Hartowanie. Zdrowe wyjście poza schematy
fotolia.com - royalty free
To nie jest normalne. No bo jak można, w takiej zimnej wodzie, w zdradliwych słonecznych promieniach?
Kolejny obrazek z norweskiej ulicy: deszcz, że psa by nie wygonił, a dzieciaki biegają po kałużach, nic sobie z deszczu nie robiąc. Chlapią się, taplają.
Choć wraz z tym obrazkiem pojawiła się pierwsza pozytywna myśl. Przecież pamiętam z dzieciństwa, ile radości sprawiało mi włażenie do kałuż. I pamiętam też, ile bur za to otrzymałam. Przemokniesz! Zachorujesz! A jednak mimo tych uwag, gdy tylko czujne oko mamy lądowało gdzie indziej, ja znów lądowałam w kałuży. To była super zabawa.
– Norweskie dzieci mają jednak lepiej – pomyślałam. Przypomniałam sobie również to, jak chciałam już iść kąpać się do rzeki, gdy przyjeżdżaliśmy do cioci późną wiosną. – Woda jest za zimna – orzekała arbitralnie mama.
Tak, byliśmy dobrze strzeżeni przed chłodem i niepogodą. Szczęściem, że zimą mogliśmy się bawić do utraty tchu. Drapiąca wełniana czapka opadała na oczy, przemoknięte rękawiczki w niczym nie przeszkadzały, bo od ciągłego wbiegania na górkę i szybkiej jazdy w dół nawet w przemoczonym kombinezonie robiło się gorąco. I to było super.
Jednak deszcz nigdy w Polsce nie cieszył się uznaniem większości dorosłych. Z mojego okna widziałam placyk, na którym bawiły się dzieci z okolicy. Zawsze był pusty, gdy padało. Ktoś jedynie przemykał szybkim krokiem schowany pod parasolem. Z resztą skąd wzięła się piosenka „W czasie deszczu dzieci się nudzą“? Czyżby autor tak bardzo się pomylił? Nie, w wielu polskich rodzinach wyglądało to podobnie. Ale w Norwegii, przypuszczam, ta piosenka mogłaby nie zostać zrozumiana. Tutaj „normy“ wyglądają zupełnie inaczej.
Urodzony w Vest-Agder Kristen, rocznik 1961, tak wspomina swoje dzieciństwo:
Spędzaliśmy na dworze czas od rana do wieczora. Bez względu na pogodę. Czy lało, czy śnieżyło. Oczywiście nie mieliśmy takich ubrań, jak teraz mają dzieciaki, ale to nie był żaden problem. Zimą nosiło się dużo wełny. Gdy padało, zakładaliśmy kalosze i jaką kto miał kurtkę na deszcz. Rodzice byli przyzwyczajeni, że nie było nas w domu całymi dniami.
W sprawie kąpieli w rzece Kristen miał zgoła odmienne poglądy od mojej mamy. – Pozwalaliśmy z żoną kąpać się dzieciom w rzece, jeśli miały na to ochotę. Im wcześniej, tym lepiej.
Kristen uważa, że obecnie dzieci prawie wcale nie wychodzą z domu. Spędzają bardzo dużo czasu w domach, pewnie grając lub oglądając telewizję.
Jakże różna jest jego obserwacja od mojej, bo odkąd tu jestem zdaje mi się, że dzieciaki są na dworze bez przerwy. Choć może łączy się to bardziej z obserwacją tego, co dzieje się w przedszkolu niż na podwórku. Tu często są pustki, rzeczywiście. Ale w przedszkolu, bez względu na pogodę, dzieci wychodzą na zewnątrz. Dobre kombinezony chronią je przed deszczem i chłodem. Całkowicie zmieniło się moje spojrzenie. Zrozumiałam, że nie istnieje coś takiego, jak ogólnoświatowa „norma“. Są tradycyjne podejścia w różnych krajach i jestem pewna, że dla niejednego Norwega „polskie chuchanie“ byłoby „nienormalne“. Kto ma rację? Im dłużej mieszkam w Norwegii, tym bardziej przekonuję się do tutejszego podejścia. Dzieci chorują mniej i są zdrowsze, gdy mają okazję przebywać na zewnątrz często. I nawet wówczas, gdy kąpią się w lodowatej rzece.
To może Cię zainteresować
18-12-2015 21:31
4
0
Zgłoś
17-12-2015 20:35
7
0
Zgłoś
17-12-2015 13:33
8
0
Zgłoś