Strona korzysta z plików cookies

w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Przejdź do serwisu

Pozostało jeszcze:

12
DNI

do zakończenia rozliczeń podatkowych w Norwegii

Rozlicz podatek

Czytelnia

"Dużo łatwiej zostać mistrzem świata grając w Fifę niż pójść na zajęcia z siatkówki"

Udostępnij
na Facebooku


O podejściu młodych ludzi do sportu rozmawialiśmy z Tomaszem Pilarczykiem, trenerem pracującym w Norwegii. 


MojaNorwegia: Od ilu lat jest Pan trenerem? Jakie są pańskie osiągnięcia w tym zawodzie?

Tomasz Pilarczyk: Przygodę trenerską rozpocząłem tak naprawdę w Norwegii, trzy lata temu. Można powiedzieć, że liznąłem troszeczkę trenerki w Gwardii Wrocław. Jeśli chodzi o sukcesy to w 2012 roku zdobyłem brązowy medal na mistrzostwach Norwegii 16-latków z reprezentacją Rogalandu, w 2013 roku srebrny medal na mistrzostwach Rogalandu chłopców (17-latków) oraz awans do finałów mistrzostw Norwegii (również chłopcy lat 17). W siatkówkę zacząłem grać w wieku dwunastu lat i zdobyłem mistrzostwo Polski juniorów w 1992 roku w klubie Carina Gubin oraz grałem czynnie w drugoligowej Gwardii i Burzy Wrocław. 

MN: Co sądzi Pan o dzisiejszej kondycji młodych osób? Gorzej/lepiej radzą sobie niż ich starsi koledzy np. z testami wytrzymałoświowymi?

TP: Wydaje mi się, że jest gorzej niż było to w latach dziewięćdziesiątych. Sport musi niestety walczyć ze swoją największą konkurencją, jaką są komputery. Dużo łatwiej zostać mistrzem świata grając w Fifę niż pójść na zajęcia z siatkówki. Po drugie, mamy epidemię osób otyłych, za co odpowiada złe odżywianie się i siedzący tryb życia, a te czynniki nie zachęcają nas z pewnością do pójścia na trening. Co do testów to nie mam takiego doświadczenia, aby stwierdzić, czy w chwili obecnej młodsi koledzy radzą sobie gorzej z testami wytrzymałościowymi niż ci starsi, aczkolwiek pewne wnioski nasuwają się same. 

drużyna wraz z trenerem

MN: Czy uważa Pan, że zainteresowanie sportem zwiększyło się czy zmniejszyło w ciągu ostatnich lat?

TP: Mam takie dziwne wrażenie, że dużo mówi się o sporcie w mediach, widzi się wielu ludzi uprawiających go: bieganie, jazda na rowerze, siatkówka, ale z drugiej strony przybywa nam otyłych, więc może rzeczywiście zainteresowanie ćwiczeniami jest większe w mediach, ale czy w istocie tak właśnie jest? Nie sądzę. Przez uprawianie sportu rozumiem co najmniej trzy treningi w tygodniu, a nie bieganie dla PR-u raz w tygodniu wokół Mosvannet. 

MN: W Polsce wiele dzieci nie chce z różnych powodów brać udziału w zajęciach z wychowania fizycznego w szkole. Wymyślono nawet akcję "Stop zwolnieniom z WF-u". Czy w Norwegii też dostrzega się podobną sytuację?

TP: Z wykształcenia jestem nauczycielem wychowania fizycznego, ale w Norwegii nie pracuję jeszcze w zawodzie, więc nie jestem do końca zorientowany, jednak cieszą mnie akcje w Polsce typu „Stop zwolnieniom z WF-u” i będę głośno ją popierał. Wiem jedno – moja córka w Norwegii nie dostanie takiego „lewego” zwolnienia od lekarza. Oczywiście, jeżeli będzie to konieczne to jasna sprawa. Pamiętam sytuację, jak skręciłem sobie staw skokowy (miałem może 14-15 lat), wówczas na treningi chodziłem z gipsem na nodze i patrzyłem jak trenowali koledzy. To się nazywa determinacja. 

Tomasz Pilarczyk

MN: Czy widzi Pan jakaś różnice między podejściem do treningu wśród polskich i norweskich dzieci?

TP: Zaraz po tym, jak objąłem zespół Hinnavolleyball w Stavanger zawodnicy mieli bardzo luźne podejście do treningu. Przychodzili na nie, aby spotkać się z kolegami i przy okazji poodbijać piłkę. Teraz wiedzą, że przychodzą pracować i wszyscy razem mamy wspólny cel, jakim jest awans do finałów NM 2015. Cały czas pracuję nad stuprocentową frekwencją na zajęciach i uważam, że jest coraz lepiej, ale jest to długi i mozolny proces. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale szkoła lub obiad niedzielny nie są dla mnie wymówką nieobecności na treningu lub turnieju. Myślę, że Norwegom brakuje trochę zadziorności na boisku, cieszenia się z gry, przeżywania sytuacji boiskowych, nieco pozytywnej sportowej agresji. Pamiętam zdarzenie z poprzedniego sezonu, kiedy grałem jeszcze w pierwszej lidze i dostałem wówczas żółtą kartkę za głośne klaskanie i cieszenie się z uznanych punktów. De facto, klaskałem do własnych kolegów z drużyny. Sędzia mówił mi, że nie wolno robić w ten sposób. 

MN: Jak współpracuje się Panu z norweskim trenerem Toroddem Rykkje?
TP: Turodd jest jeszcze młodym trenerem, który ubiega się o swoją licencję trenerską. Z reguły to on zajmuje się młodszymi rocznikami, a ja tymi starszymi. Współpraca układa nam się bardzo dobrze. Turodd wiele uczy się ode mnie, ale jednocześnie wprowadza na treningi sporo własnej inwencji twórczej. 

MN: W jaki sposób zachęcić dzieci do uprawiania sportu?
TP: Uważam, że wiele zależy od rodziców. To my (rodzice) jesteśmy przykładem i wzorem do naśladowania, więc ruszajmy się sami, uczestniczmy w różnych formach ruchu, a dzieci pójdą za nami. Pośrednią formą zachęcania jest sam trening; zapisałem swoją 6-letnią córkę na piłkę ręczną i musieliśmy zrezygnować po trzech zajęciach, ponieważ moje dziecko uważało, że to nudne. Niestety, to było prawdziwe trenowanie bez żadnej formy zabawowej. Przeżywajmy z dziećmi ich treningi oraz sukcesy, uczestniczmy w nich razem z nimi, to pozytywnie motywuje. Inną formą zachęcania do sportu jest promocja jego oraz zdrowego trybu życia w szkole. Trzecim sposobem są media, dzięki nim wiele się zawdzięcza w popularyzowaniu sportu.

MN: Dziękuję za rozmowę.


źródło zdjęcia frontowego: fotolia.com - royalty free

Reklama
Gość
Wyślij


Reklama
Facebook Messenger YouTube Instagram TikTok