Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

5
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Co za dużo, to niezdrowo?

 
 
W kręgu organizacji pracodawców i pracobiorców nie milkną echa wyroku norweskiego Sądu Najwyższego w sprawie stoczniowej. Po jego ogłoszeniu, przewodniczący centrali związkowej LO, Roar Flåthen, triumfalnie otworzył szampana. Jednak eksperci ostrzegają, że jeszcze może się nim udławić.


Tu dyrektywa, tam upowszechniona umowa zbiorowa...

W ubiegłym roku organizacja pracodawców w przemyśle: Norsk Industri, ostrzegała, że dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie agencji zatrudnienia sprawi, że zagraniczni pracownicy w stoczniach będą drożsi, nic pracownicy lokalni.

Przyczyną jest nałożenie się na siebie przepisów umowy zbiorowej dla branży stoczniowej oraz przepisów dyrektywy.

Umowa zbiorowa dla przemysłu stoczniowego objęta jest w części tzw. upowszechnieniem (norw. allmengjøring), co oznacza, że wszyscy pracownicy mają prawo do pensji nie niższej, niż określone w umowie stawki oraz - jeśli mieszkają na stałe daleko od stoczni - do pokrycia kosztów wyżywienia, zakwaterowania i podróży do domu.

Największa organizacja pracodawców w Norwegii - NHO - przez kilka ostatnich lat toczyła w sądach batalię z LO i państwem norweskim na temat tego, w jakim stopniu wynajęci pracownicy z zagranicy powinni mieć prawo do innych świadczeń, poza określoną w umowie zbiorowej stawką minimalną wynagrodzenia. W końcu 5. marca bieżącego roku Sąd Najwyższy zamknął dyskusję, orzekając, że dodatki do pensji obowiązują w przypadku wszystkich pracowników, również wynajętych Polaków, czy Rumunów.

Problemem jest to, że dyrektywa UE w sprawie agencji zatrudnienia tak, jak jest ona praktykowana w branży stoczniowej, mówi, że wynajęci pracownicy mają mieć takie same wynagrodzenia jak pracownicy stali. Bardzo często stawki pracowników stałych są wyższe, niż minimum wymagane przez upowszechnioną umowę zbiorową.

Do tego dochodzi jeszcze marża dla agencji zatrudnienia. W efekcie wynajęci pracownicy z zagranicy stają się dla pracodawców dużo drożsi niż zamieszkali w pobliżu Norwedzy. Według Norsk Industri różnica ta może sięgać nawet 50-60%!

Pyrrusowe zwycięstwo?

Po odczytaniu wyroku Sądu Najwyższego w sprawie stoczniowej przewodniczący LO, Roar Flåthen, otworzył butelkę z szampanem. Zarówno kierownictwo związku, jak i sekretarz generalny Partii Robotniczej (Ap), Raymond Johansen, powtarzali, że orzeczenie sądu stanowi wielkie zwycięstwo w walce z dumpingiem socjalnym.

Czy jednak nie będzie to aby pyrrusowe zwycięstwo?

Strona pracodawców podkreśla, że kiedy pracownicy z krajów EOG zaczną kosztować więcej, niż pracownicy lokalni, mówienie o dumpingu socjalnym straci jakikolwiek sens.

(Nadmieńmy tutaj, że taka sytuacja jest w wielu przypadkach czystą teorią, gdyż przepisy sobie, a realna sytuacja sobie, tj. pracownicy z zagranicy nierzadko nie dostają nawet stoczniowych stawek minimalnych zgodnych z posiadanymi kwalifikacjami, ale przyjmijmy na chwilę, że nagle wszyscy pracodawcy zaczną przestrzegać prawa co do joty albo też Inspekcja Pracy i związki zawodowe zaczną ich do tego ze 100% skutecznością przymuszać.)

Norweska stawka godzinowa w przemyśle odpowiada mniej więcej dziennemu wynagrodzeniu w Polsce, tak więc, jak mówią przedstawiciele stoczni i NHO, nawet jeśli dojeżdżający Polacy dostaną nieco niższe wynagrodzenie, niż osoby zamieszkałe w Norwegii, i tak "zapłata ich będzie obfita".

NHO prosiła zatem rząd o to, by dla branż objętych upowszechnionymi umowami zbiorowymi zastosować wyjątek od zawartej w dyrektywie zasady jednakowego traktowania. Dzięki temu stocznie mogłyby płacić stawki zgodne z umową zbiorową, czyli przeważnie nieco niższe niż pensje swoich stałych pracowników, bez łamania przepisów UE.

Jednak rząd i LO kategorycznie tę prośbę odrzucili.

Eksperci NHO przewidują, że może się to odbić niekorzystnie na wszystkich osobach zatrudnionych w przemyśle stoczniowym: Norwegach i Polakach, pracownikach stałych i tymczasowych.

Dlaczego? Bo gdy miejsca pracy stają się zbyt drogie, wykazują niepokojącą tendencję do... znikania.



Źródło: Dagens Næringsliv





Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok