Życie w Norwegii
Dzieciństwo w Norwegii. Sielanka czy teatr masek?
14
fotolia.pl - royalty free
Wszystkie dzieci w Norwegii mają być szczęśliwe i uśmiechnięte. Lepiej więc dmuchać na zimne. I tu nie chodzi już wyłącznie o kontrowersyjne metody działania Urzędu Ochrony Dzieci.
Prawo dziecka
Dzieciństwo w Norwegii to temat rzeka. Informacje, które pozytywnie elektryzują, to przede wszystkim wysokie zasiłki na każde dziecko od pierwszego miesiąca życia aż do ukończenia osiemnastu lat, bez względu na status materialny rodziców, dalej - miejsca w przedszkolach, darmowa edukacja, w skład której wchodzą też darmowe podręczniki oraz wszelkie przybory szkolne oraz bezpłatnie organizowane wycieczki. Takie informacje jako pierwsze odnotowują rodzice przybywający do Norwegii.
Nieco później zaczyna się gąszcz zależności i różnic kulturowych. Bo trzeba wiedzieć, że w Norwegii dziecko i jego potrzeby są najważniejsze, jakkolwiek jest to interpretowane. A zatem. Po chodnikach nieśpiesznie suną matki z wózkami, najczęściej środkiem drogi, a niechby tylko ktoś spróbował zwrócić im uwagę, że nie można przejść! Jeśli maluch zgłodnieje, troskliwa mama w ciągu kilku chwil nakarmi dziecko piersią, niewiele robiąc sobie z tego, gdzie akurat się znajduje - czy to sklep, restauracja czy park.
- Byłam zszokowana – opowiada Kamila, mama półrocznego Kacperka. - Byliśmy ze znajomymi w restauracji i nieopodal nas siedziało norweskie małżeństwo z niemowlęciem. Tata jadł zupę, mama lody, a maluch, również przy stole, posilał się z piersi. Wszystko super, tylko to wszystko na widoku publicznym po środku restauracji.
Marek, tata czteroletniego Jacka, również nie kryje konsternacji.
- Spacerowaliśmy z synem po parku i na jednej z ławek natknęliśmy się na scenę karmienia. Dla mnie to nie do pomyślenia. Zresztą moja żona jest tego samego zdania – dodaje Marek.
- Napisałam o tym raz na forum dyskusyjnym, że nawet jako kobieta i matka, nie wyobrażam sobie, żeby tak intymną relację z dzieckiem wystawiać na widok publiczny – opowiada żona Marka, Anna. - W ciągu dosłownie kilkudziesięciu sekund zostałam zasypana negatywnymi komentarzami i ostrą krytyką. Zarzucano mi nie tylko to, że pewnie jestem wyrodną matką, że moja postawa jest chora. Ostatecznym argumentem było to, że pewnie zwracam uwagę na aspekt seksualny karmienia, że niby ta pierś na wierzchu. Odebrało mi mowę – dodaje Anna.
To, że w Norwegii prawa dziecka stoją - wydawałoby się - ponad uniwersalnymi normami społecznymi, szczególnie jaskrawo widać na przykładzie tego nieszczęsnego karmienia. Bo niby jak wyjaśnić, że nie chodzi tu o fascynację nagą piersią, a zwykłe, kulturalne i etyczne zachowanie? Właśnie, kultura i jej różnice. Ale to nie wszystko.
Własne zdanie
Jak wychowywać małego, kapryśnego uparciucha w kraju, gdzie nie wolno stosować nie tylko kontrowersyjnych klapsów czy używać podniesionego tonu głosu, ale nawet formy nakazu zrobienia czegoś, poganiania małego guzdrały i wprowadzania zakazów? Przy zabawie z dzieckiem też trzeba uważać, żeby przypadkiem nie szturchnąć lub, o zgrozo, nie klepnąć w pupę. Przesada? Skądże!
- Marcyśka jest strasznym uparciuchem - mówi Karolina, mama sześciolatki. - Kiedyś, gdy z powodu jej krnąbrnego zachowania byliśmy już prawie godzinę spóźnieni do szkoły, podniosłam nieco głos, by ją pośpieszyć. Nie musiałam długo czekać. Przy najbliższym spotkaniu znająca nas przecież dobrze sąsiadka zapytała, czy mamy jakieś problemy, że swoje frustracje wyładowujemy na dziecku. I pewnie demonstracyjnie uparte zachowanie dziecka świadczy o moich niezdolnościach wychowawczych. - dodaje Karolina - Stanęłam jak wryta, ale też zaniepokojona. Tyle się mówi o tym odbieraniu dzieci z byle powodu.
W Norwegii takie sytuacje to nie byle powód. A decyzje czterolatka, czy będzie jeść czy nie to, na co ma akurat ochotę, są traktowane na równi z decyzjami dorosłego i w pełni racjonalnie myślącego człowieka.
Dzieci też decydują o swoim ubraniu. Na ulicach nietrudno spotkać małą księżniczkę, paradującą w absolutnie balowej sukni, do której dobrano już nieco bardziej racjonalnie kurtkę i kalosze, bo akurat pada deszcz.
Maska na środę i wszechobecne oczy
Troska o dobro dziecka jest w Norwegii powszechna. I tu nie chodzi już wyłącznie o kontrowersyjne metody działania Urzędu Ochrony Dzieci.
- Czasem czuję, że wszędzie czyjeś oczy mnie czujnie obserwują – mówi prawie szeptem Sylwia, mama dwuletniej Julii. - Jesteśmy z mężem troskliwymi i kochającymi rodzicami, ale to jest straszne uczucie być pod ciągłą, dyskretną obserwacją sąsiadów, którzy między uśmiechami badają humor dziecka, i przedszkolanek, które natrętnie wręcz dociekają, dlaczego Juleczka była smutna. A jaka miała być? Przecież zmarła jej ukochana babcia! - denerwuje się Sylwia.
Z założenia wszystkie dzieci w Norwegii mają być szczęśliwe i uśmiechnięte. A przecież człowiek posiada cały wachlarz emocji.
- Na szczęście przyjechaliśmy tutaj, gdy syn miał już siedem lat i doskonale rozumiał, co do niego mówimy - opowiada Damian, tata Bartka. - Jesteśmy normalną, kochającą się rodziną, ale mieszkamy tu, gdzie jest, jak jest. Syn wie, że w domu przy nas może być sobą, może być zmęczony, radosny, smutny z jakiegoś powodu lub zamyślony. Ale w szkole zawsze uśmiechnięty i zadowolony. Lepiej dmuchać na zimne. To co Bartek, środa. Co mamy? – śmieje się do syna Damian.
Maska numer trzy na środę: uśmiech! – woła z szelmowskim błyskiem w oku Bartek, wybiegając do szkoły.
Reklama
To może Cię zainteresować
2
08-03-2016 15:18
0
-6
Zgłoś
31-10-2015 21:06
2
0
Zgłoś
31-10-2015 15:12
8
0
Zgłoś
31-10-2015 10:16
1
0
Zgłoś
30-10-2015 20:28
11
0
Zgłoś
30-10-2015 17:22
7
0
Zgłoś
30-10-2015 15:27
0
-2
Zgłoś