Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

10
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Życie w Norwegii

Jak masz na imię, Norwegu? O zwodniczych podwójnych imionach

Jacek Janowicz

24 stycznia 2016 08:00

Udostępnij
na Facebooku
2
Jak masz na imię, Norwegu? O zwodniczych podwójnych imionach

fotolia.pl - royalty free

Zauważyliście pewnie, że Norwegowie lubują się w nadawaniu sobie podwójnych imion. Niby takie miłe i niewinne – Knut Erik, Kjell Arne, Anne Kari... A ja Wam powiadam – miejcie się na baczności i nie dajcie się zwieść. Te podwójne norweskie imiona to pułapka – już dwa razy dałem się podejść jak dziecko.
Pierwszy raz, gdy pracowałem trzy lata temu...przepraszam, trzy zimy temu, przy odśnieżaniu. Nie mogłem zapamiętać imienia jednego z kolegów, więc zapytałem innego, jak mam się do tamtego zwracać. „Per Arne” , odpowiedział Tove Mette. Więc zwracałem się do niego per „Arne"” aż wreszcie Tove Mette zapytał dlaczego nazywam Pera Arne tylko połową jego imienia. I wtedy do mnie dotarło.

Za drugim razem, kiedy dałem się podejść, otrzymałem maila z listą zawodników na mecz. Potrzebowałem jedenastu, imion było czternaście, przecinków zero, zawodników jak się okazało – dziesięciu. Do ostatniej chwili nie wiedziałem, gdzie się kto kończy, a gdzie zaczyna.
W Polsce też istnieją podwójne imiona, ale nikt nie wymaga używania kompletu. Jest luz, można się dogadać, którego imienia używamy. Znam Krzysztofa Dominika, na którego mama mówi Krzysiu, a koledzy Dominik. Zdrowy dystans do swych danych osobowych okazuje też mój kolega Piotr, który lubi się przedstawiać po francusku Pierre. A że nazwisko ma Doliński to już sobie dokończcie sami...

Zastanawiałem się, dlaczego Norwegowie tak sobie te podwójne imiona upodobali.

Może to tradycje rodzinne? Coś jak rosyjskie "otczestwo?". Ale to załatwiają nazwiska, jak Sigurdson czy Karlson a nie drugie imiona... Poza tym w tym bardziej przoduje Szwecja czy Dania ale nie Norwegia. Zresztą używając wszystkich członów musieliby nazywać się na przykład Kjell Arne KnutErikson a nie słyszałem o tego typu podwójnym nazwisku. Swoją drogą gdybym zastosował to u siebie nie wyszłoby mi to na dobre, skończyłbym jako Frankenstein. Za to mój syn Michał miałby niezłą promocję jako Michael Jackson.

A może drugie imię jako wyraz szacunku dla przodków? Przejęte po dziadku? Ale gdyby dziadek też był „podwójny”, wnuczek musiałby być już poczwórny, a kolejnym pokoleniom przybywałoby tylko członów. Pozwalałoby to ocenić, jak długi rodowód ma rodzina, ale prawa jazdy i wizytówki musiałby zmienić format i miałyby długość pół metra, żeby pomieścić wszystkie imiona. Zatem tę możliwość również odrzucamy.

Może Norwegowie mają kompleks, że jest ich tak mało i przez to stwarzają wrażenie, że jest ich więcej? Bzdura, przecież Brazylijczyków jest 200 milionów, a też jakoś się nie ograniczają. Znacie piłkarza o pseudonimie Pele? Tak naprawdę to Edson Arantes do Nascimento. Wyobraźmy sobie, że kopie piłkę pod brazylijskim trzepakiem, gdy nagle z okna wychyla się matka i krzyczy „Edson Arantes do Nascimento - obiaaaaaad!" Coś mi się zdaje, że już prościej było by zawołać:„Chodź gówniarzu jeść!", aczkolwiek na taką odzywkę na obiad przybiegłoby pewnie ze dwunastu wygłodniałych pacanów z poobijanymi kolanami. I dlatego na boiskach mamy takich „krótkich" piłkarzy jak Kaka, Dida, Zico czy Figo. Obowiązuje zatem raczej skracanie, a nie wydłużanie. Nawet norweski król nazywa się krótko, Harald V, a nie, jak na przykład angielski książę Karol, którego pełne imię to Charles Philip Arthur Georg Mountbatten-Windsor.

A zatem pozostaje najbardziej błahy powód, dla którego nazywa się dzieci podwójnymi imionami –po prostu niektóre imiona się rodzicom podobają. I czasem są tak uparci, że każdy obstaje przy swojej propozycji i, żeby uniknąć wojen i zajazdów, pozostawia się obie wersje. Co ciekawe, w Norwegii nie stosuje się zdrobnień. Nie ma Dareczków, Andrzejków, Jacusiów, Asiuń czy Basiuń. To twardziele, którzy nie pozwolą okazać swojej słabości i choćby nie wiem jak płakał po upadku z huśtawki mały bobasek, nie będzie to żaden Ericzek, Peruś czy... mały Sjur.

Ale może przez to dostojeństwo uniknie się później tego co nas, Polaków, czeka za lat kilkanaście czy kilkadziesiąt. Biorąc pod uwagę niedawną popularność imion Sandra, Samanta czy Andżela oraz nawrót popularności Władków, Stasiów i Franciszków, jakoś nie wyobrażam sobie dotrzymania powagi, gdy usłyszę zdanie, że „wnusio Wacław przebywa aktualnie u babci Sandry, zaś babcia Andżela właśnie przewija swojego wnuczka, bo się Kazimierz Władysław zsikał."

Pozdrawia Was Jacek, z bierzmowania Paweł, syn Franciszka i wnuk dwóch Władysławów.
Reklama
Gość
Wyślij
Komentarze:
Od najnowszych
Od najstarszych
Od najnowszych


Lena Gutkowska

27-01-2016 22:12

Swietny tekst, zabawny! Gratuluje autorowi, czekam na wiecej!

Jan Kowalski

24-01-2016 15:39

Podwojne imiona pochodza z czasow gdy np wszyscy miszkancy wsi nazywali sie tak jak wies. Wystarczy sie przejsc po wiejskich cmentarzach. Dominuja groby z jednym nazwiskiem. 2 imiona byly potrzebna by sie odrozniac bo pojedyncze nie starczaly.

Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok