
Kolejny dzień pięknej pogody. Z góry założylismy, że kilka godzin spędzimy na plaży - jakiejkolwiek, aby tylko na słońcu i blisko wody.
Po chłodach Nordkapp i niedzielnej wycieczki statkiem, marzylismy aby rozłożyć się gdzieś w cieple słońca i posłuchać szumu fal.
W
poszukiwaniu wymarzonej plaży, wybraliśmy drogę dalej na południe
Lofoten, zajrzeliśmy do Storvågen, do Lofotakvariet, gdzie
akurat (ku radości dzieci, oczywiście) trafiliśmy na karmienie fok
i wydr.

Poza tym obejrzeliśmy wielkie dorsze, płaskie flądry,
morskie węgorze, rozgwiazdy, raki i królewskie kraby.

Kilkanaście
kilometrów dalej zatrzymaliśmy się na długi spacer po
Honningsvær. Rybacka miejscowość, zwana Wenecją Północy,
rozrzucona jest po kilku małych wysepkach połączonych ze sobą
mostkami.

Gdyby nie przeogromna ilość suszących się ryb, można
by miasteczko nawet nazwać romantycznym…

A propos suszonej ryby: jest ona artykułem eksportowym, bardzo drogim, eksportowanym m.in. do Włoch. Norweskie ciężarówki są niestety częstym obiektem… napadów, których celem jest właśnie tak ceniona suszona ryba!
Popołudniowe godziny spędziliśmy na wymarzonej plaży, będącej norweskim odpowiednikiem Błękitnej Laguny (no, może bez koncentrowania się na temperaturze wody…). Biały, czysty piasek, przeźroczysta woda, ryby, kraby, krewetki, pyszny lunsj, słońce… czasami naprawdę do szczęścia nie trzeba niczego więcej.
To może Cię zainteresować
08-11-2009 01:09
0
-1
Zgłoś