
Fot. stock.xchng |
Norwescy rodzice są podzieleni, jak chodzi o stosunek do prac domowych zadawanych ich pociechom w szkole. Jedna trzecia z nich nie jest w stanie pomóc dzieciom w odrabianiu lekcji. Podzielone są też opinie wśród partii politycznych. Skrajna lewica chce likwidacji zadań domowych, prawica ich zachowania.
Ogólnokrajowy komitet rodzicielski (Foreldreutvalget), czyli przedstawiciele rodziców dzieci w wieku szkolnym domaga się, by również uczniowie gimnazjów (ungdomsskole - starsze klasy szkoły podstawowej) mieli zapewnioną pomoc przy odrabianiu lekcji w szkole (w tej chwili pomoc taką otrzymują uczniowie młodszych klas szkół podstawowych).
Komitet przeprowadził ankietę wśród niemal 1900 rodziców dzieci szkół podstawowych, w której zapytał o ich stosunek do zadań domowych. 50% rodziców odpowiedziało, że dzieci powinny móc odrobić wszystkie lekcje w szkole. Drugie 50% było odmiennego zdania.
- Fakt, że tak wielu rodziców chciałoby likwidacji zadań domowych wynika zapewne z tego, że sami nie czują się wystarczająco kompetentni, by pomóc dzieciom w ich odrabianiu. Albo też nie mają na to dość czasu - komentuje przewodniczący Komitetu, Christopher Beckham.
Badania potwierdzają, że 36% rodziców czasami nie potrafi pomóc dzieciom przy zadaniu domowym, a 3% ma z tym problemy za każdym razem. 38% uważa, że zadania domowe nie zostają dostatecznie objaśnione w szkole.
Zadania domowe: skutki pozytywne i negatywne
Marte Rønning z Centralnego urzędu statystycznego (Statistisk sentralbyrå - SSB) przez kilka ostatnich lat prowadziła badania nad efektami, jakie w Norwegii i innych krajach europejskich przynosi odrabianie lekcji. Konkluzja tych badań była taka, że generalnie zadania domowe mają niewielki, lecz pozytywny skutek dla wyników w nauce osiąganych przez dziecko, jednak efekty mogą być negatywne w przypadku dzieci z rodzin biednych, zapóźnionych, czy patologicznych, a to dlatego, że w niektórych przypadkach zadania domowe próbują zastąpić to, czego nauczyciel nie zdążył przekazać na zajęciach.
Badaczka SSB nie chce wypowiadać się za lub przeciw likwidacji zadań domowych, podkreśla jednak, że ważne jest to, na czym polegają zadania, które dziecko dostaje:
- To musi być coś, co wspiera edukację w szkole, a nie ją zastępuje. Fakt, że 38% rodziców uważa, że dzieci nie otrzymują w szkole wystarczających wyjaśnień odnośnie zadań domowych jest wielce wymowny. To bardzo duża liczba.
Od niewłaściwej strony
Wczoraj Komitet dyskutował kwestię zadań domowych na swoim spotkaniu w Bergen. Przewodniczący, Christopher Beckham, deklarował wcześniej, że sam jest przeciwnikiem zadań domowych, jednak Komitet jako całość opowiedział się za ich zachowaniem, zaznaczając, że zamiast tego domaga się wprowadzenia opcji darmowej pomocy w odrabianiu lekcji również na poziomie gimnazjum. Obecnie oferta taka dostępna jest jedynie dla klas jeden-cztery szkoły podstawowej.
- Rząd zabrał się do rzeczy od niewłaściwej strony. Rodzicom dużo trudniej jest pomagać w lekcjach gimnazjalistom, niż uczniom nauczania początkowego - tłumaczy Beckham.
Komitet chce, by oferta była wprowadzana stopniowo, poczynając od 10. klasy szkoły podstawowej.
- To będzie, oczywiście, kosztować. Ale wiedza jest najważniejszą dziedziną, w którą warto inwestować - podkreśla Beckham.
W opinii, którą w imieniu Komitetu prześle teraz do minister Kristin Halvorsen, przewodniczący podkreśla, że asystować przy odrabianiu lekcji powinny osoby z wykształceniem pedagogicznym i że jest niezmiernie istotne, by nauczyciel zawsze dawał uczniom znać, jak sobie poradzili z zadaniami.
Niedawno opublikowany raport oceniający obecnie funkcjonujący system pomocy w odrabianiu lekcji w szkołach stwierdza, że system nie spełnia stawianych mu zadań wyrównywania różnic społecznych pomiędzy uczniami. Podawane w raporcie przyczyny to brak kompetencji pedagogicznych u osób zajmujących się pomocą i marny udział osób dorosłych. Uczniowie potrzebujący pomocy najbardziej, nie otrzymują jej i dalej mają kłopoty z lekcjami.
Koniec z zadaniami pisemnymi
Szkoła Solberg jest, ze swoimi 110 uczniami, najmniejszą szkołą w Asker. To tu od początku bieżącego roku wycofano się z zadawania uczniom do domu zadań pisemnych. Bardzo możliwe, że to jedyny taki eksperyment na skalę całej Norwegii.
- Nie wiem o żadnej innej szkole, która by tak postąpiła - mówi dyrektor szkoły, Jan Eggen.
Pomysł pojawił się, gdy on oraz inspektor Tone Bråten przepytali około 30 uczniów, którzy odpadli ze zwyczajnej szkoły podstawowej w Asker. Wielu z nich powiedziało, że "załatwiły" ich zadania domowe, ponieważ ze względów społecznych nie mogli w domu dostać potrzebnej do ich odrobienia pomocy.
