Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Rozlicz podatek za 2023

Czytelnia

Wolę zbierać śmieci w Norwegii, niż być dyrektorem w Polsce

Damian Kazak

15 października 2015 08:00

Udostępnij
na Facebooku
23
Wolę zbierać śmieci w Norwegii, niż być dyrektorem w Polsce


– Wiadomo, że pieniądze na ulicy tu nie leżą, trzeba na nie zapracować, ale jak się już dojdzie do etapu stałej pracy, opanuje język, to jest wtedy dużo lepiej, niż u nas w kraju. Nie sądzę, żebym wrócił do Polski. Z tym krajem wiążą mnie tylko korzenie i rodzina, która tam mieszka.

Zobacz także fotoreportaż

Poniedziałek, godzina 4.30 rano, Oslo. Na termometrze -9 st. Celsjusza. Słońce wzejdzie za jakieś trzy godziny. Księżyc w pełni, dużo większy niż w Polsce. – Podobno, jak jest taki księżyc to trolle latają po mieście – mówi z uśmiechem Jarek, 47-letni płocczanin, mieszkający w Oslo.

Każdy jego tydzień rozpoczyna się tak samo. Przed pracą podjeżdża swoim passatem na stację paliw. – W poniedziałek rano paliwo jest najtańsze – tłumaczy. Cena na wyświetlaczu: 12,19 koron, czyli około 6,5 zł.

– Nie da się przyzwyczaić do porannego wstawania, ale wiesz że musisz. Wstaję o tej porze codziennie od trzech lat i jeszcze się nie przyzwyczaiłem.

Jarek wjeżdża na bazę przy Haraldrudveien 31. Przed bramą stoją już dwa samochody ciężarowe, rozgrzewające swoje silniki. Idzie najpierw do biura, wraca z sześcioma ogromnymi pękami kluczy. – Te klucze są potrzebne do otwierania drzwi kamienic. Pojemniki nie są na zewnątrz, tak jak u nas. Wszystkie są w podwórkach. Trzeba pamiętać, który klucz pasuje do danego wejścia. A tych kluczy jest grubo ponad setka.

Wchodzi do kabiny swojej śmieciarki, odłącza z gniazdka grzejnik samochodowy, dmucha w alkomat. – Bez tego nie odpali – tłumaczy. Za chwilę pojedzie na stację benzynową w dzielnicy Ensjø, tam czekać będzie 26-letni pomocnik Jarka, Michał.

Praca

Jarek jedzie do centrum, na swój dzisiejszy rejon. Teren jest górzysty, a ulice wąskie, strome i oblodzone. Na poboczach stoją zaparkowane samochody, pomiędzy którymi trzeba się przeciskać. Dziennie jego śmieciarka zbiera około dwunastu ton śmieci.
 
– Tutaj pracuje się inaczej, dużo lepiej, niż w Polsce. Stała praca to jest stabilność, to są pieniądze, które spływają co miesiąc na konto i nie martwisz się, że jutro nie będziesz miał na chleb. Każdy wie, co ma robić. Z pensji można utrzymać rodzinę i dom tutaj, w Polsce, i jeszcze sobie trochę odłożyć. Z pensji w Polsce, niestety, nie da się nawet utrzymać rodziny na miejscu.

Nie mamy limitowanego czasu pracy. Robimy swoje rejony i jesteśmy wolni. W zimę przeciąga się to dłużej, pracuje się od piątej, w pół do szóstej do godz. 13, 14. Ale zdarzało się, że warunki były bardzo ciężkie, całe miasto trzeba było robić w specjalnych kolcach na buty i łańcuchach na koła, i wtedy wracałem do domu nawet o godz. 16 czy 17.

Nie musimy pracować po osiem, czy dziesięć godzin. Jeżeli wyrobimy się w ciągu trzech, czy czterech to możemy wracać do domów. Najczęściej jest tak w wakacje, kiedy Norwedzy wyjeżdżają i na mieście jest dużo mniej śmieci. Wtedy zdarzało się, że wracałem z pracy, a żona jeszcze spała. Wtedy też po jednej pracy jedzie się do drugiej – nadal dodatkowo robię remonty, malowania itd.

– Nikt nikogo za specjalnie nie kontroluje. Jedynie sami klienci. Jeśli w pojemniku zostawimy przez przypadek jeden worek, zdarzają się tacy, którzy nam to wytkną. Wtedy powiadamiana jest centrala firmy, a my na telefon służbowy dostajemy informację z adresem, na który trzeba jechać i kosz opróżnić. To wkurzające, ale na szczęście zdarza nam się to bardzo rzadko - zazwyczaj przy okazji świąt i dni wolnych, kiedy np. w trzy dni musimy wykonać pracę za cały tydzień.

