Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

4
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Życie w Norwegii

Hartowanie. Zdrowe wyjście poza schematy

Katarzyna Karp

16 grudnia 2015 00:00

Udostępnij
na Facebooku
3
Hartowanie. Zdrowe wyjście poza schematy

fotolia.com - royalty free

Ależ te Norweżki zaniedbują dzieci! – myślałam, gdy tylko przyjechałam do Skandynawii i zobaczyłam, jak z pierwszymi promieniami wiosennego słońca matki pozwalają swoim córkom nosić sukienki z krótkim rękawkiem, podczas gdy sama chodziłam w puchowej kurtce.
– Ależ te Norweżki zaniedbują dzieci! – tak myślałam, gdy tylko przyjechałam do Skandynawii i zobaczyłam, jak to z pierwszymi promieniami kwietniowego słońca matki pozwalają swoim córkom nosić sukienki z krótkim rękawkiem, podczas gdy sama chodziłam jeszcze w puchowej kurtce. – I z pewnością będą chore – dopowiadałam.
Dreszcz chłodu przeszywał mnie również, gdy w podobnych okolicznościach widziałam norweskich nastolatków wskakujących do lodowatej rzeki.

To nie jest normalne. No bo jak można, w takiej zimnej wodzie, w zdradliwych słonecznych promieniach?

Tak, dobrze pamiętam z dzieciństwa określenie „zdradliwe wiosenne słońce“. Że niby już przyszła wiosna, a tymczasem tak łatwo o przeziębienie.

Kolejny obrazek z norweskiej ulicy: deszcz, że psa by nie wygonił, a dzieciaki biegają po kałużach, nic sobie z deszczu nie robiąc. Chlapią się, taplają.  

Choć wraz z tym obrazkiem pojawiła się pierwsza pozytywna myśl. Przecież pamiętam z dzieciństwa, ile radości sprawiało mi włażenie do kałuż. I pamiętam też, ile bur za to otrzymałam. Przemokniesz! Zachorujesz! A jednak mimo tych uwag, gdy tylko czujne oko mamy lądowało gdzie indziej, ja znów lądowałam w kałuży.  To była super zabawa.  

– Norweskie dzieci mają jednak lepiej – pomyślałam. Przypomniałam sobie również to, jak chciałam już iść kąpać się do rzeki, gdy przyjeżdżaliśmy do cioci późną wiosną. – Woda jest za zimna – orzekała arbitralnie mama.
Drapiąca wełniana czapka opadała na oczy, przemoknięte rękawiczki w niczym nie przeszkadzały, bo od ciągłego wbiegania na górkę i szybkiej jazdy w dół nawet w przemoczonym  kombinezonie robiło się gorąco. I to było super.
Drapiąca wełniana czapka opadała na oczy, przemoknięte rękawiczki w niczym nie przeszkadzały, bo od ciągłego wbiegania na górkę i szybkiej jazdy w dół nawet w przemoczonym kombinezonie robiło się gorąco. I to było super. Fot. Katarzyna Karp
Nie było dyskusji. Zresztą podobnego zdania były wszystkie mamy w okolicy. Jedynie odważne psy mogły skorzystać z chłodzącej kąpieli. Nam, dzieciom, pozostawało czekać na przyjście prawdziwego lata. Nagle wspomnienia zaczęły ożywać: załóż sweter, to dopiero początek kwietnia! Gdzie masz czapkę? Zapnij kurtkę!  

Tak, byliśmy dobrze strzeżeni przed chłodem i niepogodą. Szczęściem, że zimą mogliśmy się bawić do utraty tchu. Drapiąca wełniana czapka opadała na oczy, przemoknięte rękawiczki w niczym nie przeszkadzały, bo od ciągłego wbiegania na górkę i szybkiej jazdy w dół nawet w przemoczonym  kombinezonie robiło się gorąco. I to było super.  

Jednak deszcz nigdy w Polsce nie cieszył się uznaniem większości dorosłych. Z mojego okna widziałam placyk, na którym bawiły się dzieci z okolicy. Zawsze był pusty, gdy padało. Ktoś jedynie przemykał szybkim krokiem schowany pod parasolem. Z resztą skąd wzięła się piosenka „W czasie deszczu dzieci się nudzą“? Czyżby autor tak bardzo się pomylił? Nie, w wielu polskich rodzinach wyglądało to podobnie. Ale w Norwegii, przypuszczam, ta piosenka mogłaby nie zostać zrozumiana. Tutaj „normy“ wyglądają zupełnie inaczej. 

