Ja uważam że ten film to naprawdę wielki sukces.
UZASADNIENIE
W sklepach IKEA możemy za bodajże 200,- NOK kupić wkrętarkę. Ale nikt z nas, Polaków którzy kolokwialnie mówiąc od rana do wieczora kręcą gipsplatte tego sprzętu nie kupuje. Bo każdy wie, że wkrętarki z których można być zadowolonym zaczynają się od trzech tysięcy koron. ZACZYNAJĄ SIĘ.
Osobiście cenię sobie elektronarzędzia firmy MAKITA za to, że za naprawdę umiarkowaną cenę otrzymuję dobre jakościowo narzędzia. W miarę niezawodne. Narzędzia,których tak naprawdę jedynym celem jest ZARABIANIE DLA MNIE PIENIĘDZY. I przysięgam wam, że ani w kupowanej wkrętarce, ani w ukośnicy, ani w na przykład samochodzie dostawczym nie usiłuję się dopatrywać wartości intelektualnych, ponadczasowego przesłania... one mają pracować i się nie psuć. ZARABIAĆ PIENIĄDZE.
Tego typu kino jak omawiany film, ma dokładnie ten sam cel. MA ZARABIAĆ PIENIĄDZE. Dla producenta, reżysera, aktora... Ma ich zarobić jak najwięcej. Tak więc film ten całkowicie spełnia pokładane w nim nadzieje. I JEST WIELKIM SUKCESEM.
CZEGO NALEŻAŁO DOWIEŚĆ
Jeśli szukamy kina ambitnego... Cóż, oczywiście, bez komentarza. Ale jeśli ktoś lubi wyłącznie PRAWDZIWE kino, to przecież na Boga, nikt nie każe mu pod groźbą śmierci oglądać kina klasy 50 twarzy Greya, Rambo5, Szklanką po łapkach i tym podobnych. Podobnie jak nikt melomanowi nie nakaże słuchać disco-polo.
Nie uważam więc za stosowne to, co czytałem o tym filmie na wielu forach, że szmira, prymityw, dno... Jest wiele osób które, choćby dla odstresowania i oderwania od rzeczywistości chętnie obejrzy coś miłego, lekkiego i o fabule tak skomplikowanej, że kolokwialnie mówiąc już w 3 minucie filmu wiemy KTO ZABIŁ.
A wartości intelektualne? Albo JAKIEKOLWIEK inne? Moi drodzy, równie dobrze możemy próbować doszukać się wartości intelektualnych w prozie Katarzyny Grocholi czy Danielle Steel, możemy iść nawet krok naprzód, możemy nazwać Panią Cichopek AKTORKĄ... Ale czy o to chodzi?
GWIEZDNE WOJNY to w sumie też od intelektualnej strony na to patrząc szmira aż miło. A kocham te filmy i na mojej półce stoją w jednym rządzie z dziełami Fellini'ego, Lynch'a, Chaplin'a, Hitchcock'a, Tarantino czy Kubrick'a. Naprawdę.
50 twarzy Greya to nie jest kino.
To jest produkcja filmowa.
I jedynie w tych kategoriach należy ten film rozpatrywać.
I przyznać, że jest to sukces. Tak, jak to producent wspólnie z księgowym zaplanowali.