- Bardzo wielu z nich żyło w ciągłym strachu, że zostaną przyłapani na tym, że nie mają odrobionych lekcji - mówi Bråten.
W tej chwili jedyne zadania domowe, jakie dostają uczniowie w szkole Solberg polegają na czytaniu. Eksperyment potrwa na próbę przez rok, po czym zostaną ocenione jego efekty.
Tyle samo nauki, co wcześniej
Kierownictwo szkoły podkreśla, że wciąż można odrabiać lekcje w domu, ale szkoła nie zadaje zadań pisemnych. Uważa, że dzieci w szkole uczą się tyle samo, co i wcześniej, nawet bez pisemnych zadań domowych.
- Tak czy inaczej i tak trzeba przerobić cały materiał. Pensum w klasach nauczania początkowego nie jest duże, ale z czasem ilość materiału rośnie. A tym sposobem uwalniamy nieco czasu, który kiedyś nauczyciele poświęcali na sprawdzanie zadań domowych, a teraz mogą przeznaczyć na nauczanie w klasie - wyjaśnia Eggen.
Mimo że szkoła nie brała udziału w żadnych krajowych testach po wprowadzeniu eksperymentu z brakiem zadań pisemnych, dyrektor jest pewien, że poziom nie spadł.
Uczniowie i rodzice są zadowoleni
Runda rozmów z uczniami pokazuje, że nie tęsknią, zwłaszcza ci starsi, za pisemnymi zadaniami domowymi:
- Nie. Kiedy jest za dużo zadane, brakuje czasu na wszystko. Ale zauważyłem, że mamy za to więcej zadań pisemnych w szkole - opowiada Sindre Pavitharan, szóstoklasista.
Marte Svee z siódmej klasy dodaje:
- Nie. Poprzednio odrabianie lekcji zajmowało mi około godziny. Teraz tylko pół godziny albo nawet mniej. Za to zadania polegające na przeczytaniu czegoś są fajne, bo można sobie trochę powtórzyć materiał.
- Super jest mieć czas na swoje zainteresowania, takie jak piłka nożna, czy gra na gitarze. Wkuwanie zabiera za dużo czasu - mówi chodzący do czwartej klasy Karl Erling Gidion Trydal.
Za to drugoklasistka, Nirvana Sembwever, dosyć lubi zadania domowe:
- Szczególnie te z matematyki, bo mogę nauczyć się lepiej rachować!
Przewodniczący szkolnego komitetu rodzicielskiego, Øyvind Trydal, też ocenia eksperyment pozytywnie:
- Widzimy, że teraz, kiedy jako zadanie domowe mają tylko czytanie, dzieci bardziej koncentrują się na czytaniu.
Podzielone opinie wśród polityków
Politycy różnych opcji też mają różne zdanie na temat zadań domowych. Oto dwa stanowiska, dwie różne odpowiedzi na pytanie, czy należy zlikwidować zadania domowe:
Himanshu Gulati, przewodniczący młodzieżówki Partii Postępu (Fremskrittspartiets Ungdom):
NIE
Zadania domowe to bardzo ważny element szkolnej rzeczywistości. Podczas gdy w szkole uczniowie poznają teorię, zadania domowe pozwalają na wykorzystanie zdobytej wiedzy. Dlatego właśnie są równie ważne co nauczanie w klasie, mimo że uczniowie rzadko kiedy za nimi przepadają.
- Połowa rodziców jest przeciwnikami zadań domowych, co ty na to?
- Wielka szkoda. Bo zadania domowe pełnią też ważną rolę w procesie wychowania. Uczą nas dyscypliny i wykonywania obowiązków, czyli czegoś, co wszystkim się przyda w dalszym życiu.
- Jedna trzecia rodziców nie jest w stanie pomóc dzieciom w odrabianiu lekcji.
- Jest istotne, by zadania domowe były powtarzaniem i ćwiczeniem tego, czego uczeń już nauczył się w szkole, tak by wszyscy mieli takie same możliwości zrozumienia, o co chodzi w zadaniu. Poza tym myślę, że większość rodziców w większości przypadków potrafi pomóc dzieciom, mimo że czasami mogą mieć problemy.
Seher Aydar, przewodnicząca Czerwonej młodzieży (Rød ungdom):
TAK
Zadania domowe należy zlikwidować. Po pierwsze dlatego, że badania dowodzą, że nie przynoszą one takich efektów edukacyjnych, jak się powszechnie twierdzi. Poza tym przyczyniają się do powiększania się różnic społecznych w szkole. Osoby, które nie mogą uzyskać pomocy w domu zostają w tyle.
- Połowa rodziców jest przeciwnikami zadań domowych.
- To znak, że musimy zacząć myśleć o norweskiej szkole w nowy sposób. Przez wiele lat mieliśmy zadania domowe i nikt tego nawet nie próbował kwestionować. Teraz musimy wypróbować alternatywne podejścia.
- Jedna trzecia rodziców nie jest w stanie pomóc dzieciom w odrabianiu lekcji.
- To mnie nie zaskakuje. To nie wina rodziców, to szkoła działa tak, że rodzice muszą być nauczycielami dla swoich dzieci. Tymczasem niektórzy rodzice nie mają odpowiedniej wiedzy, inni z kolei nie mają czasu. Musimy potraktować to poważnie i przenieść całe nauczanie do szkół.
Zadania domowe - fakty
|
Źródło: Aftenposten

To może Cię zainteresować