Służba domowa A.D. 2014

Czyli jeszcze raz o imigracji zarobkowej. Imigrantów przybywa, ale niewiele osób przyznaje, że norweska gospodarka na tym korzysta.
Hilde Hausgjerd, była redaktor naczelna dziennika Aftenposten podkreśla pozytywny wpływ imigrantów zarobkowych na życie gospodarcze i rynek pracy w Norwegii, choć nie przemilcza trudności. Skróty i śródtytuły: red. MojaNorwegia.
"Dla społeczeństwa Norwegii to tylko mała kropla, dla bogatych rodzin norweskich nieoceniona wyręka
Niedzielne popołudnie na Spikersuppa w centrum Oslo: Grupka młodych kobiet z Filipin niepewnie jeździ na łyżwach po lodowisku. Dziewczęta trzęsą się z zimna, ale śmieją się. To dzień wolny dla au pair, a prowadzone przez Norsk Folkehjelp Centrum Au Pair właśnie dziś zorganizowało dla nich spotkanie.
W Norwegii jest mniej więcej 3000 au pair, w większości z Filipin. Mieszkają przeważnie u rodzin z zachodnich dzielnic Oslo oraz z Asker i Bærum, część z nich również w innych miastach. "Operki" z Azji to wśród norweskich rodzin ogółem niewielka grupka, ale wśród zamożnych rodziców cierpiących na brak czasu - niemal codzienność.
To samo tyczy się polskich sprzątaczek, dbających o domy tychże rodzin, oraz polskich i litewskich malarzy i stolarzy, którzy zjawiają się, gdy trzeba wyremontować dom lub rozbudować hyttę.
Liczba imigrantów zarobkowych w Norwegii rośnie szybko. Spośród 600 000 mieszkających obecnie w kraju fiordów imigrantów niemal połowa to imigranci zarobkowi z krajów EOG. Od roku 2008 do 2012 odsetek imigrantów zarobkowych wzrósł o 246%. Na dzień 1. stycznia 2013 w Norwegii mieszkało 77 000 Polaków [wg. oficjalnych statystyk, czyli mówimy o Polakach zameldowanych w Norwegii - przyp.red.], czyli tyle, ilu mieszkańców liczy sobie gmina Fredrisktad, a także 28 000 Litwinów.
![]() |
Fot. Bonoz/Pixabay.com |
Na równej stopie? Oj, nie...
Wspomniane na początku au pair w liczbie około 3000 nie figurują w statystykach jako imigrantki zarobkowe. "Au pair" znaczy "na równej stopie", a system ten miał pierwotnie służyć wymianie kulturalnej w Europie. Dziś zdecydowanie tak nie jest. Jest to po prostu jeszcze jeden z funkcjonujących na świecie kanałów migracyjnych. Wiele au pair z Filipin pracowało jako pomoce domowe w Hongkongu, Singapurze, czy dużych miastach europejskich, nim przyjechały do Norwegii.
Dla rodziny gospodarzy przyjęcie do siebie au pair to możliwość zyskania elastycznej pomocy domowej za niewielkie pieniądze. Dla "operki" to płatna praca i możliwość zaczepienia się w północnoeuropejskim kraju. Wiele filipińskich au pair jest z wykształcenia pielęgniarkami itp. i liczy na to, że z czasem uda im się uzyskać pozwolenie na pobyt i pracować w zawodzie.
Według danych Norsk Folkehjelp część au pair doświadcza konieczności pracy powyżej dozwolonych 30 godzin tygodniowo, lecz różnice kulturowe sprawiają, że au pair rzadko kiedy stawiają gospodarzom granice. Nie jest to zresztą takie proste, kiedy mieszka się w miejscu pracy.
Niedoceniani
Wielki wkład, jaki imigranci wnoszą w norweskie życie zawodowe i społeczne z reguły nie jest należycie doceniany. Przeprowadzona przed ubiegłorocznymi Świętami Bożego Narodzenia ankieta Centralnego urzędu statystycznego na temat stosunku do imigrantów i imigracji pokazuje, że od roku 2012 liczba osób podpisujących się pod twierdzeniem, iż "większość imigrantów wnosi cenny wkład w norweską gospodarkę" stopniała aż o 8%. Liczba osób popierających to twierdzenie jest jednak wciąż wysoka - wynosi 72%. Nastąpił jednak wyraźny spadek liczby osób zgadzających się z twierdzeniem, że dla gospodarki norweskiej zasadniczo korzystna jest imigracja zarobkowa z krajów pozanordyckich.