W naszej firmie jest dużo większy szacunek do pracownika, nie ma czegoś takiego jak w Polsce, że jest dyskryminacja. Pracuje z nami wielu obcokrajowców: Bułgarzy, Rumuni, Litwini… Ale pracują i Norwedzy, którymi dość dobrze się dogadujemy.

Czy ja wiem, czy obcokrajowiec ma ciężej? Jest ta bariera językowa – wiadomo - ale jeżeli już pracujesz na stałe, na kontrakt, to żyje się normalnie. Nieraz obywatele innych krajów mają tu lepiej niż Norwedzy.

Mimo, że ja jestem obcokrajowcem, mam takie same zasady, obowiązki i pieniądze, jak Norwedzy pracujący w firmie. Wszyscy jesteśmy równi, a firma nie ma z tym żadnego problemu. Jak piszą do mnie smsy, to potrafią jednego napisać w trzech językach: po norwesku, angielsku i po polsku.

O tej śmieciarce mógłbym opowiadać długo. Ciężarówka jest w automacie, wyposażona w kamery zewnętrzne, które ułatwiają pracę kierowcy, w halogeny, które, jak je włączam, to auto wygląda jak ufo. Sterowanie pracą prasy jest w kabinie, więc nie trzeba wychodzić. Swoją drogą prasy produkowane są w Polsce. Przede wszystkim te ciężarówki są ekologiczne – jeżdżą na biogaz, czyli tzw. gaz wysypiskowy. Krótko mówiąc, śmieci, które zbieramy wytwarzają gaz, który napędza śmieciarki.

Początki

W kabinie zamontowane jest też radio. Po raz trzeci dzisiaj leci norweski hit „Afterski”. Nie ma jeszcze siódmej. Miasto powoli budzi się do życia. Gdzieniegdzie widać kilka osób, które wybrały się pobiegać, starsza pani żwawo idzie w towarzystwie swojego psa.

Jarek co chwilę wysiada ze śmieciarki, otwiera drzwi w kamienicach, wyprowadza pojemniki z podwórek, przeciąga przez hałdy śniegu, opróżnia je i odprowadza z powrotem. Wsiada do kabiny i podjeżdża pod kolejne drzwi. Nie ma nawet chwili odpoczynku. Ślizga się na lodzie, który zalega na chodnikach. Cały czas jest w biegu.

– W Polsce robiłem wiele rzeczy. Jestem kierowcą zawodowym, jeździłem na tirach, prowadziłem restaurację, klub, pensjonaty i nic z tych zajęć mi się tak nie opłacało, jak praca w Norwegii. W Polsce prowadząc swój interes zarobiłem dużo mniej, niż tutaj na śmieciarce.

Przed stałą pracą, niestety, trzeba było w Norwegii robić wszystko. Nigdy wcześniej nie byłem budowlańcem, stolarzem, czy tynkarzem. Tutaj nauczyłem się roboty. Płytki się kładło, tarasy się budowało. Wszystko trzeba było robić, co tylko możliwe.
Na początku musiałem otworzyć firmę budowlaną, po to, żeby uzyskać numer personalny. To taki nasz PESEL. Najważniejsze było, żeby poznać tu ludzi, przede wszystkim rdzennych ludzi – Norwegów.

O tę pracę na śmieciarce starałem się półtora roku, jeżdżąc na tzw. wikariacie, czyli na zastępstwach. Byłem pod telefonem i szef do mnie dzwonił, kiedy zwolniło się jakieś miejsce. Jak ktoś zachorował, był na urlopie, to ja przychodziłem na zastępstwa i tak to trwało półtora roku zanim dostałem pełen kontrakt. Na nim jeżdżę już dwa lata, czyli w sumie pracuję tu od 3,5 roku.

– Na początku było ciężko. Przyzwyczaić się do tego wsiadania i wysiadania z kabiny, rannego wstawania, dużego wysiłku i niskich temperatur. Jestem kierowcą, ale i tak muszę cały czas wysiadać, żeby otworzyć pomocnikowi drzwi, wyjąć pojemniki, przytachać je i odprowadzać.

Czy lubię tę pracę? A mam inny wybór? Najważniejsze, że jest i jest dobrze płatna. Wolę zbierać śmieci w Norwegii, niż w Polsce być dyrektorem.

