Przeżyć w Norwegii za 400 koron tygodniowo? Polacy mówią, że się da
W Norwegii da się tanio żyć? fotolia.com - royalty free
Oto najciekawsze wypowiedzi z naszej strony na Facebooku:
Niezdrowo i za dużo zachodu?
Pani Paulina dodaje:
„Życie za 400 nok tygodniowo to raczej wegetacja. Nas jest dwoje, a w każdą sobotę wydajemy krocie, przy czym mamy mnóstwo rzeczy z Polski. Nie wyobrażam sobie żyć za 1600 nok cały miesiąc... Na tydzień – owszem."
A jednak się da!
„Da się. Z moim facetem, robiąc wspólnie cotygodniowe zakupy, wydajemy 650-1000 NOK na dwójkę (w tym ja jestem bezglutenowcem, więc dałoby się taniej, gdybym nie musiała kupować super drogich chlebów/makaronów itp). No, ale tanie jedzenie oznacza też potrzebę gotowania i przygotowywania wszystkich posiłków w domu i planowania menu na cały tydzień przed zakupami."
Jednocześnie zaproponował kilka przepisów z przygotowywanych przez siebie dań. Wymienił domową pizzę, hamburgery, kebaby, które nie dość, że są zdrowsze niż te z barów, bo z reguły zawierają znacznie mniej tłuszczu i soli, to także kosztują niewiele, zazwyczaj kilkadziesiąt koron i trochę wolnego czasu. Dodatkowo polecił kotlety mięsne czy pierś z kurczaka z ryżem. Tanie śniadanie składać się może na przykład z kanapek, kasz, płatków czy naleśników. Dodatkowo Pan Piotr stara się także korzystać z promocji, których nie brakuje w norweskich sklepach.
Niektórzy, jak na przykład Pan Karol, postulują w żartobliwym tonie powrót do korzeni i natury: „Wędkować i konsumować!" Z pewnością i ten pomysł warto brać pod uwagę, szczególnie, że wędkowanie w morzu na własny użytek nie wymaga szczególnych zezwoleń ani formalności.
Polacy wydają więcej
Co z innymi wydatkami?
Wynajem mieszkania kosztuje w Norwegii naprawdę sporo. Średniej wielkości pokój to koszt w wysokości kilku tysięcy koron miesięcznie. Jeśli ktoś marzy o samodzielnym mieszkaniu, musi liczyć się nawet z wydatkami w wysokości kilkunastu tysięcy co miesiąc. Jedynym rozwiązaniem wydaje się tutaj szukanie atrakcyjnych ofert na przedmieściach. Tam ceny spadają o 20-30 proc. Może być to jednak problematyczne z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze najtańsze dzielnice i miasteczka z reguły nie należą do najbezpieczniejszych i wieczorami lepiej mieć się na baczności. Po drugie – najwięcej pracy z reguły jest w centrach miast (usługi) bądź w odległych peryferiach (przemysł, produkcja), więc dojazd okazuje się koniecznością. A to z kolei dodatkowy koszt.
A może rower? Niedawno NRK podało, że imigranci o wiele rzadziej korzystają z tego środka transportu. Wolimy samochody i (nie najtańszą przecież) komunikację publiczną. W niektórych dzielnicach Oslo, jak Alna czy Stovner, odsetek cyklistów jest nawet kilkanaście razy mniejszy niż w dzielnicach nieimigranckich. A utrzymanie auta kosztuje. Sama benzyna uszczupla nasz portfel o kilkanaście koron z każdym litrem wlanym do baku. Jeżdżąc rowerem do pracy czy na mniejsze zakupy pozbywamy się tego wydatku. Nawet kilkanaście kilometrów dziennie rowerem zamiast autem generuje oszczędności w okolicach 500 koron miesięcznie. Niewiele? W skali roku daje to już budżet na niezłe wakacje w Hiszpanii.
Metod na oszczędności jest więcej – wystarczy na przykład zadbać o ograniczone zużycie energii elektrycznej (wyłączmy urządzenia, które normalnie są na stand-by, wkręćmy energooszczędne żarówki LED). Co wielu ludzi może zaskoczyć, nie warto kupować tanich wyrobów niskiej jakości i trwałości, tzw. „chińszczyzny". Już lata temu udowodniono, że ekonomiczniej jest zaoszczędzić nieco na dobrej jakości buty, ubrania czy elektronikę, i korzystać z nich przez kilka lat, niż używać najtańszych produktów, którymi z reguły nie możemy cieszyć się dłużej niż kilka miesięcy.
To może Cię zainteresować
23-07-2016 08:42
8
0
Zgłoś
22-07-2016 22:21
8
0
Zgłoś
22-07-2016 17:34
19
0
Zgłoś