W swoim wystąpieniu Østvold wieszczył ponuro, że jak tak dalej pójdzie, tradycyjne zakłady rzemieślnicze obrazowo mówiąc "zgniją u podstaw" i przywołał dwa przykłady z minionego roku, kiedy to jego firma złożyła oferty na umowy ramowe w zakresie prac budowlanych z dwoma zleceniodawcami publicznymi.
– W obydwu przypadkach przegraliśmy z firmami proponującymi bardzo niskie ceny. Ich wspólną cechą było to, że miały obroty na poziomie około 100 milionów koron rocznie, około 30 pracowników i żadnych szkolących się uczniów/praktykantów. Miały też takie wyniki finansowe, o jakich my możemy tylko pomarzyć. Oznacza to, że firmy te opierają swoją działalność na taniej wynajętej sile roboczej.
Østvold uznał, że przykłady powyższe pokazują, że osoby decydujące o warunkach przetargów publicznych preferują firmy bez własnych pracowników i praktykantów.
Prezes zarządu Beto Bygg AS stwierdził też, że postawa ta jest trudna do pojęcia, biorąc pod uwagę to, jak dużo mówi się ostatnio w Norwegii o trudnościach z rekrutacją fachowców:
- Żeby było skąd brać fachowców trzeba ich kształcić i trzeba szkolić praktykantów. Tymczasem 35 na 50 uczniów ciesielskich w Oslo nie ma kontraktów na praktyki zawodowe! Norwegia na tym traci. Wyliczenia ekspertów pokazują, że Norwegia zyskałaby 800 milionów koron, gdyby wszyscy ci praktykanci weszli na rynek pracy. Tymczasem przy takim nastawieniu są oni skazani na porażkę w walce z pracownikami z zagranicy.
Źródło: Byggmesteren, bygg.no
To może Cię zainteresować