Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

4
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Polski dzień w Holmenkollen

 
 
Morze biało-czerwonych flag, drugie miejsce Justyny Kowalczyk w biegu na 30 km oraz zwycięstwo Piotra Żyły w skokach narciarskich. To był prawdziwie polski dzień w Holmenkollen. Do tego frekwencja dopisała. W sobotę i niedzielę zawodnikom na trasach i na skoczni kibicowało łącznie 96 000 osób. - O czymś takim właśnie marzyliśmy - mówią organizatorzy.


Zawody marzeń (albo: Tańsze bilety czynią cuda)

W ubiegłym roku z publicznością na zawodach w Oslo było dość krucho. Bilety były drogie, a atmosfera... chłodna. Jednak w tym roku trend się odwrócił. W ciągu weekendu ośrodek narciarski w Holmenkollen odwiedziło 96 000 kibiców: 34 000 tysiące dopingowały zawodników na samym stadionie i pod skocznią, a dalsze 20 000 porozstawiało się na okolicznych górkach i wzdłuż tras biegowych. Dużą ich część stanowili Polacy.

Zacięta rywalizację na trasach biegowych i na skoczni, dzięki czemu kibice mieli dobrą zabawę i zagwarantowaną porcję adrenaliny, dobra organizacja, smaczne jedzenie i atrakcje wokół skoczni i stadionu sprawiły, że weekend Holmenkollen znów był prawdziwym narciarskim świętem.

- O tym właśnie marzyliśmy: o wspaniałej rywalizacji i dużej liczbie kibiców, dzięki którym na zawodach panowała wspaniała atmosfera - powiedziała po ich zakończeniu sekretarz generalna Norweskiego Związku Narciarskiego, Bente Lier.

Również przedstawiciele FIS byli bardzo zadowoleni i wyrazili opinię, że pod względem sportowym były to najlepsze zawody rozegrane na Holmenkollen.

Polskie zawody

Nie dość, że na trybunach polskie flagi rywalizowały pod względem ilości z norweskimi (i chyba nawet wygrały :) ), to jeszcze Polacy mieli zdecydowane powody do radości.

W biegu kobiet na 30 km stylem klasycznym Justyna Kowalczyk wywalczyła drugie miejsce i tym samym zapewniła sobie małą kryształową kulę na dystansach (wcześniej zapewniła już sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata).

Wygrała Norweżka Terese Johaug, ulubienica norweskiej publiczności (która w związku z tym też była niezmiernie szczęśliwa). Johaug wcześnie odskoczyła pozostałym zawodniczkom i przez większość trasy biegłą samotnie. Kolejna grupa biegaczek, w której była też Justyna Kowalczyk, stoczyły między sobą walkę o dwa pozostałe miejsca na podium. Justyna zaatakowała około 2 km przed metą i zdołała oderwać się od pozostałych zawodniczek z grupy. Przybiegła jako druga, po Johaug. Trzecie miejsce wywalczyła ostatecznie Rosjanka, Julia Czekaliewa.

Wśród biegających na nartach panów nie mamy niestety zawodników światowego formatu, natomiast gospodarze mogli cieszyć się z drugiego miejsca w biegu na 50 km Martina Johnsruda Sundby. (Miejsca 1. i 3. zajęli Rosjanie: Aleksander Legkow i Ilja Czernousow),

Pierwsze podium - i od razu najwyższe

Rozgrzani świetnym wynikiem Justyny Kowalczyk kibice przenieśli się pod skocznię. Tu wydarzenia ułożyły się dla nich jeszcze lepiej.

Polscy skoczkowie od początku spisywali się świetnie. Po pierwszej serii Kamil Stoch i Piotr Żyła zajmowali odpowiednio drugie i trzecie miejsce, za Słoweńcem, Robertem Kranjcem. W finałowej trzydziestce znaleźli się też Maciej Kot (na miejscu 14.) i Dawid Kubacki (miejsce 30.)

W drugiej serii, po świetnym skoku na odległość 125,5 metra, Kubacki przesunął się aż o dziesięć miejsc w górę: z 30. na 20. Również Maciej Kot po bardzo dobrym drugim skoku zyskał kilka miejsc i ostatecznie zakończył zawody na skoczni Holmenkollen z jedenastą lokatą.

W końcu pozostali tylko Żyła i Stoch. I trudne zadanie przed nimi, gdyż zwycięzca klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, Gregor Schlierenzauer, oddał przed momentem znakomity skok na odległość 135 metrów i prowadził.

Piotr Żyła udowodnił jednak, że jest obecnie w znakomitej formie, a skakanie - i to dalekie skakanie - sprawia mu niesamowitą frajdę. Oddał skok na długość 133,5 metra. Przez chwilę panowało pełne napięcia oczekiwanie... Żyła miał niewielką przewagę nad Schlierenzauerem po pierwszej serii, dostał też odrobinę więcej punktów za niekorzystny wiatr. Wszystko zależało od ocen sędziowskich za styl... A ci ocenili jego skok tak samo dobrze, jak skok Austriaka, dzięki czemu nota obydwu zawodników była jednakowa!

Piotr wiedział już, że będzie na podium, pozostawało ustalić, na którym jego stopniu.

W przypadku Kamila Stocha trener podjął decyzję o obniżeniu belki startowej i to aż o dwa stopnie. Trudno powiedzieć, czy faktycznie bał się, że Stoch może przeskoczyć skocznię, czy też liczył na dodatkowe punkty rekompensaty za niższy rozbieg. Fakt faktem, że chyba nie była to dobra decyzja, gdyż skok Kamila na odległość zaledwie 121 metrów, mimo rekompensaty punktowej, spychał go za Żyłę i Schlierenzauera. O tym, czy mimo wszystko znajdzie się na podium miał zadecydować skok Roberta Kranjca. A ten, choć jego 126 metrów nie wystarczyło do pokonania duetu Żyła/Schlierenzauer, zdołał zająć trzecie miejsce, tym samym spychając Kamila Stocha z podium.

"Polak musiał wygrać"

Nastrój wśród kibiców panował jednak szampański, a Piotr Żyła w typowym dla siebie stylu, entuzjastycznie okazywał radość. Nie dość, że po raz pierwszy stanął na podium, to jeszcze od razu na jego najwyższym stopniu. I to gdzie? Na Holmenkollen, najsłynniejszej skoczni świata!

Czyżby skoczkowie z Wisły upodobali sobie Holmenkollen jako miejsce pierwszego sukcesu? Pochodzący z Wisły Adam Małysz tu właśnie odniósł w 1996 roku swoje pierwsze zwycięstwo. Teraz dokonał tego kolejny zawodnik KS Wisła, Piotr Żyła.

A co on sam miał do powiedzenia na ten temat?

"Jakby nie patrzeć, to Polak musi wygrać w Holmenkollen."

I wszystko jasne. :)

GRATULUJEMY GORĄCO!





Reklama
Gość
Wyślij
Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok