Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

11
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Kultura

Już nie Sherlock Holmes, a „nordic noir”: skandynawskie kryminały podbijają serca czytelników

Hanna Jelec

01 stycznia 2017 08:00

Udostępnij
na Facebooku
Już nie Sherlock Holmes, a „nordic noir”: skandynawskie kryminały podbijają serca czytelników

Noomi Rapace w "Millenium" screenshot, youtube.com

Skandynawskie kryminały to królowie wśród opowieści o tajemniczych zbrodniach. Co sprawia, że mimo upływu lat wciąż sięgamy po mrożące krew w żyłach historie z małych, odosobnionych miasteczek? Wygląda na to, że skandynawskim pisarzom i reżyserom udało się złamać „kod” do serc fanów tajemnic. Bynajmniej nie chodzi tu o samą intrygę!
Niepokojące zdarzenia, tajniki pracy detektywów, tajemnice „nie do rozwikłania” – te hasła od zawsze przyciągały czytelników kryminałów do księgarni. Równie dobrze sprawdzało się przeniesienie książkowych kryminałów na wielkie ekrany. Adaptacje filmowe przemówiły do tysięcy widzów. Jednak na pytanie o mistrza kryminałów prawie cały świat odpowiada dziś bez wahania: Skandynawia.

Pora na Skandynawię

Koniec XX wieku i obecne lata to bezsprzecznie czas Skandynawii. Wygląda na to, że rynek wydawniczy ma już dosyć podobnych do siebie historii eleganckich detektywów i brytyjskich krajobrazów. Czytelnicy zwrócili się ku mrocznemu i – w przypadku Zachodu – na pewno niezbyt dobrze znanemu obszarowi Północy. Detektywi to już nie eleganccy panowie z fajką i nienagannymi manierami. Norwescy, szwedzcy i duńscy pisarze zabierają nas w świat zmagających się z depresją, zdegenerowanych i owładniętych nałogiem policjantów, zamkniętych w sobie, wyalienowanych informatyków czy oderwanych od rzeczywistości detektywów działających „na własną rękę”. I choć tajniki rozwiązywania zbrodni pozostają te same, nowy klimat i mentalność bohaterów Północy wprowadza czytelników w zupełnie inny, mroczny świat.

Północ też ma swoje schematy

Każdy czytelnik skandynawskich kryminałów bez problemu rozpozna charakterystyczne dla gatunku cechy. Jednak, jak mówi Ewa Turel, która opowiadała o nordic noir podczas Nordic Focus Festival: „skandynawski kryminał łatwiej rozpoznać, niż zdefiniować”. Jednak, czytając szwedzki czy norweski tekst, nie sposób nie zauważyć dokładności, z jaką autorzy przedstawiają miejsce akcji. To najczęściej prowincjonalne skandynawskie miasteczko, nierzadko połączone z resztą świata jedynie mostem. I choć mieściny nie liczą sobie sporo mieszkańców, wielu z nich skrywa przed czytelnikami mroczne sekrety.

Główni bohaterowie także niewiele mają wspólnego z brytyjskimi elegantami. Skandynawscy policjanci najczęściej wskakują w wygodne swetry, podczas pracy wypijają hektolitry czarnej kawy, a w przerwie od śledztwa zajadają tradycyjne cynamonowe bułeczki. Czas akcji to często zima, gdy największe tajemnice skrywają zamarznięte jeziora i ośnieżone zbocza. Tu dominuje natura i zwyczajność – nie ma mowy o markowych ubraniach czy wystawnych kolacjach. Autorzy zdają się podkreślać, że największe tajemnice czyhają na nas podczas codziennego życia – tak jak bohaterowie przechodzimy obok nich obojętnie, niewiele zastanawiając się nad małomównym sąsiadem czy stosem gazet przed domem miejscowego dziwaka.

Czas kobiet

Wśród badaczy kryminałów skandynawskich odnajdziemy specjalistów zainteresowanych bardzo wąskimi dziedzinami tekstów. Jednym z obszarów jest tzw. femi crimi – zajmujący się wyłącznie postaciami kobiecymi. A w kryminałach Północy jest ich niemało – bo któż nie kojarzy słynnej Lizabeth Salander czy Eriki Falck z „Milennium”? W tekstach autorstwa Skandynawów z pewnością jest ich więcej, pełnią też zupełnie inne role. To już nie tylko pomocnice trzeźwo myślącego detektywa czy nieśmiałe panny prowadzące tajemne śledztwa. Kobiety Północy są silnymi, niezależnymi bohaterkami, a ich sposoby dochodzenia prawdy nierzadko odbiegają od normy.

