400 tys. Polaków może opuścić Wielką Brytanię. Ilu z nich pojedzie do Norwegii?
Dokąd wyjadą Polacy z Wysp? Fot. fotolia - royality free
W pierwszym rzędzie zmartwieni Brexitem powinni być Polacy, którzy przyjechali na Wyspy po 2012 roku. To oni nie „łapią się” na okres powyżej pięciu lat pobytu, dzięki któremu mogą ubiegać się o prawo stałego pobytu w Wielkiej Brytanii, co z kolei umożliwia pracę bez ograniczeń. I to właśnie oni są pierwszymi kandydatami do dalszej wędrówki za chlebem po europejskich rynkach. Ilu ich jest?
– W dużym uproszczeniu milion. To jest wielka liczba – mówi Patryk Toporowski, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Ale nie wiemy, ilu z nich faktycznie będzie musiało z Wielkiej Brytanii wyjechać.
400 tysięcy na walizkach
– 400 tys. to górna granica – zastrzega Toporowski. – Zapewne ta liczba będzie o wiele mniejsza, bo rząd brytyjski, z uwagi na potrzeby gospodarcze państwa, będzie chciał ograniczyć te wyjazdy.
Wiadomo przecież, że Polacy przynoszą konkretny dochód do budżetu brytyjskiego – i nie tylko brytyjskiego.
Ale niestety opinia publiczna państw-gospodarzy jest coraz bardziej sceptyczna wobec migrantów zarobkowych i przyznawania im zasiłków z krajowej kasy. Sygnałem, że te sentymenty trafiają na poziom europejski, był wyrok europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w zeszłym roku. Trybunał orzekł wtedy, że Niemcy nie muszą przyznawać imigrantowi z innego kraju UE niektórych świadczeń socjalnych, jeśli osoba ta nie pracowała w Niemczech i nie próbowała znaleźć tam zatrudnienia. W Radzie Europejskiej wyrok poparto i stwierdzono, że ta kwestia powinna pozostać w gestii państw członkowskich.
Nie będzie fali powrotów
– Te osoby raczej nie będą chciały wrócić do Polski – wątpi Toporowski. – W Polsce są inne płace i inna kultura pracy. Nie ukrywajmy, na wielu unijnych rynkach pracy nie ma konieczności posługiwania się językiem lokalnym, często wystarczy angielski.
Polaków skuszą głównie Niemcy, ale również Norwegia, która, z uwagi na członkostwo w EOS jest atrakcyjnym celem migracji zarobkowej. Ale co się stanie, jeśli do tego czasu Norwegia weźmie przykład z Wielkiej Brytanii i także wprowadzi przepisy, które utrudnią życie imigrantom?
To nie jest niemożliwy scenariusz. Także nad fiordami trwa debata o „eksporcie zasiłków” i rośnie sceptycyzm wobec UE. Premier Erna Solberg zapowiedziała już wcześniej, że wyniki głosowania Brytyjczyków otworzą furtkę, dzięki której rząd, który dotychczas miał związane ręce przez umowę EOG, będzie mógł wreszczie wprowadzić podobne zaostrzenia.
Efekt domina
– Rzeczywiście, trwa debata na temat tego, czy swoboda przepływu osób powinna uwzględniać kwestie socjalne, czy to są jednak dwie różne sprawy – przyznaje Toporowski. – Są duże naciski na deregulowanie rynków pracy w Unii Europejskiej, a więc w konsekwencji na ograniczanie świadczeń. To jest tendencja, która dotyczy mocno etatystycznych gospodarek, takich jak Francja.
A skoro widać taki trend już w wielu państwach Unii, to być może przełoży się on w końcu na poziom europejski. W konsekwencji świadczenia mogą zostać albo zupełnie anulowane, albo ich swobodny przepływ między państwami zostanie ograniczony ze względu na dobro krajowych budżetów.
Zegar tyka
– Może się rozstrzygnąć, ale nie musi – precyzuje Toporowski. – W tym czasie Wielka Brytania będzie już samodzielnym państwem, które na własną rękę zadecyduje, jaką politykę migracyjną chce przyjąć. Pojawi się wtedy pytanie, czy Wielka Brytania skupi się na zdobywaniu kolejnych głosów wyborców, czy też przeważy argument ekonomiczny?
Jeśli to drugie, to więcej Polaków zostanie na Wyspach. Jeśli to pierwsze – być może część z nich przeniesie się do Niemiec, Holandii i Norwegii. Pytanie tylko, na jaką Norwegię wtedy trafią: na otwartą, czy raczej sceptyczną?
To może Cię zainteresować
28-06-2016 11:17
0
0
Zgłoś
25-06-2016 11:48
2
0
Zgłoś
25-06-2016 11:38
1
0
Zgłoś
24-06-2016 21:35
5
0
Zgłoś