mogła zacząć korzystać z telefonów. Natomiast mieszkańcy korzystający z usług Telenor nie zdołali skontaktować się ze swoim operatorem.
Przymusowe wczasy w Møre og Romsdal
Oprócz stałych mieszkańców w okolicy przebywa wielu turystów. Część z nich planowała właśnie powrót, kiedy zatrzymało ich osunięcie się ziemi.
Jednym z takich turystów jest Astor Iversen, który wraz z rodziną spędził ostatnie dni w przyczepie campingowej w Todalen:
- Mieliśmy ruszyć w drogę do domu zaledwie godzinę po tym, kiedy doszło do osunięcia się zbocza. Usłyszałem odgłos zejścia lawiny, ale w pierwszej chwili pomyślałem, że to samolot schodzący do lądowania. Potem uświadomiłem sobie, że przecież w okolicy nie ma żadnego lotniska... To wszystko było bardzo osobliwe - relacjonuje.
Mimo iż cała miejscowość pozbawiona jest prądu, rodzina Iversenów radzi sobie dobrze:
- Mamy baterię w samochodzie campingowym. Udało nad się też zrobić wieczorem zakupy w sklepie, mimo, że trzeba było iść tam z latarką. Miejscowi bardzo nam, turystom, pomagają.
Astor Iversen obchodził właśnie wczoraj urodziny:
- To były dość szczególne urodziny, ale co tam - śmieje się.
Wodą
Gmina pracuje nad zorganizowaniem łodzi, która kursowałaby z Sunndal i zabierała ludzi z okolicy.
- Mamy nadzieję, że w piątek się stąd wydostaniemy - mówi Iversen. - W każdym razie musimy wyjechać w ciągu weekendu, bo w poniedziałek i ja, i żona musimy wrócić do pracy w Bodø.
Prawdopodobnie im się to uda. Gorzej będzie z samochodem campingowym.
- No cóż, grunt, żebyśmy dotarli do domu. Samochód możemy ściągnąć później - stwierdza Tone Iversen pogodnie.
Straż przybrzeżna zajmuje się dziś usuwaniem zwalonych drzew i innych obiektów, które wraz z błotem i ziemią trafiły do fiordu, tak, by można było dotrzeć do Todalen drogą morską.
Źródło: NRK

To może Cię zainteresować