Postacie kobiece, femme fatale przemieniające się w silne, niezależne postacie, od lat fascynują specjalistów w dziedzinie nordic noir. Kobiety Skandynawii przestają być pobocznymi „ozdobnikami”. Z nieco dziwnych, specyficznych bohaterek ewoluują do genialnych, choć nietypowych postaci ratujących akcję. To nowy schemat kobiety skandynawskiego kryminału – wiodący bohater, narrator, bezkompromisowa postać, która „wyrwała się” ze swojego miejsca w domu.

Tego typu „nowe kobiety kryminału” zostały genialne oddane w wielu adaptacjach filmowych. W „The Killing”, „Moście nad Sundem” czy popularnym serialu „Rząd” możemy zaobserwować silne (choć nierzadko bardzo specyficzne) bohaterki kontrastujące z opadłymi z sił, zrezygnowanymi postaciami męskimi. „Kobieta w klatce” czy „Milennium” to także świetne przykłady – bez nietypowych postaci kobiecych, nierzadko groźniejszych i silniejszych, postaciom męskim nie udałoby się rozwiązać akcji.

Lustro dla nastrojów społecznych

Mrok, depresja bohaterów, zdegenerowani detektywi bez życia rodzinnego i kontaktów z bliskimi – to nie tylko cechy przyciągające czytelników Zachodu, ale także rodzaj ostrzeżenia dla skandynawskiego społeczeństwa. Badacze literatury od lat mówią o kryminałach Północy jak o „lustrze” odbijającym obecne nastroje społeczne. Choć teksty skupiają się na problemach głównej postaci, nierzadko są to kwestie bardzo uniwersalne. Główni bohaterowie borykają się ze słabościami, które mogą spotkać każdego. Walczą z tożsamością, narodowością czy duchowością, każdego dnia przełamując utarte schematy. W przypadku „Milennium” będzie to także walka z własnym państwem – nieufność Lisabeth Salander do instytucji państwowych nie wzięła się przecież znikąd. Odwrócone role rodzinne czy brak zrozumienia możemy zaobserwować w „Rządzie”. Główny bohater przejmuje tu role swojej żony, a kobieta zaczyna w tym czasie pełnić funkcję premiera kraju. Brak umiejętności komunikowania się z innymi prezentują niemal wszyscy – słynny Harry Hole z powieści Jo Nesbo, Sara Lund z „The Killing” czy Saga z „Mostu nad Sundem”.

Choć zdawałoby się, że to jedynie poboczne cechy skandynawskich dzieł, to właśnie one, wbrew pozorom, przyciągają nas do sklepowych półek. Zwyczajność bohaterów, uniwersalność ich problemów, a także innowacyjne spojrzenie na główną postać – nierzadko kobiecą – sprawia, że przestajemy patrzeć na teksty jedynie przez pryzmat zagadki do rozwiązania. Zaczynamy sympatyzować ze zdegenerowanym policjantem czy wyalienowaną kobietą-detektywem, a kontekst kulturowy i tajemnicze miejsce akcji podkręcają atmosferę – szczególnie dla mieszkających w Skandynawii „przyjezdnych”, którym ośnieżone drogi i opuszczone hytte zaczynają kojarzyć się z czymś zupełnie innym niż codzienny krajobraz.

Chwile grozy za drobną opłatą

Skąd w ogóle zainteresowanie skandynawskimi historiami zbrodni? Fascynacja kryminałem istnieje praktycznie od zawsze. Badacze literatury dopatrują się historii będących ówczesnymi kryminałami już w starożytnym Rzymie czy Chinach, a niektórzy doszukują się klasycznych motywów kryminalnych nawet w… Biblii. W XIX wieku bogaci mieszkańcy Londynu byli na tyle ciekawi kulis życia „po zmroku”, że w towarzystwie policjantów i aspirujących pisarzy udawali się na płatne wycieczki po najbardziej tajemniczych i niebezpiecznych zaułkach miasta.

Potrzeba zagłębienia się w mroczne tajemnice miasta trwała w najlepsze także w kolejnych latach. Wybitni pisarze zabierali czytelników w podróże po umysłach wytrwanych detektywów i policjantów. Najlepiej świadczy o tym szał, jaki wywołał na rynku czytelniczym słynny detektyw Sherlock Holmes czy bohaterowie genialnych powieści Agaty Christie. Angielskie tajemnice do dziś przyciągają do siebie tysiące fanów.
Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok