Szlag mnie trafia, jak mieszkający w Norwegii Polacy piszą brednie o superjakości norweskich dróg: "Choć stan norweskich dróg prezentuje się o niebo lepiej niż polskich, zdecydowanie inaczej wygląda tu kwestia obowiązujących ograniczeń prędkości. Warto wiedzieć, że spora część dróg poza południem kraju to „jednopasmówki”."
To zwyczajnie nieuczciwe i nieprawdziwe stwierdzenie. Wierzę, że w Oslo i okolicach jeździ się fajnie i po cywilizowanych drogach. Jednak Norwegia to znacznie więcej niż Oslo. W Rogalandzie jest chyba ok. 15 km autostrady (z Sandnes do Stavanger wyłącznie); co więcej, jej konstrukcja nie pozwoliła by tej "autostrady" nazwać w Polsce nawet drogą ekspresową - nie spełnia europejskich wymogów.
Owszem, kolein, czy wyrw w asfalcie nie jest dużo w norweskich jedniach. Ale szerokość dróg, ostrość zakrętów, jakość oznakowania, odwodnienie, kształt rond(!!!), wymalowane pasy - to wszystko jest na nieakceptowalnym poziomie. Ktoś, kto twierdzi, że w Polsce drogi są do niczego, albo ma złą wolę, albo bardzo dawno w Polsce nie był. Owszem, część dróg gminnych wciąż jeszcze czeka na swoje lepsze dni. Ale drogi krajowe, wojewódzkie i ważniejsze gminne oraz w miastach są o niebo lepsze od norweskich. Jeżdżę dużo i po Norwegii, i po Danii, Niemczech i Polsce, więc mam uczciwe porównanie. Norweskich dróg nawet się nie powinno porównywać do polskich, bo to zupełnie inna klasa i chyba nigdy Polsce nie dorównają.
I jeszcze drobna poprawka dot. prędkości dopuszczalnych w Norwegii. Otóż na norweskich autostradach z definicji obowiązuje ograniczenie takie, jak w "terenie niezabudowanym" - czyli 80 km/h o ile znaki nie mówią inaczej. Ten króciutki odcinek paraautostrady w Rogalandzie ma znakami podniesioną prędkość do 90 km/h. Z Kristiansand na Oslo ma nawet 100 km/h. Z Oslo na lotnisko też można pojechać prawie jak w Europie. Istnieje nawet niewielki odcinek w Norwegii z ograniczeniem do 110 km/h. Ale nie mylcie czytelników, jakoby 100 km/h było z definicji prędkością autostradową w Norwegii.