Niebo a ziemia

Dochodzi 7.30. Słońce wschodzi, miasto ożywa. Mieszkańcy Oslo są już w drodze do szkoły i pracy, niektórzy stoją na przystankach. Jarek podjeżdża właśnie pod Wydział Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Oslo. Przed budynkiem powiewa biało-czerwona flaga.
– W Polsce nie ma pracy, żeby żyć godnie. Ale tutaj też nie jest łatwo. Trzeba harować, żeby się wykazać. Trudno jest znaleźć stałą pracę. Trzeba umieć się porozumieć. Ja mówię trochę po angielsku, trochę po norwesku. Jednym słowem miks, ale nie mam problemów z komunikacją.

Każdy z pracowników należy do związku zawodowego transportowców, który bardzo nam pomaga. Łącznie z tym, że mamy zniżki na paliwo, czy też pomoc przy wzięciu kredytu na dom. Do dyspozycji jest też prawnik. Związki zawodowe nie są tutaj tylko z nazwy. Są dla ludzi.

Polacy i Norwedzy

Słońce świeci już na dobre. Podjeżdżamy pod kolejne kamienice. Tym razem przed jej drzwiami stoją już pojemniki. Starszy pan, opierający się o śmietnik uśmiecha się do Polaków szeroko. – Ten dziadek ma około 80 lat – opowiada Jarek. – Zawsze do nas wychodzi. Gada z nami, pomaga wyprowadzać pojemniki, a czasem też je zaprowadza. Jest dozorcą tych budynków – mówi wskazując na trzy, stojące obok siebie kamienice.

– Norwegom w zasadzie żyje się o wiele łatwiej niż Polakom. Oni są bardziej na luzie, nie przejmują się tak jak my, nie mają takiego stresu. My przyjeżdżając tu z Polski boimy się praktycznie wszystkiego, a oni żyją bezstresowo. Ale ten norweski luz pomaga i udziela się innym.

Nie ma czegoś takiego, że szef dużej, bardzo dużej firmy jest jakimś wielkim „panem prezesem”. Wszystko jest załatwiane po koleżeńsku, a każdy zwraca się do siebie po imieniu. Ze współczesnego języka norweskiego wypadła już forma grzecznościowa “Pan/Pani” i nie jest używana. Powszechnie i w kierunku każdego, bez względu na wiek, używa się formy “du”, czyli “ty”.

Czy Polacy trzymają się tu razem? No nie bardzo… Tam, gdzie Polacy, tam zawsze powstają problemy. Oczywiście, jest grupa ludzi, która się z sobą trzyma, ale nie są to duże grupy. Zazwyczaj ma się kilku znajomych, przyjaciół i na tym koniec.

Norwedzy są bardzo otwarci. Wychodzą do nas, witają się, rozmawiają, pomagają, a nawet dają nam prezenty na święta. Z drugiej strony nie mają żadnego szacunku do jedzenia i posiadanych przez nich rzeczy. Wyrzucają dosłownie wszystko. Sprawne laptopy, telewizory, telefony, ale też obrazy, mnóstwo kosmetyków, no i to jedzenie… Po skończeniu się tuszy w drukarce, bardziej opłaca się im kupić nową drukarkę z tuszami, niż same tusze. Więc je po prostu wyrzucają.

Oni nie są przyzwyczajeni do trzymania rzeczy i chowania ich po kątach. W okresie świątecznych porządków, potrafią wyrzucić mnóstwo nowych rzeczy, które nie są im już po prostu potrzebne. A mają tylko rok lub dwa. Normą jest też wyrzucanie prezentów, które im się nie spodobały.

Ludzie wyrzucają stary, ale sprawny jeszcze sprzęt, i kupują sobie nowy. Na przykład teraz, kiedy wchodzą już telewizory 3d, mieszkańcy Oslo wyrzucają sprawne plazmy. Wiele rzeczy nie jest w ogóle wyrzucone do śmietnika, tylko stoi obok, zapakowane w kartonie.

Koniec

Praca prawie skończona. Do spalarni Brobekk w północnej części Oslo, Jarek dociera kilka minut po godz. 12. Przed wjazdem na teren sortowni znajduje się waga. Kierowca wsuwa specjalną kartę do czytnika, by zaraz potem wjechać do hali, w której wysypie zawartość ciężarówki.

Jarek obawiał się o kolejkę przed wjazdem. Na szczęście przybył na miejsce dość wcześnie i nie było jeszcze tłoku. – Stoimy przed tą halą nieraz godzinę, czekając na wolne miejsce do rozładunku – mówi.