Urodzony w Vest-Agder Kristen, rocznik 1961, tak wspomina swoje dzieciństwo:

Spędzaliśmy na dworze czas od rana do wieczora. Bez względu na pogodę. Czy lało, czy śnieżyło. Oczywiście nie mieliśmy takich ubrań, jak teraz mają dzieciaki, ale to nie był żaden problem. Zimą nosiło się dużo wełny. Gdy padało, zakładaliśmy kalosze i jaką kto miał kurtkę na deszcz. Rodzice byli przyzwyczajeni, że nie było nas w domu całymi dniami.
~Kristen

– Inaczej było, gdy dorastały moje dzieci – ciągnie Kristen. – Najstarszy syn ma teraz 24 lata. Kiedy dzieciaki były małe wchodziły właśnie gry wideo. I dlatego wolały siedzieć w domu. Gdy wychodziły, co chwilę dzwoniły do drzwi i pytały, czy już mogą wrócić. Uważam, że spędzały na zewnątrz zbyt mało czasu. 

W sprawie kąpieli w rzece Kristen miał zgoła odmienne poglądy od mojej mamy.­ – Pozwalaliśmy z żoną kąpać się dzieciom w rzece, jeśli miały na to ochotę. Im wcześniej, tym lepiej. 

Kristen uważa, że obecnie dzieci prawie wcale nie wychodzą z domu. Spędzają bardzo dużo czasu w domach, pewnie grając lub oglądając telewizję. 

Jakże różna jest jego obserwacja od mojej, bo odkąd tu jestem zdaje mi się, że dzieciaki są na dworze bez przerwy. Choć może łączy się to bardziej z obserwacją tego, co dzieje się w przedszkolu niż na podwórku. Tu często są pustki, rzeczywiście. Ale w przedszkolu, bez względu na pogodę, dzieci wychodzą na zewnątrz. Dobre kombinezony chronią je przed deszczem i chłodem. Całkowicie zmieniło się moje spojrzenie. Zrozumiałam, że nie istnieje coś takiego, jak ogólnoświatowa „norma“. Są tradycyjne podejścia w różnych krajach i jestem pewna, że dla niejednego Norwega „polskie chuchanie“ byłoby „nienormalne“. Kto ma rację? Im dłużej mieszkam w Norwegii, tym bardziej przekonuję się do tutejszego podejścia. Dzieci chorują mniej i są zdrowsze, gdy mają okazję przebywać na zewnątrz często. I nawet wówczas, gdy kąpią się w lodowatej rzece.
Polskie chuchanie kontra norweska kałuża
Polskie chuchanie kontra norweska kałuża
Katarzyna Karp, absolwentka dziennikarstwa, pracowała kilka lat w mediach, co wiązało się z dużym stresem. Zamiast żyć w dzikim pędzie, postanowiła zrealizować swoje marzenia. Zostawiła „karierę“ za sobą, dużo podróżowała, m.in. rok mieszkała w Boliwii. Poznanego we Włoszech chłopaka poślubiła w Ameryce Południowej i razem zamieszkali w Norwegii. To był zaczątek Trzyimy, będącego inspiracją dla bloga trzyimy.pl, którego prowadzi. Na nim pisze, bo uwielbia to robić, o podróżach, które kocha, dzieciach, które też kocha i emigracji, którą traktuje jako kolejną przygodę. 
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


martinano

18-12-2015 21:31

Jestem mamą bliźniaczek,wcześniaków. Urodziły się w Norwegii w 27 tygodniu ciąży. Teraz mają 2 latka, chodzą do przedszkola i od samego początku stosujemy "norweskie wychowanie ", szaleją po kałużach, przemoczone. brudne ale jakie szczęśliwe !!! Piją tylko tran i jak do tej pory przeziębione były tylko raz, bo w całym przedszkolu zaszalał wirus. W domu chodzą bez skarpetek, bez kapci, porozbierane a najlepiej na golasa Jak byłam w Polsce i inne mamy zobaczyły jak ja ubieram i na co pozwalam dzieciom to łapały się za głowę. Oczywiście nie zabrakło uszczypliwych komentarzy. Jednak ja jestem zdania, że norweskie podejście to pogody jest extra !! Jak mówią " nie ma nieodpowiedniej pogody, to ty masz nieodpowiednie ubranie " Pozdrowienia z jesienno- wiosennej Norwegii

A moja córa,urodzona na północy Norwegii, ma teraz półtora roku i chorowała raz. Na wakacjach w Polsce,przy temperaturze 30 st. Najwyraźniej w "zimnym chowie" Norwegii coś działa.

Josef Satan

17-12-2015 13:33

Polska mamuska wierzy w antybiotyki na wirusa, siedzenie w domu przy temperaturze ponizej 15 stopni oraz lanie w dupe jak dzieciak nie chce jesc.
Wot, co kraj to obyczaj.

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok