Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

4
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Wywiad

#PolakPotrafi: Lata po Europie, by pobierać narządy. Tak polska pielęgniarka ratuje ludzkie życie

Anna Moczydlowska

06 lipca 2017 08:00

Udostępnij
na Facebooku
6
#PolakPotrafi: Lata po Europie, by pobierać narządy. Tak polska pielęgniarka ratuje ludzkie życie

O posadę Luiza musiała zawalczyć. Podanie składała dwukrotnie. W końcu się udało fot. archiwum prywatne

Ma tylko cztery godziny, by dolecieć do wskazanego miejsca, pobrać narząd i wrócić z nim na salę operacyjną w Oslo. Tyko tyle ,,działa” serce bez dopływu krwi. Stawka jest wysoka – ludzkie życie.
Pomysł o wyjeździe do Norwegii narodził się w głowie Luizy Stawowy po 11 latach pracy jako pielęgniarka w Polsce. Była sfrustrowana i zmęczona pracą, która, pomimo że dawała z siebie wszystko, nie przynosiła godziwej zapłaty. Mimo doświadczenia w pracy i wyższego wyksztalcenia zorientowała się, że nie ma szans na awans u polskiego pracodawcy. Wtedy Luiza powiedziała ,,dość" i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

Do Norwegii wyjechała dzięki pośrednikowi pracy w 2009 roku. W poszukiwaniu lepszego życia, musiała rozstać się z mężem i córką, którzy zostali w Polsce. W norweskiej placówce najpierw pracowała jako pomoc pielęgniarki środowiskowej. Początki nie były łatwe, bo choć przed przyjazdem przez trzy miesiące uczyła się norweskiego, zmierzenie się z rzeczywistością okazało się bolesne.

– Gdy przyjechałam, dostałam telefon w dłoń i musiałam zrozumieć, dokąd jechać, co komu dolega i czego oczekuje ode mnie przełożony. Na szczęście Norwegowie starali się dostosować i mówili wolno – wspomina już ze śmiechem Luiza.
    Mąż i córka dołączyli do Luizy po pół roku. Dzięki pracy w Norwegii, Polkę stać było na wynajęcie większego mieszkania przed ich przyjazdem, ściągnięcie bliskich i opłacenie mężowi kursu językowego. Dopóki nie dostał pracy, to Luiza musiała utrzymywać rodzinę. Pracowała więcej, musieli zacisnąć pasa. To był najtrudniejszy okres.

    Kiedy operowane jest dziecko, nie można się pomylić

    Przez dwa lata współpracowała z tym samym pośrednikiem pracy. W tym czasie rzucano ją po rożnych miejscach. To wymagało umiejętności szybkiej aklimatyzacji, odporności na zmiany i stres. W końcu jednak Luiza osiadła w jednym miejscu – niewielkim domu spokojnej starości. Pracowało tam dużo emigrantek, między innymi z Filipin.

    – Zostałam nawet liderem grupy pielęgniarek. Potem jednak pojawiła się możliwość, bym w końcu mogła robić to, co w Polsce – czyli pracować na bloku operacyjnym. O tym marzyłam! – opowiada Luiza. – Chciałam uczestniczyć w operacjach, czuć adrenalinę. W tym zresztą byłam najlepsza.

    O posadę musiała zawalczyć. Podanie składała dwukrotnie. Rozmowa była bardzo trudna, wymagała solidnego przygotowania, ale udało się. Obecnie mijają dwa lata od kiedy pracuje w szpitalu Rikshospitalet na oddziale Kardiochirurgii i Transplantologii (Thorax operasjon). Spełnia się zawodowo, uczestnicząc w przeszczepach serca oraz płuc, wymianie zastawek i operacjach bypassów. Poza tym jej zespół zajmuje się chirurgią dziecięcą.

    – Pomagamy dzieciakom, które rodzą się z wadami serca. Te operacje są najtrudniejsze. Rok zajęło mi przygotowanie się do tego – merytoryczne i psychiczne. A i tak za każdym razem, kiedy wchodzę na operację małego człowieka, mocniej bije mi serce. Na sali zawsze panuje cisza, nie wolno rozmawiać. To dlatego, że kiedy operowane jest dziecko, po prostu nie można się pomylić – mówi z powagą.

    Walka o ludzkie życie

    Luiza zajmuję się też pobieraniem narządów. W całej Norwegii jest jedynie 30 pielęgniarek, które robią to co ona. Wszystko dlatego, że tylko jeden oddział w całym kraju wykonuje skomplikowane przeszczepy serca i płuc.