Śmieci trafiają właśnie na taśmę, za chwilę zostaną posortowane. Nie wszystkie zostaną spalone. Wiele z nich zostanie poddane recyklingowi. Ale jak rozróżnić śmieci do przetworzenia, od tych zwykłych? – Mieszkańcy je segregują, wrzucając różne rodzaje odpadów do poszczególnych reklamówek. Każda innego koloru. To gmina określa konkretne zasady segregacji.

Wracamy na bazę, aby zatankować ciężarówkę gazem wysypiskowym. To już koniec pracy Jarka na dziś. Jutro znowu wstanie wcześnie rano - kiedy jeszcze większość mieszkańców Oslo będzie smacznie spała - i weźmie się do ciężkiej roboty kierowcy śmieciarki.


Artykuł pochodzi z portalu PetroNews.pl

Damian Kazak

Zdjęcie frontowe: PetroNews.pl
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


cysiek33

17-10-2015 07:58

Krowsko Juzio napisał:
Jakkolwiek......nie znam pastuchuw. /jedyny pastuch to cysiek) bez wyksztalcenia , jak sie smienie nadmienic to jednak sie przychylam. Bydlu trzeba dac racje:I
spales z gabrielem

P. H.

17-10-2015 06:25

W krajach zachodnich jak masz dobrą pracę to nawet jako fizyczny nie musisz się tego wstydzić. Przecież powszechnie wiadomo że w Norwegi byle robol ma większą płacę niż byle zwykły urzędnik. Brat jak za dobrych czasów robił za granicą na stałej związkowej pracy to jak poszedł do banku w ujebanym kombinezonie to go zapraszali w banku do gabinetu dyrektora. Niemożliwe w Polsce.

Krystian Kozyra

16-10-2015 21:49

Zmywalem,sprzatalem,patroszylem ryby, wysluchiwalem debili tylko dlatego,ze mnie zatrudniali....Ale nigdy - drogi Wujku Janku - nie stawialem tego za wzor dla innych,za cel zyciowy warty nasladowania.
Samochody (z charakterem,nie takie doopiaste),ladne domy w ladnej okolicy to nie oznaki pozerstwa ( chyba ,ze dla takich meczonych zgagą zazdrosci) - to przede wszystkim informacja dla Ciebie (ze potrafisz) i dla innych,jak bardzo potrafisz - bo najczesciej nie przychodzi to latwo i jest rezultatem ciezkiej - w tym intelektualnej - pracy.
Prezesem Zarzadu "Smieciarki w ruchu" moze być zwykły posiadacz prawa jazdy...ale tworca firmy,jej szefem,odpowiedzialnym za setki ludzi i ich Rodziny juz lada facet z berecikiem z antenką juz nie.
Piszac o lunchach mialem na mysli biale z przerazenia oczy Norwegow,gdy przychodzi do placenia - Polakow to nie dotyczy,bo chociazby nie mieli na fajki to i tak do konca beda ogrywac role "zastaw sie a postaw sie" (sam niekiedy to robie).
Powtarzam - praca smieciarza sama w sobie nie hanbi - ale wynoszenie jej na piedestal jako celu zyciowego jest kompletna aberacja zakompleksialego polakka.
A jestem Polak drogi Wujku Janku - przez duze "P",jak napisala dwa dni temu niezapomniana Polka na forum.

Jan .

16-10-2015 21:06

Krowsko Juzio napisał:
Zastanawiam sie.....................czy na prawde masz w sobie te pokore o ktorej mowisz? Mowiac o pokorze nie ma mam na mysli sluzalczosci alem ma na mysli szacunek. Masz to?............gdy zaczynasz pisac o cenie piwa? Podejzewam, ze jak kazdy.....gdy masz szanse wypic piwo za 120 to wypijesz.............bez potrzeby uwazania tego za cos wielkiego. I odwrotnie
Tja.............wogole......nie wiem co chesz powiedziec Ech.za glupi jestem..........ale niech tak pozostanie


Juziu, piszac o cenie piwa nawiazywalem do wypowiedzi jakiegos bardzo bogatego biznesmena ktory ma tak olbrzymia fortune i tak niesamowicie wysoki status spoleczny ze moze sobie pozwolic nawet na... zamawianie w restauracji dan bez patrzenia na ich cene...

Dlatego tez padla (jako przyczynek) konktetna kwota. I wylacznie dla tego.

Pomijam fakt, ze jak wzmiankowany biznesmen zostanie kiedys przez kogos zaproszony do naprawe dobrej knajpy, to wtedy sie dowie, ze w topowych lokalach w karcie nie podaje sie z reguly cen...

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok