Norweski z przymrużeniem języka – Grunnlovens dag, czyli wszyscy na pociąg!
Na 17. maja obowiązkowy jest też bunad, czyli strój narodowy noszony z wielką dumą. Ilustracja: Katarzyna Sadowska
Tak, każdy ma swoją wigilię, a my przyjrzyjmy się jeszcze kilku słowom związanym z nadchodzącymi dniami.
Na początek punkt dla Norwegów za upraszczanie języka. Po polsku nadchodzące Święta to Pięćdziesiątnica, czyli 50 dni od zmartwychwstania Jezusa albo Zielone Świątki. Dosłownie byłoby to Grønne høytider, a tu mamy po prostu Pinse (Tak jak Boże Narodzenie to krótkie Jul). W Norwegii to śwęto dwudniowe – første og andre Pinsedag. Oba te dni są wolne od pracy, przynajmniej tej płatnej, bo w ogródkach kosiarki do trawy pracują pełną parą, a gnojówka na polach leje się strumieniami jak w Bawarii piwo.
- mai – syttende mai, zwany też oficjalnie Grunnlovens Dag – Święto Konstytucji.
Nieodłącznym elementem świętowania jest pochód, czyli tog (tak jak pociąg).
Mój pierwszy Grunnlovens Dag świętowałem w małym miasteczku położonym z dala od torów. Wszyscy mówili o jakimś pociągu, więc poszedłem go zobaczyć. Czekałem i czekałem, szła orkiestra, dzieci ze szkół, maturzyści (Russ kończący pochodem okres szaleństwa i popijawy), przejechała kolumna starych samochodow, a pociągu ani śladu. Był za to pewien czarnoskóry facet, który idąc w pochodzie, fikał koziołki, stawał na rękach, robił salta i inne triki. A że trikk to po norwesku tramwaj, pomyślałem, że skoro nie ma pociągu, to dobry będzie i tramwaj.
Na 17. maja obowiązkowy jest też bunad, czyli strój narodowy noszony z wielką dumą. Każdy region ma swój wzór i czymś się wyróżnia. Dlatego wystrzegajcie się paradowania w dżinsach, bo jak nic ktoś zwróci Wam uwagę. Oczywiście nie powie wprost „Ej, jesteś niestosownie ubrany jak na tak uroczysty dzień", ale zapyta niewinnie Har dere bunad i Polen? (Macie w Polsce jakieś stroje narodowe?). Więc, jeżeli tańczyliście w „Mazowszu" albo macie wujka górala, wyciągnijcie z szafy to, co trzeba i marsz na pociąg... znaczy na pochód.
A potem jest tradycja softis, czyli miękki lód, bo tak się nazywają lody znane u nas jako „włoskie".
Aha, uważajcie na okrzyki. Zdradliwe jest zwłaszcza hurra, hurra... Jeżeli wypowiemy to z polskim „u" i z niewłasciwym akcentem, może to zabrzmieć jak norweskie hora, a to znaczy... no, powiedzmy ladacznica.
A za tydzień koniec laby – wracamy do pracy. Gramatyka czeka. Hurrraaaa!
Ilustracje: Katarzyna Sadowska
To może Cię zainteresować