    Jej dyżury czasami polegają po prostu na byciu pod telefonem. Jeśli zadzwoni, oznacza to, że w danym kraju do pobrania jest narząd o zgodności tkankowej, którego potrzeba w Norwegii. Luiza musi wtedy zabrać narzędzia i specjalną lodówkę, po czym udać się na lotnisko. Stamtąd wraz z zespołem leci do Finlandii, Irlandii czy Szwecji.

    – By zaoszczędzić czas, nie przechodzimy odprawy i innych procedur, bo rządowy samolot, którym podróżujemy, ma swoje stałe stanowisko. Latam głównie po Skandynawii, na stosunkowo krótkich trasach, bo bez dopływu krwi, serce może funkcjonować tylko cztery godziny. Każda minuta jest więc na wagę złota – wyjaśnia.

    Potem wszystko dzieje się szybko: ekspresowe pobranie narządu i z powrotem do norweskiego szpitala. Zazwyczaj wszystko przebiega sprawnie, a na miejscu czeka już przygotowany do przeszczepu pacjent. Wówczas Luiza wraz z lekarzem przystępują do operacji. Jak zaznacza, jej rola nie ogranicza się do podawania narzędzi.

    – Tutaj lekarze traktują mnie jak partnera, liczą się z moim zdaniem, pytają o radę. W Polsce, jeśli coś zasugerowałam, to doktor często robił wręcz na odwrót. W obecnej pracy jesteśmy zespołem i pomagamy sobie nawzajem. Jeśli sytuacja jest nagła, to doktor potrafi przyjść i bez słowa pomóc mi na przykład ogolić pacjenta. Często liczą się sekundy, a tak jest po prostu szybciej. Wspólnie walczymy przecież o ludzkie życie – mówi Polka.


    "Polska pensja nie pozwala na przeżycie". Wywiad z inną pielęgniarką z Polski >>> CZYTAJ
    Ten moduł wyświetla się tylko na wersji dla telefonów
    Reklama

    Nasz nowy dom

    Tęsknota za bliskimi jest ogromna, ale gdyby Luiza dziś miała podjąć decyzję o wyjeździe do Norwegii, nie wahałaby się ani chwili. To samo poradziłaby innym polskim pielęgniarkom, które zastanawiają się czy wyjechać.

    – Jedźcie. Najlepiej z pomocą pośrednika, bo to najprostsza droga. Ja wybrałam takie życie i jestem bardzo zadowolona. Mąż znalazł pracę, córka zaaklimatyzowała się najszybciej z nas. Przekonałam też do wyjazdu dwie koleżanki z Polski. Dziś żyją w Norwegii i chwalą to sobie. Z tego, co wiem te, które zostały w Polsce, wciąż muszą pracować na dwa etaty, po kilkanaście godzin na dobę, by związać koniec z końcem – mówi.

    W Polsce, jeśli się kłócili się z mężem, to właśnie o finanse. Tutaj są spełnieni zawodowo i mogą żyć na dobrym poziomie.

    – Cieszę się, że doceniane jest moje zaangażowanie, doświadczenie i wykształcenie. Oczywiście tęsknie za krajem i bliskimi, ale jestem spełniona na wszystkich płaszczyznach. Nie muszę martwić się, czy nasze pensje wystarczą do „pierwszego”. Po kilku latach odkładania kupiliśmy samochód i mieszkanie pod Oslo. Myślę, że Norwegia powoli staje się naszym domem. To dziwne uczucie... ale prawdziwe – mówi Luiza.
    Reklama
    Gość
    Wyślij
    Komentarze:
    Od najnowszych
    Od najstarszych
    Od najnowszych


    Magdalena Goralewska

    07-07-2017 16:59

    Brawo Luiza.

    Luiza Stawowy

    06-07-2017 16:39

    Dziekuje i tez zycze powodzenia !

    Luiza Stawowy

    06-07-2017 16:38

    Dziekuje za pozytywne komentarze. Dziekuje takze redaktorce Ani Moczydlowskiej za cierpliwosc i wsparcie

    R S

    06-07-2017 13:53

    Piekna historia i najwazniejsze ze z happy endem. Gratulujemy sukcesu calej Waszej rodzinie i podziwiamy Twoja niesamowita determinacje w dazeniu do spelnienia swoich marzen. Jestes wspanialym przykladem i inspiracja dla wszystkich Polakow na emigracji, takze tych w Anglii

    Eldur Sevarsson

    06-07-2017 12:21

    No i pieknie...
    Oby tak dalej, zycze Pani Luizie samych sukcesow.
    Nie siedzi i nie narzeka /a w tym jako Polacy jestesmy naprawde dobrzy/ tylko walczy i sie jej udaje.

    CYPIS7

    06-07-2017 10:05

    pikna historia az lza ostatnia krynci

    Reklama
    Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok