Moze zacznijmy edukacje od poczatku, gdyz (przynajmniej w okolicach Oslo) wszystkie sporsze norweskie firmy daja juz polskim podwykonawcom umowy do podpisywania...
No wlasnie: "DAJA POLSKIM PODWYKONAWCOM UMOWY DO PODPISYWANIA". Dokladnie tak i dokladnie tu lezy pies pogrzebany.
Zacznijmy wiec od tego, ze umowe naley przeczytac, skonsultowac z kims kto ma o tym jakiekolwiek pojecie (naturalnie wiem ze 99% naszych fachowcow doskonale zna zawilosci i zasadzki prawa norweskiego, przecie glupki nie sa i pomocy nie potrzebuje, ale gdyby powiedzmy na 100 osob choc jedna nie byla pewna, to niech ta jedna jednak poprosi o zaopiniowanie)...
Naturalnie za zaopiniowanie trzeba zaplacic. To boli... No bo. "cos tam poczyta, cos tam pogada, w klawisze postuka, godziny nie przepracowal a tyle pieniedzy za mic by chcial, po...balo go chyba jak mysli ze ja za nic mu bede placil"...
No tak, wiem, Polak darmo placil nie bedzie. Wiec blagam Panow abyscie chociaz tanim kosztem cokolwiek zrobili zanim podpiszecie jakies papiery ktore wam podsuwaja: dajcie to chociaz tlumaczowi zeby na polski przelozyl... Zebyscie choc w ogolnych zarysach wiedzieli, co podpisujecie...
Oczywiscie wiem: czytelnicy tego forum takich bledow nie popelniaja. NIGDY. jednak z mojego doswiadczenia wynika smutny wniosek, ze takie sytuacje nie tyle, ze sie zdarzaja, ale sa wrecz nagminne...