![]() |
Fot. Greyerbaby/Pixabay.com |
Sceptyczne związki
Związki zawodowe nigdy nie odnosiły się do imigracji zarobkowej w sposób jednoznacznie pozytywny. Kiedy w latach 70. do Norwegii przyjechali pierwsi gastarbeiterzy z Pakistanu, centrala LO wnioskowała o wprowadzenie zakazu imigracji. I uzyskała go. Czerwone światło dla imigrantów paliło się przez 20 lat, aż w końcu przepisy EOG sprawiły, że Norwegia została zmuszona do otwarcia granic przynajmniej przed Europejczykami. Od tego czasu LO działała na rzecz tego, by w stosunku do pracujących imigrantów przestrzegano prawa pracy i wynagradzano ich zgodnie ze stawkami minimalnymi. LO okazuje zatem solidarność z pracownikami z innych krajów, ale trudno przywołać wypowiedzi liderów LO, mówiących pozytywnie o znaczeniu imigracji zarobkowej do Norwegii.
Rynek pracy podzielony etnicznie
Tymczasem nie powinno być wątpliwości co do tego, że napływ licznych imigrantów zarobkowych ma dla gospodarki norweskiej znaczenie pozytywne. Imigranci utrzymują "na chodzie" transport publiczny, branżę budowlaną, hotele i restauracje oraz - w coraz większym stopniu - służbę zdrowia i przedszkola. Bez nich Norwegia by sobie nie poradziła. A my dajemy pracę i dochód ludziom, którzy byliby inaczej bezrobotni lub też mieli bardzo niskie dochody i kiepski standard życia w swoich ojczystych krajach.
Jednak imigracja zarobkowa to również wyzwania. Poziom płac spada wyraźnie w tych gałęziach gospodarki, gdzie pracuje wielu imigrantów. Norwegia może dorobić się nowej klasy społecznej: nisko opłacanych pracowników z innych państw.
Młodzież, która stoi przed wyborem wykształcenia i zawodu widzi przed sobą rynek pracy podzielony według kryterium etnicznego. W Oslo (a stopniowo zaczyna tak być również w innych miastach) prace fizyczne i usługi zdominowane są przez imigrantów, a wraz z napływem imigrantów spada liczba młodych garnących się do tych zawodów. Przykładowo, odsetek młodzieży wybierających wykształcenie budowlane spadł o 21%. Wynika to po części z obaw o konkurencję ze strony budowlańców zagranicznych, a także z faktu, że płace rosną tu wolniej niż gdzie indziej, a zawód cieszy się niewielkim prestiżem.
![]() |
Fot. Wondering Grubb/Flickr.com |
Wyzwania
Wyzwania, przed którymi napływ imigrantów stawia Norwegię są złożone. Dlatego też to niezbyt wdzięczny temat do dyskusji dla polityków, którzy lubią podawać proste recepty na wszystko.
Tymczasem trzeba zapobiegać temu, by norweska młodzież stroniła od zawodów praktycznych, od pracy w usługach, czy sektorze opieki. Dla części z nich alternatywą będzie po prostu wypadnięcie z rynku pracy. A w nadchodzących latach zapotrzebowanie na pracowników wymienionych sektorów będzie duże.
Jeśli określone branże i zawodu zostaną pozostawione imigrantom zarobkowym, bardzo łatwo może dojść do sytuacji olbrzymiego rozwarstwienia w dziedzinie dochodów. Natomiast kiedy imigranci pracują wspólnie z Norwegami, przyczynia się to do integracji tych, którzy pragną pozostać w Norwegii.
Z fali imigracji lat 70. Norwegia wyniosła pewne cenne doświadczenia, które powinny stanowić wskazówki, jeśli chodzi o traktowanie dzisiejszych imigrantów. Na dłuższą metę nie należy obawiać się segregacji etnicznej na rynku pracy. Wielu potomków ówczesnych imigrantów zarobkowych z Pakistanu czy Turcji uczęszcza dziś do szkół wyższych i uniwersytetów. Tak będzie bez wątpienia również z rodzinami, które przyjeżdżają teraz z Polski, Litwy czy Estonii.
Jednak wśród tych, którzy przyjechali do pracy w latach 70. wiele osób straciło kontakt z rynkiem pracy i z czasem wylądowało na zasiłku. Musimy zarobić co się da, by to samo nie spotkało tych, którzy przyjeżdżają do Norwegii dzisiaj. Kluczowe będą trzy sprawy: nastawienie do imigrantów, oferta nauki języka norweskiego oraz uczciwe, uporządkowane stosunki na rynku pracy."
Źródło: Aftenposten
Zdjęcie nagłówkowe: Emergency Brake/Wikimedia
To może Cię zainteresować
13-02-2014 22:03
0
0
Zgłoś
13-02-2014 19:31
0
0
Zgłoś
13-02-2014 18:52
2
0
Zgłoś
12-02-2014 22:38
0
-1
Zgłoś
12-02-2014 22:38
0
0
Zgłoś
12-02-2014 22:29
0
-1
Zgłoś
12-02-2014 10:12
0
-5
Zgłoś
12-02-2014 09:43
5
0
Zgłoś
12-02-2014 09:29
6
0
Zgłoś